Wężowa pasja Artura Groszkowskiego
Boisz się węży? A może fascynują Cię te niesamowite gady? Poznaj historię Artura Groszkowskiego - hodowcy z Wałbrzycha, który...
rozmawiała Dorota Maria Nowak
Kilka minut przed dziewiętnastą. Pan Tomasz Zimoch przedstawia mi „legendę Polskiego Radia”, swojego redakcyjnego kolegę, Henryka Urbasia. Siadam na krześle w pokoju znajdującym się tuż przed reżyserką i nasłuchuję. Dzięki wielkiej szybie mogę także obserwować ostatnie przygotowania do rozpoczęcia programu. Słyszę jak Tomasz Zimoch powtarza krótką kwestię, a operator dźwięku ze śmiechem mówi: „Tomek, tyle lat w radiu pracujesz, a masz problem z zapowiedzią Aktualności?”. W niedzielę wieczorem to właśnie ikona polskiego dziennikarstwa sportowego zapowiada Aktualności radiowej „Jedynki”. Wchodzi do studia, widzę zza szyby jego rękę uniesioną na znak gotowości. Już po chwili z głośników płynie jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich głosów. Od razu przypominają mi się pamiętne momenty, w których głos ten jak największy mosiężny dzwon wybrzmiewał sukcesy polskich sportowców, jak błagał sędziego meczu Widzew-Broendby „Panie Turek, kończ Pan ten mecz!”. Chwilę później Tomasz Zimoch zaprasza mnie do studia. Oczy mi się świecą. Móc być w sercu radia to niezaprzeczalnie wspaniałe doświadczenie. „Randka sportu z muzyką” właśnie się zaczęła. Pan Tomasz kursuje pomiędzy Tauron Areną a Stadionem Miejskim w Krakowie. Łączy się z obecnymi tam dziennikarzami i na bieżąco informuje słuchaczy o wyniku finałowego turnieju siatkarskiej Ligii Mistrzów oraz meczu Wisła Kraków-Górnik Zabrze. A gdy w głośnikach rozlegają pierwsze dźwięki znanych, lubianych piosenek Tomasz Zimoch zdejmuje słuchawki i odpowiada na moje pytania.
Dorota Maria Nowak: Jest Pan ikoną dziennikarstwa, legendą komentatorstwa sportowego. To, w jaki sposób opowiada Pan o sporcie stanowi inspirację dla wielu młodych ludzi. Pociąga Pan za sobą słuchaczy. A co Pana pociągnęło w dziennikarstwie sportowym?
Tomasz Zimoch: Po pierwsze to ja jestem nie żadną ikoną tylko żuczkiem, gdzie tam, ja legendą? Aż się rumieniłem jak słyszałem te słowa. Co mnie pociągnęło do sportu? Emocje. Sport był od dziecka moim wielkim przyjacielem. Nie mogłem tego sportu uprawiać, chorowałem trochę w dzieciństwie i to poważnie, rodzice się bali. Sportem zaraził mnie ojciec, razem z nim chodziłem na mecze. Oglądaliśmy relacje w telewizji, słuchaliśmy transmisji radiowych. To zainteresowanie jest od dziecka. Jednocześnie rozwijało się, rozrastało, ta miłość była coraz większa, a to dlatego że sport jest niepowtarzalny, w sporcie nie można niczego przewidzieć. Ta nutka, ten znak zapytania- on jest zawsze, nawet jak faworyt gra ze zdecydowanie słabszym przeciwnikiem. Też wielkie postacie, idole: identyfikowałem się z wieloma sportowcami, razem z nimi walczyłem, grałem, startowałem, przeżywałem to wszystko. Tak to się zaczęło i ta randka trwa. To nie jest tak, że to była jedna krótka randka, ta randka jest nieustanna. Ciągle tą miłość do sportu, a jednocześnie miłość do radia pielęgnuję. Tak to szybko zleciało, a nadal sport jest czymś wyjątkowym i myślę, że nie tylko w moim życiu.
Kto spośród sportowców był dla Pana takim idolem?
