poprzedni artykułnastępny artykuł

Życie w rytmie moto

Marcin Malec


Wszystko zaczęło się od małego, zabawkowego samochodziku. Wściekle żółty, plastikowy Volkswagen Golf II. Pamiętam, że wtedy kosztował majątek. Gdy go po raz pierwszy ujrzałem, zakochałem się na zabój.

Płakałem, krzyczałem, ale moje teatralne zdolności nie przynosiły żadnego efektu i sklep musiałem opuścić bez niego. Dopiero po kilku tygodniach pod choinką znalazłem swój pierwszy, wymarzony samochód. Kto by się spodziewał, że był to początek miłości gorętszej niż ta, która łączyła bohaterów „Titanica”. Dziś, po 18 latach od pamiętnej sceny w osiedlowym sklepiku, motoryzacja jest moją pasją, a ja zajmuję się testowaniem samochodów.

Co człowiek, to inna motoryzacja

Gdy mowa o ludziach i ich nastawieniu do samochodów, można wyróżnić dwa typy:

  1. Ludzie traktujący samochód jako środek transportu, który ma ich (miejmy nadzieję bezpiecznie) przewieźć z punktu A do punktu B. Na widok ferrari lekko się uśmiechną i pomyślą, że przyjemnie by było się takim samochodem przejechać, ale już po kilku sekundach o nim zapominają i wracają myślami do swoich spraw.
  1. Ludzie, którzy zamiast porannej kawy piją napar z ropy, zamiast perfum używają smrodu palonej gumy sygnowanego przez Lewisa Hamiltona, a zamiast w garniturze do pracy chodzą w kombinezonie i kasku. Na widok ferrari tracą oddech, ręce zaczynają im się pocić, a serce łomocze jak oszalałe. Nawet po miesiącu wspominają tę chwilę z łezką w oku i na dobranoc puszczają sobie dźwięk widlastej ósemki.

Z testowaniem samochodów jest jak z gotowaniem. Sam proces pichcenia i odkrywania nowych smaków sprawia ci mnóstwo frajdy, a konsumpcja jest najszczęśliwszym momentem życia (oczywiście jeśli twoje zdolności wykraczają poza jajecznicę i herbatę). Niestety, potem ktoś musi pozmywać. W motoryzacji jest tak samo. Jazda, odkrywanie nowych funkcji i gadżetów, poznawanie samochodów, które wcześniej mogłeś jedynie podziwiać na plakacie, daje ogromną frajdę. Niestety, potem trzeba siąść na kilka lub kilkanaście godzin i to wszystko opisać, obrobić zdjęcia, przygotować cały materiał i wypuścić go w świat.

Oczywiście gdyby zmywanie przeważało nad smakiem, nikt by nie gotował. Warto jest poświęcić tych kilka godzin na sprawy techniczno-organizacyjne, bo dzięki temu każdy miesiąc jest inny. Testując konkretny samochód, zawsze staram się do niego przygotować psychicznie. Gdy mam sprawdzić limuzynę wartą pół miliona, zakładam koszulę, puszczam muzykę klasyczną i z gracją płynę po mieście. Do sportowego samochodu, który w każdy zakręt wchodzi bokiem, ubieram się luźno, puszczam żywą muzykę i pozwalam, aby adrenalina robiła z moim ciałem to, co się jej żywnie podoba. Tyle, jeśli chodzi o mnie.

Testowanie samochodów od kuchni

Jeżeli chcecie otrzymać samochód do testów, musicie przekonać dział PR do tego, że jesteście czytani i lubiani. Jeśli was nie czytają, to nikt nie da samochodu tylko po to, żeby dać. Dlatego warto skupić się na rozwijaniu społeczności skupionej wokół bloga lub strony, aby móc się pochwalić jak największym zasięgiem i zaangażowaniem czytelników. To oczywiście dopiero początek. Kiedy uda wam się przekonać markę do współpracy, trzeba będzie czekać. Na najgorętsze modele czeka się często miesiącami. Chętnych jest wielu, co raczej nie powinno dziwić. No, ale w końcu nadchodzi ta wyjątkowa chwila, kiedy odbieracie samochód testowy. Co się dzieje dalej?

Niektóre marki wraz z pojazdem oferują kartę paliwową. Taką informację śmiało możecie traktować jak drugą Gwiazdkę. Jednak najczęściej do testów oferowany jest samochód z pełnym bakiem. O ile w przypadku samochodów rodzinnych z mniejszym silnikiem takie rozwiązanie w zupełności wystarcza, o tyle w przypadku samochodów sportowych pełen bak jest niczym kropla w morzu. Nie da się ukryć, że ilość paliwa w baku jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości banana na twarzy. Samochód jest również czysty i błyszczący, co bardzo ułatwia sprawę podczas fotografowania.

Po co to wszystko?

Testy uczą swego rodzaju pokory. Nie zawsze będzie możliwość przetestowania 400-konnego mercedesa czy najnowszego hot hatcha. Często trafiają się samochody, które w codziennym życiu nawet u prawdziwych petrolheadów nie wzbudzają większych emocji. Wtedy trzeba dostrzec w tych autach to, co jest najważniejsze i przedstawić je jak najbardziej rzetelnie i profesjonalnie. Chociaż uważam, że każdy samochód ma w sobie coś wyjątkowego. Trzeba tylko to odkryć.

Najważniejsze zostawiłem na sam koniec. Nigdy nie wolno się poddawać i zawsze trzeba iść za swoimi marzeniami. Będzie trudno, będzie często pod górkę, ale warto. Warto się starać dla chwil, których nie zapomnisz do końca życia. Bo chyba nie ma nic piękniejszego niż podróż kabrioletem o zachodzie słońca, gdzie czujesz wiatr we włosach, a do twoich uszu dociera basowy pomruk wydechu silnika.

Co to jest tezauryzacja? Czytaj w Magazynie Koncept

Artykuły z tej samej kategorii

Sieć znajomych, znajomi w sieci

Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...

Nie musi być idealnie

Różne mogą być przyczyny problemów w sprawnym zarządzaniu swoimi zadaniami i skutecznym zapanowaniu nad swoim kalendarzem. U jednych może to być lenistwo, u innych pożeracze...

Kanapka z salami i serem szwajcarskim

Czyli jak zrobić coś wielkiego. Znasz to uczucie, kiedy planujesz zrealizować duże zadanie? Poświęcasz wiele chwil rozmyślaniu nad tym i uświadamiasz sobie,...