Kontusz i sukmana
Kwestia chłopów i ich miejsca w dziejach niedawno stała się popularnym tematem, zarówno na popularnonaukowych portalach, jak i pośród...
Rzeź Woli w sierpniu 1944 r. powinna być wyrzutem sumienia dla polskich historyków, decydentów, i całej opinii publicznej. Pamięć o tej masakrze nie jest dość czczona, a skandalem jest to, że nie poświęcono jej żadnej monografii. Wstrząsająca tragedia, jedyna taka w Europie XX w., jest wydarzeniem znanym jedynie mniejszości. I prawie kompletnie nieznanym na świecie. Mimo swej wyjątkowości. W ciągu kilku dni sierpnia 1944 – których kulminacją były 5-7 sierpnia – zostało wymordowanych około 50 tys. cywili. Dzieci, kobiet, starców. Opisy autorstwa tej garstki, która ocalała są wstrząsające. Wiele z nich można znaleźć w sieci. Ale co z tego, skoro nigdy nie zostały zebrane w zbiór dokumentów, czy nawet w monografię? Ani popularną, ani stricte naukową. Spacer ulicami warszawskiej Woli, od tablicy do tablicy, jest wstrząsający. Na terenie dzielnicy jest kilkadziesiąt tablic pamiątkowych, głównie tzw. krzyży Tchorka, nazwanych od nazwiska ich twórcy – bardzo charakterystycznego artysty. Napisy mówią, że w jednym miejscu Niemcy zamordowali kilkaset osób, a w innym kilka tysięcy. Dokładnie tak! Jest kilka miejsc, gdzie w ciągu kilku godzin niemieccy żołnierze i policjanci zamordowali nawet dziesięć tysięcy kobiet, dzieci i mężczyzn. Tych ostatnich zresztą była mniejszość. Rekord – jakkolwiek strasznie to brzmi – przysługuje miejscu, gdzie dziś znajduje się salon samochodowy przy ul. Górczewskiej. Tam, zaledwie w ciągu kilku godzin, zamordowano około 12 tysięcy całkowicie niewinnych i bezbronnych cywili. Stoi tam krzyż, tablica pamiątkowa i jest parking – skądinąd samowola budowlana. Ta wstrząsająca historia, wymordowanie całej dzielnicy europejskiej metropolii, nie doczekała jakiegokolwiek opisu. Są liczne, lecz rozrzucone relacje. Jest też wydanych kilka wspomnień. Oprócz tego monografia Szpitala Wolskiego, gdzie 5 sierpnia Niemcy wymordowali personel i pacjentów. Jednak brak całościowego ujęcia. Skutek jest taki, że nawet wśród warszawiaków rzeź Woli jest tematem nieznanym. W tej kwestii „przegraliśmy” z rzezią Nankinu. Masakra dokonana w 1937 r. przez japońską armię doczekała wielu książek – fiction i non-fiction. Ma swoje miejsce w podręcznikach historii. Nawet w pop-kulturze, bo była tematem dla kilku zespołów muzycznych. Oficjalne przeprosiny wyraził rząd Japonii. Wreszcie, co jest najlepszym dowodem na wstyd narodu sprawców, pojawili się negacjoniści. W przypadku rzezi Woli powszechna ignorancja – w Polsce i na świecie – sprawia, że jej negacjoniści prędko się nie pojawią. Sytuacją z jednej strony wymarzoną, z drugiej zawstydzającą (to paradoks, ale prawdziwy), byłoby napisanie i wydanie książki o wolskiej tragedii przez jakiegoś cudzoziemca. Najlepiej Anglosasa pokroju Normana Daviesa. Wtedy wszyscy byśmy przepracowali ów straszny temat. Być może pojawiłaby się szansa na wydanie tej książki w innych krajach. A zdarzeniem najbardziej oczekiwanym byłoby napisanie solidnej pracy, także o charakterze popularyzatorskim, przez dobrego polskiego autora. Następnie przetłumaczenie jej na język niemiecki, wydanie i masowa dystrybucja za pieniądze publiczne. Tak, żeby reprezentatywna grupa czytelników w Niemczech otrzymała ją za darmo. To obowiązek nie tylko naukowy, ale i moralny. Nie tylko ze względu na pamięć ofiar, ale i obowiązek cywilizacyjny. Żadna uważająca się za cywilizowaną wspólnota nie może pozwolić sobie na taką lukę w wiedzy o swojej przeszłości. Owa luka jest bardzo zaskakująca. Polska historiografia jest bogata. Czas „białych plam” mamy już za sobą. W ostatnim dwudziestoleciu krok po kroku zapisywano to, czego nie można było robić w PRL. Oczywiście dostęp do archiwów np. rosyjskich nadal jest ograniczony, więc wiele kwestii jest opisywanych na podstawie dość wąskiej bazy źródłowej. Z powodu bieżących kontrowersji politycznych, nacisków ze strony wpływowych środowisk, wreszcie ogromu zasobów archiwalnych, ogromne wyzwania stoją przed historykami okresu PRL. Tu jednak sprawa wydaje się być przesądzona – czas robi swoje, więc za pewien czas większość tych trudności zostanie przezwyciężona. I doczekamy wtedy uczciwych i pełnych biografii postaci takich jak Bronisław Geremek czy Adam Michnik. Problemem zasadniczym nie są bowiem „białe plamy”, ale ignorancja w odniesieniu do dziejów. Pierwszą kwestią jest zapomnienie klasyków polskiej historiografii. Warto bowiem przeczytać monumentalną pracę Stefana Kieniewicza o powstaniu styczniowym, po to, aby nie powtarzać pseudinteligenckich frazesów o rzekomo polskiej skłonności do nierozsądnych zrywów zbrojnych. Lektura i dyskusja nad tym, co zbadano pozwoli na rozsądne i wolne od ahistorycznych ocen debatowanie o budzących największe emocje wydarzeniach w naszych dziejach. Z uwzględnieniem Powstania Warszawskiego i Września 1939 na pierwszym miejscu. Mamy też problem następujący: dziesiątki i setki czynnych w Polsce historyków wytwarza ogromną masę prac przyczynkarskich. Jest problem z syntezą tego wysiłku. Chyba zbyt rzadko ukazują się prace, które można uznać za pomnikowe. Jednym ze skutków tego zjawiska jest przekonanie, że tylko Anglosasi potrafią zajmująco pisać o historii. A polscy historycy to nudziarze. Rzeczywiście wielu z naszych dziejopisów przynudza. Ale też nie brakuje przykładów łączenia dobrego warsztatu i pióra. Zmarły prof. Jan Baszkiewicz jest na to dowodem. Z niedawno wydanych prac doskonale są napisane dwa pierwsze tomy historii USA Zbigniewa Lewickiego i książka o Rosji „Ósmy kontynent” Wojciecha Zajączkowskiego. Także obszerna historia PRL Andrzeja Sowy, oraz opis pierwszego piętnastolecia III RP pióra Antoniego Dudka. Powyższe przykłady są wyborem nie dość, że indywidualnym, ale i przypadkowym. Z pewnością lista książek wybitnych jest znacznie dłuższa. Powinniśmy sobie życzyć, aby się wydłużała. Nie tylko z miłości do muzy Klio, ale też dlatego, że świadomość historyczna jest w Polsce jedną z najważniejszych pobudek zaangażowania obywatelskiego i narodowego. Piotr Gursztyn
Poznaj też inne kontrowersje w historii świata w Magazynie Koncept.