Goście z układu obok
Motyw obcej cywilizacji dosyć często pojawia się w kulturze. Spotkanie z przybyszami porusza naszą wyobraźnię na wielu płaszczyznach. Pierwszą myślą sporej części...
Miłośnicy rapu z całej Polski spotkali się w Łodzi, by wspólnie uczcić 50-lecie hip-hopu. 28 października odbył się Day Ones Festival, który udowodnił, że oldschool nadal cieszy się dużym zainteresowaniem. Podczas kilkugodzinnego wydarzenia mogliśmy usłyszeć legendarne ekipy hip-hopowe z naszego kraju.
W nocy z soboty na niedzielę, a dokładniej 29 października, przestawiliśmy zegarki. Nastąpiła zmiana czasu z letniego na zimowy. Dzień wcześniej w Łodzi mieliśmy niepowtarzalną okazję do tego, żeby cofnąć się w czasie przynajmniej o dwie dekady. W klubie Wytwórnia odbył się festiwal, który przeniósł nas do złotych czasów polskiego hip-hopu. Na scenie zobaczyliśmy prawdziwych weteranów polskiej rap sceny, takich jak MorW.A., Killaz Group, Molesta, czy Paktofonika. Są to nie tylko żywe legendy, ale i prekursorzy tego gatunku muzycznego na naszym podwórku. Dziś raperzy młodego pokolenia cieszą się ogromną popularnością, a ich utwory podbijają listy przebojów… to znaczy, pobijają rekordy w liczbie wyświetleń na różnych serwisach streamingowych. Nie zawsze jednak tak było. Początki można określić jako niezwykle trudne. To że rap zaistniał i jest w powszechnej świadomości słuchaczy, jest ogromną zasługą tzw. starej szkoły, która przetarła szlaki i pozwoliła zaistnieć tej muzyce na polskim rynku muzycznym. Pierwsi przedstawiciele naszej sceny musieli mierzyć się z negatywnym odbiorem i powszechnym niezrozumieniem.
Zaproszeni artyści cieszą się, że kolejne pokolenia nie zapominają o weteranach, doceniają ich wkład i że w ogóle są organizowane tego typu wydarzenia.
“Dla mnie to jest mega satysfakcja. Fajnie, że te złote lata wracają i to nie poszło w niepamięć. To nas bardzo cieszy, że możemy nadal grać koncerty i jesteśmy zaliczani do czołówki polskiego oldschoolu” – mówi Michał „Wigor” Dobrzański.
Mimo upływu lat pamięć o legendach polskiej rap sceny jest wciąż żywa, co nie tylko jest powodem do radości, ale i dumy.
“Mam same pozytywne odczucia. Nie ma w tym nostalgii, ale jest radość. Dopiero teraz możemy tak naprawdę sobie uzmysłowić ogrom tego wszystkiego. Tego, co udało nam się dokonać przez te wszystkie lata” – dodaje Paweł „Włodi” Włodkowski.
Warto choć w kilku słowach opowiedzieć o zaproszonych gościach z myślą o studentach, którzy nie do końca są zaznajomieni z polskim hip-hopem:
Mimo, że festiwal zapowiadano jako okazję do uczczenia 50-lecia hip-hopu, którego początków należy szukać na nowojorskim Bronksie lat 70., to bardziej pasowałoby tu stwierdzenie, że było to święto naszego polskiego rapu. Zadecydował o tym nie tylko line-up, ale i splot pewnych okoliczności. Największą gwiazdą Day Ones miał być bowiem AZ – weteran amerykańskiej sceny hip-hopowej z Brooklynu. Niestety, artysta odwołał europejską trasę i tym samym nie pojawił się także w Łodzi. Organizatorzy zapewnili jednak wszystkich rozczarowanych, że zrobią wszystko, aby raper pojawił się wiosną przyszłego roku. Co ważne – zakupione bilety na festiwal mają zachować ważność do przyszłorocznego wydarzenia.
Legendy naszej sceny zrobiły jednak wszystko, by zawiedzionych absencją największej zapowiadanej gwiazdy było jak najmniej. Kilka godzin wypełnionych nieśmiertelnymi klasykami, takimi jak Tam i z powrotem, Się żyje, Jestem szejkiem, czy Chwile ulotne minęło niepostrzeżenie. Co jednak cieszyło mnie najbardziej? obserwując publikę zauważyłem, że na koncertach świetnie bawili się nie tylko rówieśnicy artystów, ale i ludzie młodzi a nawet bardzo młodzi, często znający teksty utworów nie gorzej niż ich starsi koledzy. Przedstawiciele różnych pokoleń spotkali się w jednym miejscu, żeby wspólnie świętować czy, mówiąc wprost, wyznać miłość hip-hopowej kulturze. Był to naprawdę piękny obrazek. A przy tym – zero agresji i negatywnych emocji, które tak często niesłusznie przypisuje się miłośnikom rapu.
Mam nadzieję, że nie jest to ostatnie tego typu wydarzenie i że spotkam się z fanami gatunku jak najszybciej w podobnym lub jeszcze większym składzie. Idąc za słowami MorW.A. – „Nie pierwszy i ostatni raz przychodzi taki czas, że się odchodzi, tylko po to, by powrócić”.
Festiwal był więc udany, klasyczny hip-hop nie umarł, ma się dobrze, wbrew oczekiwaniom niektórych. Pozwolę sobie więc podsumować wydarzenie wspaniałą sekwencją Molesty – „wiedziałem, że tak będzie”.