poprzedni artykułnastępny artykuł

Gra ideologiczna – Disco Elysium

Zaledwie rok temu mieliśmy okazję zobaczyć premierowo takie filmy jak Glass Onion: film z serii Na Noże, Menu czy W trójkącie – dzieła wyraźnie krytykujące elity, konsumpcyjny tryb życia, odrzucenie ludzkiej empatii na rzecz umiłowania kapitału. Czy aby na pewno? Każda z tych produkcji stanowiła zgryw z najbogatszych utrzymując jednocześnie ogromny dystans do poruszanych problemów społecznych

Kiedy wychodziłem z kina bądź zamykałem laptop po skończonym seansie, przyświecała mi myśl – to wszystko mnie nie przygnębia, to mnie bawi. Powyższe produkcje okazały się niczym więcej niż skeczami, które widziałem 1000 razy w pierwszych sezonach South Parka. Są to filmy stanowiące wypaczenie szerzonych przez siebie idei. Kto by pomyślał, że musiałem spędzić około 50 godzin grając na konsoli, żeby uwierzyć, że można zrobić konstruktywną krytykę kapitalizmu (i nie tylko), zapewniając przy tym dobrą rozrywkę. Musiałem zanurzyć się w grę studia ZA/UM pt. Disco Elysium, żeby stracić wiarę w świat, ale odzyskać wiarę w kulturę.

Głosy w głowie

„Łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu”– są to słowa Žižka, przypisywane też Fredericowi Jamesowi, a rozpowszechnione przez Fishera w książce, pt. Realizm kapitalistyczny: czy nie ma alternatywy? Świat Disco Elysium, a konkretniej miasteczko Revasholl, jest właśnie pewnym wyobrażeniem o końcu świat – jest wyobrażeniem o czasie, w którym każdy przywykł do rzeczywistości bez nadziei, natomiast realizm kapitalistyczny wyżarł wszelką nadzieję na zmianę. Właśnie w takim miejscu budzi się główny bohater. Co więcej, okazuje się, że poniosła go unosząca się nad miastem aura beznadziei, bowiem przez 3 dni był na rauszu, czego konsekwencje są nieubłagane. W efekcie zgubił swoje auto, odznakę, broń i… tożsamość. Jest to zabieg równie oklepany co sprytny, bo dzięki tej dziwnej przypadłości jesteśmy w stanie zbudować własnego bohatera. Jego przeszłość zostanie niezmieniona, ale tegoż obecny charakter już tak. A jest on w grze niezwykle istotny, bo jak na RPG izometryczny przystało, będziemy mieli dużo okazji na rozmowę z innymi postaciami. Jak jednak wygląda budowanie naszej postaci? Z jednej strony ogromne znaczenie mają oczywiście dialogi. Z drugiej, 4 współczynniki: intelekt, siła psychiczna, siła fizyczna oraz motoryka. Jednak do każdego współczynnika dopisane są konkretne umiejętności takie jak np. empatia, logika, władczość, percepcja itd. Co w tym dziwnego? Otóż umiejętności są spersonifikowane, przez co mają możliwość prowadzenia dialogu wewnętrznego z naszym bohaterem, a nawet między sobą. Od tego które z nich będziemy wspierać, zależy co nasz bohater „usłyszy” w głowie. Pomyślcie, jak bardzo może różnić się w tej grze rozmowa z rzekomą ofiarą gwałtu w zależności od tego, czy postać ma wysoki współczynnik retoryki, empatii czy władczości. Umiejętności skrajnie wpływają na percepcję bohatera, stosunek do  innych postaci, przez co również na całą fabułę. A nie wspomniałem jeszcze o najważniejszym – Harrier Du Bois to detektyw, zadaniem gracza jest rozwiązanie sprawy morderstwa. W obliczu takiej stawki build postaci nie jest już tylko ciekawą mechaniką, jest kluczem do ukończenia gry.

