Czy góry są dla każdego?
Marzysz o niezapomnianej wycieczce w góry, ale nie wiesz jak ją zaplanować, co ze sobą zabrać i jak się...
Każdy z nas wybierając się poza granice własnego domu jest zmuszony w końcu pomyśleć o tej jednej niezbędnej nam do życia rzeczy – jedzeniu. O ile poruszamy się w zasięgu sklepów czy restauracji, to oczywiście kwestia wydaje się prosta do rozwiązania. Problem pojawia się natomiast w przypadku kiedy takiej możliwości nie mamy i pożywienie musimy przygotować sobie wcześniej, zabrać je ze sobą, a na koniec jeszcze odpowiednio przyrządzić.
Jedzenie w terenie wymaga od nas często większego przemyślenia i kompleksowego planu działania. Od tego co będziemy jeść, będzie zależała energia, jaką będziemy dysponować. Jeśli planujemy więc intensywny wysiłek, to równie intensywnie powinniśmy zadbać o nasze wyżywienie. W tym miejscu podkreślam – nie jestem dietetykiem, natomiast podzielę się zasadami, którymi sam się kieruję.
Dla ułatwienia przyjmijmy hipotetyczny przykład. Młoda osoba w dobrej kondycji fizycznej i poprawnej wadze powinna być w stanie przejść w górach spokojnym tempem około 20 kilometrów jednego dnia, przy przewyższeniu nie przekraczającym 1000 metrów i plecakiem o wadze maksymalnie 10 kilogramów. Taka trasa (z przerwami) zajmie jej prawdopodobnie cały dzień, więc pomiędzy marszami musi się w jakiś sposób posilić. W tym miejscu dochodzimy do wyboru jedzenia.
Co jest właściwie ważne?
Ważne są węglowodany, tłuszcze oraz białka. Kolejność nie jest przypadkowa, gdyż posiłek powinien zawierać ok. 50% węglowodanów, ⅓ składu powinny stanowić tłuszcze, a ok. 15% białka. Oczywiście nikt nie liczy dokładnie procentów przed przyrządzeniem każdego posiłku, natomiast warto je mieć na uwadze. W górach przy intensywnym trekkingu przeciętna osoba będzie potrzebować co najmniej 4000 kcal. To dużo, prawda? Nie bójmy się tutaj o swoją dietę, ponieważ zapotrzebowanie w tym przypadku wprost wynika ze spalania kalorii podczas wielogodzinnego wysiłku.
Co wrzucić na ząb?
Wybór jest całkiem spory i w dużej mierze zależy od tego, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Jeśli zabieramy dużo rzeczy, na przykład do spania, to prawdopodobnie nie będziemy mieć zbyt wiele miejsca na pakowanie jedzenia, które zajmuje sporo miejsca, co więcej, waga także nie pozostaje bez znaczenia. Zabranie składników na “normalny” obiad (jak kurczak z ryżem i warzywami) może okazać się niemożliwe, więc co wtedy?
Jeśli chcemy zredukować zarówno wagę, jak i miejsce to najlepszym rozwiązaniem będą liofilizaty. Czym one są? Jest to pełnowartościowa żywność, która została poddana procesom mrożenia, a następnie odessania wody. Dzięki tym zabiegom takie produkty zachowują wszystkie składniki odżywcze i ważą bardzo niewiele, a do przyrządzenia wymagają jedynie zalania wrzątkiem i odczekania 5 minut. Właściwie ich jedynym minusem jest stosunkowo wysoka cena. Pamiętajmy jednak, że w tej cenie mamy pełnowartościowy posiłek i kilkukrotnie zredukowaną wagę, dzięki czemu na pewno dalej zajdziemy, a w plecaku będzie dużo luźniej. Smaków jak i firm jest dostępnych dużo, najczęściej jednak warto zaopatrzyć się w odrobinę podstawowych przypraw, tak, aby doprawić potrawę według własnych preferencji kulinarnych.