Ryszard Szurkowski, Jerzy Pawłowski, Waldemar Baszanowski, Józef Zapędzki, Ewa Kłobukowska, Irena Kirszenstein… Tych idoli było bardzo dużo i też to szczęście, radość, że ich później spotkałem, poznałem, z niektórymi się zaprzyjaźniłem, niektórych znam dobrze, z niektórymi nawet pracowałem w radio, jak choćby z Ryszardem Szurkowskim- kierowcą naszego wozu radiowego i jednocześnie współkomentatorem w Wyścigu Pokoju czy w Tour de Pologne. Poznałem ich, ciągle poznaję też nowych sportowców i mam nadzieję, że dla młodego pokolenia wielu z tych obecnych medalistów, mistrzów będzie też takimi idolami. Może to właśnie będzie też początek jakiejś wielkiej miłości kogoś tam, kto siedzi przy radioodbiorniku czy czyta gazety i zaczyna się sportem interesować.
Z całą pewnością osiągnął Pan bardzo wiele w swoim zawodzie. Przez lata pracy wzbił się Pan na wyżyny dziennikarstwa radiowego. Czy jest jeszcze coś, co chciałby Pan osiągnąć jako komentator sportowy? Jakie jest Pana największe marzenie w tym zakresie?
Mam sporo takich marzeń. Zaczyna mnie pociągać dokument. Chciałbym młodemu pokoleniu przypomnieć sportowców, wydarzenia sprzed lat. Jak tak przyglądam się, to widzę, że niektórzy młodzi miłośnicy sportu uważają, że sport zaczął się dzisiaj, może wczoraj, a najdalej przedwczoraj. Myślę, że o wielu wydarzeniach w sporcie, nie tylko zresztą polskim sporcie, warto mówić, warto przypominać. Mam takie swoje marzenia, ale na razie niech to pozostanie w strefie marzeń.
Pracuje Pan już dość długo jako radiowiec. Jak Pan to robi, że Pana komentarze zachowują świeżość i najwyższą jakość? Jak utrzymuje Pan tak wysoki poziom i dobrą dykcję?
Ciągle pracuję. Pracuję, a czas leci. Trzeba tym bardziej być na bieżąco. Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi, z ludźmi młodymi. Przez te lata widzę jak zmienia się nasz język, sposób komunikacji. Staram się nawet być takim młodzieżowcem chwilami, żeby dotrzeć do każdego słuchacza. To jest ciężka praca. Jednocześnie nie ma też takiego oddechu, a chciałoby się nieraz tak nie gonić. Dlatego mam takie plany zawodowe, gdzie chciałbym przez długi czas coś przygotować, może cykl, trochę kręci mnie film, nowe media- bardzo widzę to miejsce i też chciałbym mu trochę poświęcić. Zmienia się świat i praca radiowca też musi się zmieniać. Trzeba iść z duchem czasu. Ale nie zapominam o tym, czego uczyli mnie moi wielcy mistrzowie, nauczyciele- nie tylko nauczyciele zawodu, ale i realizatorzy, językoznawcy. Ćwiczenia z dykcji, z poprawnego wysławiania się, to były takie ścieżki i ze studia wychodziło się złym, wściekłym, mającym pretensje do całego świata, zwłaszcza do tych realizatorów, którzy męczyli. Dzisiaj wiem, jak wiele im zawdzięczam, jaka to była fajna szkoła.
Niedługo czeka nas wielkie wydarzenie sportowe- Euro 2016. Kto według Pana ma największe szanse, by wygrać ten turniej?
Mam nadzieję, że to będzie piękny turniej, że nie będziemy się bali, ani o formę piłkarzy, ani o to, co ewentualnie może się zdarzyć, że wygra sport, wygra życie, wygra normalność. Trudno powiedzieć kto jest faworytem, bo tych drużyn właściwie jest wiele. Przy mistrzostwach siatkarzy czy piłkarzy ręcznych grono faworytów jest wąskie, a w piłce nożnej, zwłaszcza dzisiaj, każdy może wygrać i tu naprawdę nie ma przesady. Jeśli nie każdy, to co najmniej połowa ze startujących. Gdyby jeszcze mocniej ścisnąć to zostanie 6-8 drużyn i nawet się nie ośmielam powiedzieć, że na pewno będzie taki finał. A dlaczego w finale nie Polacy?
