W pułapce dwójmyślenia
Czy to, co uważamy za prawdę, rzeczywiście nią jest? 🗣 Czy nie zagubiliśmy się w wygodnym światku gotowych poglądów...
Z końcem roku wokół mnie rozgorzał nowy spór. Okopy ciągną się wzdłuż innych linii niż podczas poprzednich wojen, choć i tu można niektórych zaszufladkować według sympatii politycznych. Jak ktoś jest za lewicą, to na pewno wyląduje w jednym z okopów. Ci od Korwina z dużą dozą prawdopodobieństwa wylądują w drugim. Ale ci z PiS-u znowu lądują często w tym samym okopie, co ci z lewicy. No to ci od Schetyny znowu czasem wędrują do okopu korwinowego, by Naczelnikowi Kaczyńskiemu na złość zrobić. I tak się to kręci. Moi znajomi – waszych wielu pewnie też – tym razem podzielili się na pieszych i kierowców.
Właściwie to jeszcze kilka lat temu frakcja kierowców była w przewadze. Bezsensownie montowane fotoradary, oznaczenia terenu zabudowanego w miejscu, gdzie żaden budynek nie stoi – nawet taki kartonowy jak w „Misiu” („osiedle przyszłości”), pochowane w krzakach patrole z fotoradarami, a równocześnie każdy akwizytor swoją toyotą musi wyrobić normę.
No ale teraz – w dużym stopniu za sprawą mody na kamerki montowane w samochodach – poszło na drugą nóżkę. W internecie co rusz ktoś zamieszcza filmy beemek zajeżdżających drogę innym samochodom, białoruskich tirów spychających nasze polskie, rodzinne dacie, skody i volkswageny z lewego pasa, ale przede wszystkim wariatów drogowych rozjeżdżających na pasach pieszych. Często przy wyprzedzaniu stojącego samochodu.
W związku z tym, o ile jeszcze jakiś czas temu wszyscy byli za kierowcami przeciwko opresyjnemu państwu, teraz wzywają na pomoc państwo, by zrobić porządek z kierowcami w obronie pieszych. Zaostrzenie kar dla kierowców popiera 82 procent Polaków. Ja w niektórych przypadkach też nie miałbym nic przeciwko – szczególnie dla tych, którzy piszą sms-y w czasie jazdy i jeżdżą powyżej 200 kilometrów na godzinę lub powyżej 100 w mieście. Ale jest w tym wszystkim pewien szkopuł.
Niektórym się to zdarza i zdarzyło się jakiś czas mojemu znajomemu. Zaparkował przy ulicy, nieostrożnie tworzył drzwi od samochodu, by wysiąść, a facet z tyłu jechał za szybko. Drzwi urwał, omal nie przejechał mojego kolegi. No i teraz – bez względu na winę – powstaje pytanie. Czy ów kolega wysiadający z samochodu był już pieszym, czy jeszcze kierowcą? Do którego okopu ze swoją krzywdą powinien się zgłosić?
W ramach walki z hejtem napuścimy was na siebie, a potem policzymy kasę.
Co za bezsensowne pytanie i idiotyczne dzielenie Polaków powiecie? Jasne że tak. Wszyscy pełnosprawni kierowcy są pieszymi, a dwie trzecie pieszych to kierowcy. Jedne przepisy są mądre, inne głupie. Na niektórych drogach powinno się ograniczyć prędkość, na innych pozwolić jechać szybciej – zależy od drogi. Nie da się tak naprawdę podzielić ludzi na pieszych i kierowców.
Ale na tym właśnie polega biznes. Zapiszemy was na trybuny A lub B, każemy krzyczeć „Wy ch…!” do tamtych z tamtej strony, a przy okazji będziemy wam sprzedawać szaliki i bilety. Podzielimy was na ludzi z miasta lub ze wsi. Wykształconych lub nie. Ze wschodniej Polski lub zachodniej. Ze stolicy lub prowincji. Liberałów lub konserwatystów. Zwolenników i przeciwników rządu. Obrońców i przeciwników sędziów. Polaków i Ukraińców. Tolerancyjnych i nietolerancyjnych. Zwolenników Unii i przeciwników. A potem napuścimy na siebie, poszczujemy, rozbijemy rodziny, powiemy, że to wszystko w ramach walki z hejtem i fejknewsami tamtej strony, a na koniec policzymy kasę.