poprzedni artykułnastępny artykuł
Koncert - The Cure historia - Magazyn Koncept

Zespół The Cure – historia: Najlepsze muzyczne lekarstwo

Długie czarne włosy, makijaż i ogromna charyzma. Robert Smith, lider zespołu The Cure (z jęz. ang. lekarstwo – przyp. red.), to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci w branży muzycznej. Sam zespół, choć obecnie sklasyfikowany jest jako przedstawiciel rocka alternatywnego, przybierał różne postaci. Wielu do dziś utożsamia grupę z subkulturą gotycką. Wszystko przez charakterystyczny, dość mroczny wizerunek i ponure, często dekadenckie brzmienia. Co ciekawe, ich debiutancka płyta nasycona jest w wielu miejscach motywami punkowymi. Z czasem zespół obrał zupełnie inny kierunek i udowodnił, że z powodzeniem potrafi tworzyć również skoczne, popowe numery. Muzycy także w wywiadach odcinali się od rzekomych powiązań z subkulturą gotycką. Przez ponad czterdzieści lat istnienia Kjurzy zmieniali się niczym kameleon.

Fascynacja The Beatles

Robert Smith urodził się 21 kwietnia 1959 roku w angielskim mieście Blackpool, a dorastał w oddalonym blisko 45 kilometrów od Londynu Crawley. Robert od dziecka interesował się wieloma rzeczami, nie tylko muzyką. Potrafił godzinami siedzieć z nosem w książkach, co w przyszłości miało zaowocować wieloma wyśmienitymi tekstami. Jak na prawdziwego Anglika przystało, lubił także futbol. Jako nastolatek grał nawet na pozycji skrzydłowego w miejscowej drużynie. Oczarowany był przede wszystkim jednak muzyką. W jednym z wywiadów przyznał, że jako dziecko zachwycił się utworem „Help” zespołu The Beatles. Brat George’a Harrisona mieszkał zresztą w pobliżu, przez co Robert miał parę razy okazję zobaczyć gwiazdora na żywo. W czasach szkolnych poznał Laurence’a Tolhursta, którego dziś wszyscy fani The Cure znają jako „Lola”. Mając jedenaście lat mały Smith udał się na festiwal muzyczny na wyspę Wight, gdzie zagrały takie legendy, jak: The Doors, Joni Mitchell, Procol Harum, Miles Davis czy Jimi Hendrix.

Zespół wystąpił w Polsce zaledwie kilka razy – ostatnio w 2016 roku w łódzkiej Atlas Arenie.

Punkowa twarz Smitha

Smith z czasem zaprzyjaźnił się ze wspomnianym Lolem Tolhurstem i spędzał z nim wolne chwile, ćwicząc grę na instrumentach. Robert nie miał wyjścia. Wkrótce do duetu dołączyli inni szkolni koledzy, a pierwszy szkolny zespół Roberta nazywał się Crawley Goat Band, by po jakimś czasie zmienić nazwę The Obelisk. To właśnie pod tą nazwą chłopcy wystąpili na zakończenie szkoły. Lol zagrał na perkusji, a Robert, o dziwo, na pianinie. Po pewnym czasie szkolny zespół ponownie zmienił nazwę, tym razem na Malice i zaczął tworzyć punkowe brzmienia. Do grupy dołączył spotykany przez Roberta w sklepach muzycznych gitarzysta Porl Thompson. Interesujące jest to, że początkowo Smith wcale nie był wokalistą. Zanim do tego doszło, zespół zdążył ponownie zmienić nazwę, powoli zmierzając we właściwym kierunku. Tym razem angielska scena muzyczna miała usłyszeć o The Easy Cure.

Powstanie The Cure i pierwsze kontrowersje

W 1978 roku muzycy zaczęli pracę nad kompozycjami, które miały znaleźć się na ich pierwszym albumie. Wykorzystano część materiałów, które powstały już wcześniej, takie jak „Killing an Arab”czy „10:15 Saturday Night”. Zespół został przemianowany w końcu na The Cure. Jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty z grupą rozstał się Porl Thompson. „Three Imaginary Boys” ukazało się ostatecznie 8 maja 1979 roku. Rok później w USA wydano ten album z nieco innym doborem utworów i pod zmienionym tytułem – jako Boys Don’t Cry. Co ciekawe, utwór ten dziś jest jednym z najpopularniejszych w dorobku grupy, a na „Three Imaginary Boys” go zabrakło. Pierwszy album zespołu The Cure stworzyło trio – Robert Smith, Lol Tolhurst i Michael Dempsey.