Zwierzę polityczne i jego świat

Jednak współczynniki czy umiejętności są zazwyczaj powiązane z naszym odbiorem drugiego człowieka i interakcją z nim. Co ze stosunkiem do świata? Ten kreowany jest poprzez różnorakie ideologie. I, uwierzcie mi, są one w Disco Elysium niezwykle ważne. Oczywiście, w świecie ogarniętym niespełnionymi obietnicami powstałych przez lata ideologii, czy mówiąc już słowami Derridy – świecie ogarniętym hauntologią, ciężko o poglądy krystaliczne. Wszystkie postacie od których protagonista uczy się o polityce w jakiś sposób akceptują zastaną rzeczywistość. Wiedzą że w świecie bezwartościowego postmodernizmu nie są w stanie wymyślić już nic nowego, więc desperacko wracają do tych idei które już kiedyś je zawiodły. W efekcie często stają się ich wypaczeniem, parodią czy po prostu „tanią” wersją. Gra wyróżnia 4 główne ideologie: komunizm, ultraliberalizm, faszyzm czy moralizm. Komunizm jest porównywany do nowotworu. Podkreśla się, że idea ma co prawda szczytne cele, ale historia pokazuje, że zostały one zrealizowane w 0 %. Z resztą główna lokacja jest tak naprawdę pobojowiskiem -pokłosiem walki komunistów z ówczesną władzą. Z resztą, związki zawodowe spod czerwonej  flagi, bardzo szybko przemieniają się w mafię, która nie walczy o wyrównanie szans, a wyłącznie zmiany na stołku. Ultraliberalizm jest natomiast fikcyjną wersją libertynizmu. Główna przedstawicielka idei – Joyce Messier –  jest tyleż inteligentna, co skrajnie pozbawiona zasad etycznych. To właśnie od niej dowiadujemy się, jakie prawidła rządzą światem, to ona mówi pięknym angielskim (nie brudzi ust rynsztokową mową) i to w końcu ona pokazuje największą chęć na wszelkie układy czy dyplomację. Nie zmienia to faktu, że jest ze wszystkich postaci chyba najbardziej uprzywilejowana. Wie, że w świecie Disco Elysium, albo należy się do wąskiej grupy, która patrzy na ludzi z góry, albo żyje się jak zwierzę. Kobieta nie ma ochoty zmieniać świata, zależy jej tylko na tym, żeby stłumić konflikt, który mógłby zaszkodzić jej i panującemu rządowi. Ma krew na rękach, ale zasłania ją swoim dystyngowanym zachowaniem i pięknym jachtem z które patrzy na “plebs”. Najbardziej groteskowi są natomiast faszyści. W ramach tej właśnie ideologii pojawia się już wyświechtany bełkot o czystej krwi, ksenofobia czy nieudolne dostosowywanie świata do własnych poglądów. Jednak bardzo zapadła mi w pamięć wypowiedź Marcina Giełzaka, który zaobserwował, że „jeśli chcemy tak grać, że wchodzimy w faszyzm na poważnie, czyli że faszyzm to jest naród, jedność chwała, wódz itd. to nasz wewnętrzny głos mówi – tak, to są te wszystkie rzeczy, ale jednak ponad wszystko chodzi w faszyzmie o to, żeby  kobiety wróciły do kuchni”. Tak, do zestawu należy dołączyć również duże pokłady mizoginii. No i zostaje czwarta ideologia – moraliści -ugrupowanie skrajnie konformistyczne. Zależy im na utrzymaniu statusu quo, nie wychylają się za nadto. Można by było uznać, że nie wyznają żadnych wartości. Nawet religia jest dla nich wyłącznie podporą zbudowaną na tradycji, bo nie odgrywa już roli duchowej. Jest to ugrupowanie chyba najbardziej dotykająca gracza, bowiem najłatwiej jest nam przyswoić stojące za nim zasady, a przynajmniej jedną  – niepodejmowanie żadnych stanowisk.  W taki sposób stajemy się centrystą biernie obserwującym rzeczywistość. Gracz zaznacza opcje sugerujące, że wszystkie pozostałe idee są złe, umoralnia, stawia się obok wydarzeń, przez co nawet gdy ma rację, w efekcie wyłącznie się mądrzy, kiedy obok cierpią inni ludzie. Twórcy analizują pieczołowicie każde ugrupowanie, dając nam możliwość dołączenia do któregoś z nich, wyrobienia sobie opinii bądź zignorowania ideologicznych przepychanek. Co jednak najlepsze, nie zrównują oni ze sobą poglądów postaci. Krytykują je, pokazują że za każdym działaniem podyktowanym ideologią idzie szereg konsekwencji (dobrych jak i złych), tłumaczy myślenie stojące za poszczególnymi doktrynami, jednak nigdy nie mówią, że ideologie są tak samo dobre bądź tak samo złe. Pokazują raczej ich złożoność i genezę późniejszego rozpadu.  

Chwiejnym krokiem do celu

Poświęciłem już sporo tekstu budowie postaci, świata i panującym w nim ideologii, natomiast nie wspomniałem praktycznie nic o fabule. Otóż jest ona skonstruowana po mistrzowsku, a swoboda w prowadzeniu śledztwa sprawia, że immersyjność przewyższa wiele growych arcydzieł. Nawet przy Wiedźminie 3 nie miałem tak silnego wrażenia uczestnictwa w losach świata przedstawionego. Oczywiście, interesowały mnie losy Geralta, ale wiedziałem, że lecą swoim torem. Tutaj od mojego charakteru, retoryki czy wrażliwości zależało to jaki pozostawię świat, wyłączając konsolę – jak potoczą się losy mieszkańców Revacholu. Nie zmienia to faktu, że nawet znając końcowy twist fabularny, wiedząc jak się zakończy gra, i tak z chęcią zagrałbym w tę pozycję ponownie. A to dlatego, że w tej produkcji chodzi o coś więcej niż narracyjne zawirowania – chodzi o zmianę własnej percepcji, zbudowanie „własnego buildu”. Oprócz przygnębienia może nam ona dostarczyć szerszą perspektywę na rzeczywistość, jak i szczere pragnienie piękna. 

Bo, nie spoilując, myślę że w obliczu całego tego galimatiasu, to piękno obecne w naturze/ drugim człowieku pozostaje z nami po 50 godzinach spędzonymi z wypocinami Roberta Kurvitza oraz całej ekipy odpowiedzialnej za projekt. W świecie w którym zawiódł intelekt, należy szukać ducha.

Artykuły z tej samej kategorii

Goście z układu obok

Motyw obcej cywilizacji dosyć często pojawia się w kulturze. Spotkanie z przybyszami porusza naszą  wyobraźnię na wielu płaszczyznach. Pierwszą myślą sporej części...

Bohaterka przeklęta

Niezwykle fascynująca, ale i mroczna legenda o Meluzynie, bohaterce przeklętej, która dała początek francuskiemu rodu z Lusignan! 🏰 Jak...

Władca Pierścieni – najważniejsze różnice między filmem a powieścią.

Świat ,,Władcy Pierścieni'' w zupełnie nowym świetle! Czy wiesz, że filmowa adaptacja Petera Jacksona różni się od literackiego pierwowzoru...