poprzedni artykułnastępny artykuł

Z Sieradza do Ligi Mistrzyń. Wywiad z Patrycją Balcerzak.

Patrycja Balcerzak to wielokrotna reprezentantka Polski w piłce nożnej, ostatni sezon spędziła w hiszpańskim klubie Sporting de Huelva. Zawodniczka z Sieradza opowiedziała nam o drugiej edycji turnieju dla dzieci, który zorganizowała w swoim rodzinnym mieście, różnicach między niemiecką i hiszpańską ligą, a także o życiu na Półwyspie Iberyjskim. Z uczestniczką Ligi Mistrzyń rozmawiał Kamil Kijanka.

Kamil Kijanka: To już druga edycja Balcerzak Cup. Skąd wziął się pomysł?

Patrycja Balcerzak: Jeszcze przed pandemią rozmawiałam o możliwości zorganizowaniu takiego turnieju w Sieradzu z prezesem naszego lokalnego radia. Na wszystko jednak przychodzi czas. W zeszłym roku z bratem podczas Świąt Bożego Narodzenia dyskutowaliśmy o piłce nożnej. Wspólnie uznaliśmy, że fajnie byłoby zorganizować coś takiego dla dzieci. Nie tylko dla chłopców, ale i dziewczynek w wieku 10-11 lat. Spotkałam się z przedstawicielami Warty Sieradz oraz Naszego Radia w Sieradzu, dowiedziałam się jak to powinno wyglądać od strony organizacyjnej i wszystko ruszyło. Sama dobrze wiem, jakie miałam możliwości na początku i jak takie inicjatywy są potrzebne. W Sieradzu i okolicach nie można było znaleźć turnieju dedykowanego dziewczynkom. Widać jednak, że ten trend zaczyna przychodzić. W porównaniu z pierwszą edycją dostrzegam dużo większe zainteresowanie turniejem wśród dziewcząt. To cieszy.

Cieszy również to, że nie zapominasz o swoich korzeniach. 

Oczywiście. Moja mama powiedziała mi kiedyś – Nigdy nie zapominaj o korzeniach. I właśnie tak robię, odkąd jako nastolatka wyjechałam do Szczecina. Uwielbiam moje rodzinne miasto. Zawsze bardzo się cieszę z powrotów do Sieradza i tęsknię za nim i znajomymi. Czuję radość, gdy widzę jak się rozwija i zmienia na lepsze. Jestem dumną sieradzanką i naprawdę kocham to miasto. Co do turnieju – wiem, że na pewno na tych dwóch edycjach nie poprzestanę i będę popularyzować piłkę nożną wśród dzieci w naszych okolicach. Chciałabym pomóc dziewczynkom z okolic w rozwoju i otworzyć im drzwi do profesjonalnej kariery. Myślę o tym projekcie długofalowo.

Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką nożną?

Od zawsze ciągnęło mnie do sportu. Na podwórku grałam w piłkę z kolegami i jeden z nich powiedział mi o tym, że mamy klub, w którym jest drużyna kobiet. Nie było to jednak tak poukładane jak dziś. Grałam z kobietami starszymi o dziesięć lat. Na początku byłam bardzo wszechstronna i uprawiałam kilka dyscyplin jednocześnie – trenowałam koszykówkę, piłkę nożną, karate i jeździłam na szkolne zawody lekkoatletyczne. Wygrałam m.in. ogólnopolski turniej karate we Wrocławiu. Będąc w gimnazjum, musiałam w końcu podjąć decyzję, na którą dyscyplinę się zdecydować.  Było tego po prostu za dużo. Nie zaniedbywałam również nauki. Wszystko dzięki mamie, która zawsze podkreślała, jak ważne jest wykształcenie. Między innymi dlatego ukończyłam studia chemiczne. Jestem jej za to wdzięczna. Jeśli chodzi o piłkę nożną, momentem przełomowym był koniec gimnazjum, kiedy pojechałyśmy na Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży. Na trybunach siedział trener Pogoni Szczecin. Budował wtedy zespół na Ekstraligę i chciał, żebym dołączyła do jego drużyny. Warunek od mamy był jeden – nie mogłam iść do klasy sportowej, żeby nie zaniedbać nauki. Tak to się zaczęło. W wieku 18 lat zostałam pierwszy raz powołana do kadry seniorskiej. Było to bardzo duże wyróżnienie. Miałam taki jeden sezon, w którym zaliczyłam trzy kadry – U-17, U-19 i drużynę seniorską.

Wczesne debiuty to chyba Twoja specjalność. W U-17 debiutowałaś mając trzynaście lat…

To prawda. Zachował się nawet jeden artykuł w sieradzkiej gazecie, który informował o tym powołaniu. Dzięki temu, że moja mama kolekcjonuje wszystkie informacje z prasy na mój temat, mam go do dziś na pamiątkę. Były to zgrupowania pod Warszawą z trenerem Miedzińskim i wtedy zaczęła się moja przygoda z młodzieżową kadrą narodową.

Po sukcesach na krajowym podwórku, m.in. w Medyku Konin i Górniku Łęczna, trzy sezony spędziłaś w niemieckiej Bundeslidze. Czy był to dla ciebie duży przeskok?