Robert Smith - The Cure wokalista - Magazyn Koncept

Ciemna strona mocy

Początek lat osiemdziesiątych przyniósł zmiany w twórczości zespołu, który skłaniał się ku chłodnym, melancholijnym i smutnym brzmieniom. Muzycy karmili swoich fanów utworami o niełatwym, często dołującym charakterze. Drugi album „Seventeen Seconds” ukazał się w 1980 roku. W składzie doszło do kolejnych roszad. Z grupy zdążył odejść Dempsey, a w jego miejsce przyszło dwóch nowych członków – Matthieu Hartley i Simon Gallup. Znajdujący się na drugiej płycie utwór „A Forest” przyniósł grupie olbrzymią popularność. Trzecia płyta „Faith” to kontynuacja ścieżki obranej przez zespół wraz z poprzednim albumem. Prace nad nowym materiałem nie przebiegały tak łatwo jak poprzednio. Dała o sobie znać rosnąca presja, coraz większa popularność i wycieńczenie po pierwszej dużej trasie koncertowej. Muzycy czuli się zdołowani, a wolny czas przeznaczali na różne używki. W tekstach poruszano także kwestię kryzysu wiary, który zakiełkował w członkach zespołu. Pomimo pesymistycznego charakteru „Faith”, można na samym końcu dostrzec mały promyk nadziei na lepsze jutro. Tytułowy utwór kończy się bowiem słowami – „odszedłem sam, nie mając nic oprócz wiary”.

The Cure wzbija się na wyżyny

W 1989 roku minęło dziesięć lat, odkąd Smith i spółka nagrali swój pierwszy album. Robert Smith w tym samym roku ożenił się ze swoją wieloletnią miłością Mary Poole. Wydawać by się mogło, że koniec lat osiemdziesiątych zamknie się dla Kjurów pomyślnie. Niestety, nie do końca. Zespół znów stanął na skraju rozpadu. Robert miał wrażenie, że grupa ponownie zmierza donikąd. Lol pokłócił się niemal ze wszystkimi i odszedł w atmosferze skandalu, który zakończył się w sądzie walką o prawa do marki The Cure. W tym samym roku ukazał się także TEN album. „Disintegration” okazało się dziełem przełomowym w historii zespołu. Album uderza swoim pięknem od samego początku do końca. „Pictures of You”, „Lullaby” czy „Lovesong” to tylko niektóre z dowodów wyjątkowości tej płyty. Pierwsza z wymienionych kompozycji chwyta za serce tym bardziej, gdy pozna się historię jej powstania. Kiedy w domu Smithów wybuchł pożar, Robert wśród zgliszczy miał znaleźć portfel, a w nim – zdjęcie swojej ukochanej Mary. Wydarzenie to wpłynęło na niego tak mocno, że stało się inspiracją dla powstania „Pictures of You”. Wielu krytyków określa „Disintegration” jako największą perłę w koronie The Cure.

Przez ponad czterdzieści lat istnienia zespół The Cure zmieniał się niczym kameleon.

Lata dziewięćdziesiąte i początek dwutysięcznych to okres, w którym The Cure na dobre pokazują swój popowo-rockowy charakter. Skład ulega pewnym zmianom, lecz nieodłączną jego częścią pozostaje duet Smith-Gallup. W ostatniej dekadzie XX wieku zespół wydaje dwie płyty – „Wish” w 1992 i „Wild Mood Swings” w 1996 roku. Na pierwszej płycie znalazł się najprawdopodobniej najbardziej popularny utwór grupy, czyli „Friday I’m In Love”. Następnie w dyskografii The Cure pojawiły się „Bloodflowers” (2000), „The Cure” (2004) i „4:13 Dream”. Ostatnie płyty to ukłon w stronę muzyki alternatywnej, a „Bloodflowers” można rozpatrywać jako delikatny powrót w kierunku mroczniejszego klimatu.

Nie da się na kilku stronach należycie streścić historii takiego zespołu jak The Cure. Trudno wytłumaczyć fenomen grupy Roberta Smitha. O jego sile stanowi z pewnością różnorodność i niebywały, choć niewytłumaczalny magnetyzm. Oglądając archiwalne nagrania z koncertu zespołu w Łodzi w 2000 roku, zwróciłem uwagę na odpowiedź jednego młodego mężczyzny nagabywanego przez reportera. Zapytany o to, dlaczego ten zespół tak na niego wpływa, odparł, że czyni to już od ponad piętnastu lat i trudno to wytłumaczyć. Zespół wystąpił w Polsce zaledwie kilka razy – ostatnio w 2016 roku w łódzkiej Atlas Arenie. Na kolejny koncert u nas na razie się nie zanosi, za to będzie można ich usłyszeć na festiwalach u naszych sąsiadów – Czechów i Niemców. Miejmy nadzieję, że świętujący w tym roku 60. urodziny lider The Cure zaskoczy nas wyjątkową płytą. Ta ma się ukazać już niebawem.


Przeczytaj artykuł:

Muchy szykują się do nowej płyty

Artykuły z tej samej kategorii

Goście z układu obok

Motyw obcej cywilizacji dosyć często pojawia się w kulturze. Spotkanie z przybyszami porusza naszą  wyobraźnię na wielu płaszczyznach. Pierwszą myślą sporej części...

Bohaterka przeklęta

Niezwykle fascynująca, ale i mroczna legenda o Meluzynie, bohaterce przeklętej, która dała początek francuskiemu rodu z Lusignan! 🏰 Jak...

Władca Pierścieni – najważniejsze różnice między filmem a powieścią.

Świat ,,Władcy Pierścieni'' w zupełnie nowym świetle! Czy wiesz, że filmowa adaptacja Petera Jacksona różni się od literackiego pierwowzoru...