Kiedy w portfelu pusto jak w brzuchu
Kolejną propozycją, nieco bardziej budżetową, jest przygotowanie “normalnych” posiłków, w miarę możliwości wcześniej. Przykładem może być kurczak, usmażony/ugotowany dzień przed wyjściem, świeże, pokrojone warzywa (ogórek, papryka, marchew, por) oraz kasza kuskus. Wystarczy ją zalać wrzątkiem i poczekać, aż napęcznieje. Wtedy także uzyskujemy pożywne danie, nie wymagające dużego nakładu pracy oraz środków finansowych. Wadą tego rozwiązania jest to, że nie jest ono zbyt długoterminowe i raczej nadaje się jedynie na pierwszy dzień wyjazdu. Co zatem z resztą wyprawy? Możemy zmodyfikować ten przepis poprzez suszenie mięsa i warzyw. Wartości odżywcze pozostają bez zmian. Tracimy nieco na walorach smakowych, ale mamy zdecydowanie przedłużoną zdatność do spożycia.
Podjadanie gorąco wskazane
Zaczęliśmy od razu od głównego dania, które jest oczywiście najważniejsze przy dużym wysiłku. Aby jednak “dotrwać” do obiadu i dotrzeć do celu musimy jeść także coś poza nim – czyli śniadania, kolacje i przekąski podczas marszu. Śniadania i kolacje możemy zapełnić nawet kanapkami, pamiętajmy jedynie o dodaniu warzyw czy owoców, aby kanapki były jak najbardziej odżywcze. Osobiście preferuję jednak różnego rodzaju owsianki oraz płatki typu musli, które sam przyrządzam tak, aby zawrzeć w nich dużo wartościowych składników (płatki owsiane, kukurydziane, migdały, owoce kandyzowane, nasiona chia, daktyle, pestki słonecznika, suszone owoce).
Czym zalać takie musli? Ja korzystam z mleka typu UHT, albo rozrabiam mleko w proszku z wodą, aby zredukować masę noszoną na plecach.
Wszędzie woda i woda. Zaraz się okaże, że zabierzemy mało jedzenia, ale 10L wody będzie potrzebne do jego przyrządzenia. Jak sobie z tym poradzić? Jeśli trzymamy się wyjścia w góry, to mamy na trasie pełno strumieni, które chętnie zaopatrzą nas co jakiś czas w potrzebną wodę, sugeruję jednak, aby zawsze korzystać z filtra typu lifestraw – zabezpieczy on nas przed przykrymi niespodziankami i żołądkową rewolucją.
Czas na przekąski. Jedną z moich ulubionych jest suszona wołowina. Bardzo wartościowa, kaloryczna, a zarazem świetna w smaku. W Internecie znajdziecie wiele przepisów, które nie są trudne, a porządne wysuszenie mięsa jest możliwe nawet w piekarniku. Do tego można dodać orzechy, bakalie oraz batony proteinowe. W tym wszystkim nie należy zapominać o nawadnianiu. Oprócz wody Wasz organizm podziękuje także za napój izotoniczny, najlepiej taki zrobiony samemu! Miód, cytryna lub pomarańcza, imbir, mięta, szczypta soli (dla uzupełnienia sodu) i w drogę! Możemy też zrobić swojego rodzaju koncentrat, zmniejszając ilość wody i rozrabiać go dopiero na szlaku.
Kompletując zestaw jedzenia zawierający pełnowartościowe posiłki i przekąski oraz dbając o nawodnienie mamy gwarancję bycia w pełni sił podczas całej wędrówki, zmniejszenie zakwasów oraz zredukowanie skutków zmęczenia organizmu. Na koniec także dobre samopoczucie, które jest tak istotne na wyjeździe. Mam nadzieję, że od teraz kwestia jedzenia w terenie stała się nieco jaśniejsza i nigdy więcej nie będziecie skazani na przysłowiową zupkę chińską. Smacznego!