Jak nakarmić wilka i mieć owce w całości?
O dylemacie mieszkaniowym, spekulacji i jej wpływie społecznym. Temat nieruchomości pobudza zmysły opinii publicznej już kolejne miesiące, rodząc przy tym skrajne...
Kapitał to nie tylko pieniądze. Każde doświadczenie, dodatkowy kurs, chwila, która rozwija, podróż, dzieci – to oprócz klasycznego oszczędzania czy studiów przyczynki naszego bogactwa. To budowanie własnego kapitału doświadczeń, hartu ducha, znajomości. Nie ma co zatem marudzić na pracę „na zmywaku”. W przysłowiu, że żadna praca nie hańbi tkwi głęboki sens.
Z wszelkich dostępnych danych i statystyk wynika, że najmniej narażone na bezrobocie są osoby dobrze wykształcone, one zarabiają też najlepiej
Jak budować od samego początku własny kapitał? Klasyczna odpowiedź, jaka ciśnie się na usta odpowiadając na pytanie o budowanie kapitału na starość – oszczędzać na przyszłe świadczenie w ZUS i OFE. A jak nam cokolwiek zostanie, to dodatkowo oszczędzać w tzw. III filarze. Tu możliwości jest bez liku – istnieją tzw. indywidualne konta emerytalne (IKE), indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE), fundusze inwestycyjne czy lokaty w nieruchomości. Tyle tylko, że trudno oczekiwać, by publiczny system emerytalny wypłacił nam – z obiecywaną obecnie przez polityków waloryzacją – składki, jakie do niego wpłacamy. Powód? Nie trzeba głębokich analiz, by nań wskazać. Jest nim królowa nauk: matematyka. W systemie emerytalnym, bez względu czy kapitałowym czy tzw. repartycyjnym (to pompa ssąco-tłocząca pieniądze między pokoleniem pracującym a tym, które jest już na emeryturze) liczy się zawsze to ile osób płaci składki, a ile je dostaje. A w Polsce pewne jest, że tych pierwszych będzie bardzo mało, a tych drugich wciąż więcej i więcej. Liczy się tutaj demografia, a dzieci w Polsce rodzi się jak na lekarstwo. Pod kątem współczynnika dzietności określającego średnią liczbę dzieci na jedną kobietę w wieku rozrodczym zajmujemy 212 miejsce na 224 odnotowane kraje. Pracująca Polka średnio ma urodzić 1.78 dziecka, ale na jej niepracującą koleżankę wedle statystyk przypadnie mniej niż jedno (0.92). W efekcie średnio na Polkę przypadnie 1.32 dziecka, a aby uniknąć ujemnego przyrostu naturalnego i zapewnić pełną zastępowalność pokoleń, kobieta w wieku rozrodczym musi przeciętnie urodzić co najmniej dwójkę dzieci! Już teraz ZUS jest trwale niewypłacalny – w tym roku dopłacimy do niego około 30 mld zł – a największe manko odnotuje ok. 2030 r. Czy to oznacza, że nie zobaczymy ani złotówki z wpłacanych do niego pieniędzy? Nie. Możemy liczyć na niewysokie świadczenie w później starości. Na tyle tylko stać będzie nieliczne pokolenie pracujących za 40-50 lat. Mamy już zatem za sobą rozstrzygnięcie ile dostaniemy na emeryturze z publicznego systemu. Odpowiedź brzmi: niewiele.
Nawet praca dorywcza, niezwiązana z kierunkiem studiów to świetny zastrzyk kapitału. Poznajemy procedury, ludzi, uczymy się dyscypliny, poznajemy też… samych siebie
Co zatem robić? W perspektywie całego społeczeństwa najlepiej robić… dzieci. To najlepsza gwarancja wypłacalności systemów emerytalnych i wzrostu gospodarczego. Jeśli zatem jako zbiorowość chcemy rozwoju i emerytur, nie unikniemy pytania o dzietność. Dzieci mogą też stać się naszą polisą bezpieczeństwa na starość. Wyobraźmy sobie, że będziemy potrzebować pomocy – finansowej czy opiekuńczej. Wtedy lepiej jest móc liczyć na kilkoro potomstwa niż jedno. Nasz „ciężar” będzie ważył mniej rozłożony na większą liczbę latorośli. Oczywiście zostaje perspektywa jednostkowa. Dzieci to koszt i wydatek. Jak szacuje Centrum im. Adama Smitha wychowanie dziecka kosztuje prawie 200 tys. zł. To dlatego właśnie państwo powinno wspierać rodziny wychowujące dzieci. Dobrym rozwiązaniem zabezpieczenia swojej przyszłości, ale także bieżącej sytuacji jest nauka. Jesteśmy wprawdzie bombardowani informacjami o tym, że „dyplom nie daje gwarancji zatrudnienia”, „magistrzy są bez pracy”, „za dużo mamy studentów”. Warto jednak na takie informacje patrzeć z refleksją. Z wszelkich dostępnych danych i statystyk wynika, że najmniej narażone na bezrobocie są osoby dobrze wykształcone, zarabiają też najlepiej. Oczywiście po zachłyśnięciu się studiami w latach 90-tych, warto z zadumą spoglądać na kierunek edukacji czy zastanowić się nad dodatkowym. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że edukacja się nie opłaca. Praca. To kolejny element rozwoju naszego kapitału. W Polsce stosunkowo mało młodych osób łączy studia z aktywnością zawodową. A jest to bezcenne doświadczenie. I nie chodzi tu wyłącznie o pracę bliską naszej edukacji. Nawet praca dorywcza, niezwiązana z kierunkiem studiów to świetny zastrzyk kapitału. Poznajemy procedury, ludzi, uczymy się dyscypliny, poznajemy też… samych siebie. Doświadczamy własnych ograniczeń, ale i zalet. Uczymy się współpracy. Trzeba też na pracę patrzeć z perspektywy tzw. utraconych korzyści. Ktoś może powiedzieć: co mi z tego, że pójdę do pracy w restauracji zmywać gary. Tyle tylko, że ktoś może nas tam awansować po jakimś czasie na menadżera lokalu. Zostając w domu tego nie wysiedzimy. Własna firma. To kolejny sposób „na życie”. Choć to droga dość trudna. Wymaga, oprócz pomysłu i kapitału, wielkiego hartu ducha i wysiłku. Tylko nieliczni mogą liczyć na błyskawiczny sukces i fenomenalną karierę. Dość powiedzieć, że z danych GUS wynika, że po pięciu latach „przeżywa” zaledwie 30 proc. założonych firm. Nie miejmy więc złudzeń, że udaje się wszystkim i zawsze. Próbować można i trzeba, ale mając w tyle głowy, że w dobie rynku, w którym coraz mniej jest luk własna działalność musi być dobrze przemyślna i zaplanowana. Także wszelka aktywność społeczna, w organizacjach, stowarzyszeniach, partiach buduje nasz kapitał. To nie tylko poszerzanie kręgu znajomości, ale również doświadczenia organizacyjne, pokonywania przeszkód, znajomości procedur. Oswojenie się z nimi daje nam lepszy start w dorosłość. Aktywność i hart ducha. To najlepsi sprzymierzeńcy budowania kapitału. Jego najgorszymi wrogami jest lenistwo i niechęć podejmowania wyzwań. Bartosz Marczuk, dziennikarz ekonomiczny, redaktor i dziennikarz „Rzeczpospolitej”, były wicenaczelny tego dziennika, wcześniej przez wiele lat związany z „Gazetą Prawną” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Laureat Nagrody Gospodarczej Związku Pracodawców i Przedsiębiorców w 2013 r.