W tamtych czasach widać było różnicę. Zderzyłam się z zupełnie inną intensywnością, do której na początku musiałam się przyzwyczaić. Dziś jednak dostrzegam jak wiele się zmienia. Moje koleżanki, które były piłkarkami, a dziś zaczynają przygodę po drugiej stronie barykady jako trenerki, wdrażają potrzebne zmiany w metodach treningowych. Wśród nich mogę wymienić chociażby Anię Szymańską z Sosnowca, czy Karolinę Koch, która zdobyła właśnie mistrzostwo Polski z GKS Katowice. Mają wiedzę i doświadczenie, dzięki czemu reagują odpowiednio na to, co się dzieje. One naprawdę przykładają uwagę do intensywności i jakości treningów, aby były na jak najwyższym poziomie. Nie każdy klub zagraniczny jest lepszy od polskiego. Staram się to myślenie stopować, że co zagraniczne, to od razu musi być lepsze. U nas są kluby, które wykonują świetną pracę. Większym wyzwaniem jest jednak wyrównanie poziomu całej ligi. Tak, aby drużyny ze środka lub końca tabeli nie odstawały tak mocno od tych najlepszych zespołów.

Ostatni sezon spędziłaś w lidze hiszpańskiej. Jakie dostrzegasz różnice między ligą hiszpańską i niemiecką?

W Niemczech mamy dwanaście zespołów, w Hiszpanii szesnaście. Do tego dochodzą jeszcze różne puchary, więc jest dużo więcej meczów do rozegrania. Jest przez to dużo mniej czasu na regenerację i okres przygotowawczy. W Hiszpanii dużo większy nacisk kładzie się na pojedynki jeden na jeden. Zdarzało się także, że mieliśmy dwa treningi na dobę i to trzy dni pod rząd, z czego jedne zajęcia były na siłowni, drugie na boisku. Często byłyśmy wykończone. U naszych zachodnich sąsiadów mikrocykle treningowe były też dużo bardziej usystematyzowane. Wiedziałyśmy, kiedy i czego się mniej więcej spodziewać. Tu bardzo często zdarzało się, że intensywne zajęcia odbywały się także przed meczami.

Emocji na pewno nie brakowało. Do samego końca musiałyście walczyć o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dopiero ostatnie mecze z zespołami z dołu tabeli zadecydowały o waszym utrzymaniu.

Było bardzo emocjonująco. Połowę sezonu skończyłyśmy w środku tabeli, na ósmym miejscu. Potem przyszła zła passa. Przez dwa miesiące nie potrafiłyśmy wygrać spotkania, przez co pod koniec czekała nas trudna walka o utrzymanie. Pamiętam jeden z ostatnich meczów z Valencią, który wygrałyśmy 2:1. Po meczu kilka zawodniczek, w tym nasza Pani kapitan, dosłownie zalało się łzami. To tylko pokazuje, jak wiele nas to kosztowało. Widać jak to przełamanie z tak dobrym zespołem nam smakowało. Miałam jednak cały czas to poczucie, że nie spadniemy. Miałyśmy świetne zawodniczki i grałyśmy na dobrej intensywności.

A samo życie w Hiszpanii przypadło Ci do gustu?

Należy pamiętać, że Hiszpania jest dużym krajem, którego regiony bardzo się od siebie różnią. Hiszpanie z Południa mają zawsze na wszystko czas. Ciągle powtarzają „mañana, mañana” (po polsku – jutro, jutro). Preferują życie radosne, ciepłe i bezstresowe. Żyjąc tam naprawdę można wyluzować (nie licząc oczywiście ciężkich treningów i rozgrywek). ja sama przez ten rok nabrałam dużego dystansu do życia. Na meczach kibice są jednak bardzo zaangażowani i niezwykle emocjonalni.

Czy zobaczymy Cię w zespole Huelvy także w przyszłym sezonie?

Na tę chwilę nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Sprawa jest rozwojowa.

Czego brakuje naszej reprezentacji, aby zagrać na dużej imprezie?

Niczego nam nie brakuje. Mamy zawodniczki na bardzo dobrym poziomie, w tym kilka gwiazd europejskiego formatu, które otoczone są świetnym sztabem trenerskim. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi, dlaczego jeszcze nie awansowałyśmy. Myślę, że jest to proces, który w końcu zostanie zakończony sukcesem. Wierzę w to, że niebawem się uda.

Artykuły z tej samej kategorii

“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”

Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...

Nadzieja polskiego hokeja

Przeczytaj wywiad z zawodniczką kanadyjskiego zespołu Ontario Hockey Academy, nadzieją polskiego hokeja - Magdaleną Łąpieś! 🏒🇵🇱 Dowiedz się, jak...

„Czarne charaktery gra się trochę łatwiej”  Z Adamem Woronowiczem rozmawia Kamil Kijanka.

Artman z ,,Diagnozy'', Hepner ze ,,Skazanej'', pułkownik Wasilewskiego z ,,Czasu Honoru'' czy Darek Wasiak z The Office PL -...