Myśli Pan, że jest to w naszym zasięgu?
No jasne. A jak nie teraz to kiedy? Jak nie my to kto? Jest to naprawdę możliwe. Jest to realne, ale też musimy patrzeć na to, że wyjście z grupy wcale nie jest takie łatwe. Po losowaniu się nam wydaje, że fajne losowanie: przeciwnicy, z którymi można wygrywać. Ale to nie będą łatwe mecze. Niemcy-wiadomo. Ukraina- pamiętajmy, że dla Ukrainy sport ma także trochę inne znaczenie, takie jak dla nas w poprzednich latach. A i z Irlandią wcale nie będzie tak łatwo. Naprawdę wyjście z grupy nie będzie łatwe, ale finał też jest możliwy, wiec wszystko się może zdarzyć.
Miałam okazję rozmawiać z moim tatą o selekcjonerze reprezentacji Polski- Adamie Nawałce. Zapamiętał go on jako jednego z tych zawodników, którzy wyróżniali się na boisku „mądrą grą”. Jak Pan pamięta Adama Nawałkę jako piłkarza? Jak ocenia go Pan jako trenera?
To był bardzo fajny piłkarz, świetny technik, bardzo go lubiłem. Krakowska szkoła, ale na najwyższym obrocie. To był zawsze poukładany chłopak, ale takim też jest trenerem. Profesjonalista pod każdym względem. Wprawdzie jeden może mankament: proszę zwrócić uwagę jak potrafi się schować, jak jest wyciszony, jak jest gdzieś na drugim planie, jak unika wywiadów, dziennikarzy, wypowiedzi. Ale to też jest profesjonalizm. On nie kumpluje się i nie jest na każde zawołanie. To nieraz jest trudne dla dziennikarzy, ale ja przyglądam się z pełnym podziwem. Bo u niego wszystko jest zaplanowane, wszystko jest przygotowane, tam nie ma żadnej przypadkowości. Dobrał sobie fajnych ludzi, w tym zespole naprawdę ciężko pracują. Wiem jak ta praca wygląda; nawet jak nie ma spotkań, nie ma zgrupowań, to Adam Nawałka zwołuje cały swój sztab na wielogodzinne rozmowy, analizy, przygotowania, sprawozdania, relacje itd. Z pełnym podziwem na to patrzę.
Kibicom trudno jest wyobrazić sobie jakiekolwiek ważne wydarzenie sportowe bez Pana głosu. Dlatego też wspaniałą informacją jest dla nas wszystkich to, że nie zabraknie Pana na sierpniowych Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jak ocenia Pan szanse medalowe Polaków na IO?
Jestem zawsze optymistą, ale kto wie czy to nie będą najlepsze Igrzyska od wielu, wielu lat? Mamy naprawdę pewnych i to nie faworytów, i to nie kandydatów, tylko ja bym powiedział, że nawet pewnych złotych medalistów. W niektórych konkurencjach, nie powiem których, nie wymienię nazwisk, wygranie przez kogoś innego byłoby sensacją. Więc jeśli tylko ci sportowcy w przygotowaniach nie popełnią żadnych błędów, nie będą kontuzjowani, to będzie rewelacyjnie. Myślę, że takich szans medalowych jest zdecydowanie więcej niż w latach poprzednich.
Miałam przyjemność być w Brazylii i poznać nieco mentalność Południowców. Jest ona wyjątkowo pogodna, szalona i żywa. Ale i zaraźliwa. Czy myśli Pan, że i Panu, jako komentatorowi udzieli się ona? Czy możemy się spodziewać iście brazylijskiego show w Pana wykonaniu?
Myślę, że przede wszystkim w wykonaniu polskich sportowców. Igrzyska zmieniły się w ostatnich latach. Dzisiaj warunki i względy bezpieczeństwa nie pozwalają na wiele, nie tylko sportowcom, ale także i tym wszystkim, którzy są akredytowani. Jest to mordercza praca- dla dziennikarza radiowego od rana do późnego wieczora. Mamy taką adrenalinę przez te 17 dni, że dopiero jak znicz rzeczywiście zgaśnie to z nas tak wszystko spływa. Ale nie ulega wątpliwości, że na pewno w ten rytm samby będziemy chcieli wejść, że miejsce, w którym odbywa się walka sportowa ma duże znaczenie, że chcemy poznać kulturę, że przygotowujemy się do tego, że chcemy poznać jaka jest Brazylia, jakie ona ma spojrzenie na sport, co te Igrzyska znaczą dla ludzi. Myślę, że to na pewno będzie karnawał i to karnawał sportowy. Jestem o tym przekonany.
