“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Są jednak tacy, którzy poświęcają mu dziesiątki godzin tygodniowo, jeżdżą za nim po całym świecie i kochają go nad życie. Latający dysk (frisbee), bo to o nim mowa, niejednej osobie zawrócił w głowie. W czym tkwi jego fenomen i z roku na rok rosnąca popularność?
Początki
Sport, który dzisiaj określamy mianem Ultimate, czyli bezkontaktowa, dynamiczna rywalizacja drużynowa, w której celem drużyny atakującej, poprzez podawanie dysku, jest jego ostateczne złapanie w zonie przeciwnika, narodził się w USA w 1968 roku. Początkowo miał być lekiem na licealną nudę, ale stało się tak, że dzisiaj Ultimate w samych Stanach Zjednoczonych zrzesza 6 milionów graczy, a znany jest na całym świecie.
Na boisku, gdzie ścierają się ze sobą dwie drużyny, nie ma sędziego. Gracze kierują się zasadą fair play i tak naprawdę każdy jest sędzią. Zawodnik, który ma dysk nie może z nim biegać, ale może go podać do dowolnego gracza ze swojej drużyny. Od podania do podania drużyna stara się dojść do zony przeciwnika i tam zdobyć cenny punkt. Jeśli dysk upadnie, bo podanie będzie niedokładne albo zakłócone przez przeciwnika, to drużyna przeciwna przejmuje dysk i buduje kontratak.
Początkowo miał być lekiem na licealną nudę, ale stało się tak, że dzisiaj Ultimate w samych Stanach Zjednoczonych zrzesza 6 milionów graczy.
W Polsce z każdym miesiącem przybywa nowych graczy spragnionych wyzwań i niezapomnianych wrażeń. Pierwszą drużyną w naszym kraju była poznańska ekipa o jakże intrygującej nazwie „Uwaga Pies”. Obecnie możemy mówić o 30 polskich drużynach, ale jak to w życiu tak i w Ultimate Frisbee, sytuacja zmienia się szybciej niż jesienne prognozy pogody. Miastami najprężniejszymi w tej dyscyplinie sportowej i tym z samym z największą bazą zawodników są Warszawa i Wrocław.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Związek z latającym dyskiem nie należy do najłatwiejszych. Michał Rudy, trzykrotny mistrz Polski, swój romans z frisbee rozpoczął 4,5 roku temu. Obecnie gra w dwóch drużynach – „Mojra” (dywizja męska) i „Bez Ciśnień Kosmodysk” (dywizja mieszana). Jest, uwaga, cutterem, czyli zawodnikiem w polu, którego zadaniem jest zdobywanie metrów albo punktów. W „Kosmodysku” zdarza mu się również grać na pozycji handlera (rozgrywającego).
„Kilka dni później wybrałem się na finały Warszawskiej Ligi Ultimate, aby na żywo zobaczyć, jak to wszystko wygląda, porzucałem dyskiem i momentalnie się wciągnąłem”.
Zapytany o swoje początki odpowiada z nostalgicznym uśmiechem: „Koleżanka pokazała mi filmiki z najbardziej widowiskowymi akcjami meczów (tak zwane highlights) i wywarły one na mnie ogromne wrażenie. Kilka dni później wybrałem się na finały Warszawskiej Ligi Ultimate, aby na żywo zobaczyć, jak to wszystko wygląda, porzucałem dyskiem i momentalnie się wciągnąłem”.
Graczem może zostać praktycznie każdy. Wystarczy, że kandydat potrafi biegać. Reszta przyjdzie z czasem. Jednak frisbee, jak każdy inny sport, wymaga ogromnej dyscypliny i silnej woli. „Zimą skupiam się na treningach indywidualnych takich jak bieganie czy siłownia, 3-4 razy w tygodniu mniej więcej po 1,5 godziny. Gdy rozpoczyna się sezon outdoorowy – koniec marca/początek kwietnia – rozpoczynamy treningi drużynowe i wtedy mamy 2 treningi po 2 godziny z „Mojrą” i tak samo z „Kosmodyskiem”, co daje mi 8 godzin treningów w tygodniu. Do tego często dokładam siłownię, jeśli mam na nią trochę czasu” – tak o swojej codzienności opowiada Michał.
Quo Vadis frisbee?
Nie ma co się oszukiwać, że na obecną chwilę da się żyć tylko i wyłącznie z bycia zawodowym graczem Ultimate. Na szczęście ta sytuacja się zmienia, co widać po coraz częstszej „ultiformalizacji”. Drużyny przekształcają się w formalne kluby sportowe, dzięki czemu mogą otrzymać dofinansowania od miasta, a także pozyskiwać sponsorów.
Jakie są marzenia Michała? Zagranie na mistrzostwach świata z reprezentacją narodową albo zagranie z jedną z jego drużyn podczas mistrzostw klubowych. Ambitnie, prawda? Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć mu spełnienia marzeń i trzymać kciuki za rozwój Ultimate Frisbee w naszym kraju, bo jest to sport niezwykle fascynujący i dający mnóstwo frajdy, nie tylko w parku podczas grilla z przyjaciółmi.
Polecamy artykuł:
ORLEN Team startuje w jubileuszowej, czterdziestej edycji rajdu Dakar