Studiował Pan dość nietypowy dla swojego zawodu kierunek- prawo. Czy te studia pomogły Panu w pracy?
Bardzo mi pomogły. To są takie studia, jak ja mówię, rozszerzające. To są studia dające podstawy. Jasne, że studia prawnicze, w sumie tak jak i lekarskie, wymagają później dokształcania: lekarze robią specjalizacje, prawnicy aplikacje. Ja zrezygnowałem z aplikacji etatowej, ukończyłem pozaetatową, bo już pracowałem w Polskim Radiu; zdałem egzamin sędziowski. Ale mówię, one mi dały ogólne spojrzenie na świat. Proszę zwrócić uwagę- dzisiaj, kto jest prawnikiem ten bez żadnych kłopotów rozumie pewne problemy i sam potrafi je szybko rozstrzygnąć. Prawo pomaga, uczy, kształci, daje ogólne wykształcenie. Więc ja uważam, że dla dziennikarza to jest naprawdę fajny podstawowy kierunek.
Jak Pana otoczenie zareagowało na Pana niestandardowy wybór zajęcia?
Różnie to było. Tata na początku chciał, żebym kontynuował rodzinne tradycje, ale potem zrozumiał, że to coś dla mnie wielkiego- połączenie radia ze sportem, więc się z tym zgodził. Myślę, że otoczenie, znajomi, rodzina dobrze wiedzieli, że to jest taki mój świat, spełnienie moich marzeń. Nikt nie wiedział, a przede wszystkim ja, jak to wszystko się potoczy. Wielokrotnie sobie myślałem: „a może trzeba było zostać w zawodzie prawnika?” Dzisiaj myślę, że może chciałbym wrócić na salę sądową w jakichś tam sprawach, może bym kogoś bronił, może bym wydawał sprawiedliwe wyroki? Ale to już tyle lat minęło… Z kolei, żeby być dobrym prawnikiem to trzeba w tym siedzieć cały czas. Więc jestem naprawdę w czepku urodzony, że mogę wykonywać zawód, który sobie absolutnie wymarzyłem, wyśniłem.
Studenci będą przeżywać trudny czas; sesja przypada na Euro 2016, a czas nauki do poprawek (choć miejmy nadzieję, że nie będą one potrzebne) na sierpniowe Igrzyska Olimpijskie. Czy mógłby Pan poradzić studentom, biorąc pod uwagę swoje doświadczenie, jak przetrwać sesję?
Co wy wiecie o egzaminach, studenci? Jak były Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Argentynie to różnica czasu powodowała, że się nie spało. A teraz Mistrzostwa Europy we Francji- to spokojnie, noce wcale nie będą zarywane. Pamiętam jak to było wtedy i pamiętam też jeden z egzaminów, nie powiem, u którego profesora, ale był wielkim kibicem sportu, zwłaszcza piłki nożnej. Po meczu Polska-Argentyna, kiedy Kazimierz Deyna nie wykorzystał rzutu karnego, następnego dnia miałem egzamin i na egzaminie rozmawialiśmy głownie o piłce nożnej. Więc co bym radził? Normalnie uczcie się, ale dopingujcie Polaków. Wszystko można wbrew pozorom pogodzić. A jak coś nie będzie szło, to zawsze mówcie egzaminatorom: „Wczoraj co, meczu pan nie oglądał?”. To też jest rada, bierzcie na litość, taką narodową, o! A co do poprawek- nikomu nie życzę poprawek i nie wierzę, że te poprawki będą, więc będą to spokojne Igrzyska. Też mogę powiedzieć, że jak studiowałem to przeżywałem Igrzyska. Noce w studenckim gronie kiedy się dopinguje, to są dopiero super!