poprzedni artykułnastępny artykuł

Z zamiarem wysokich lotów

Nowy Rok to dla wielu z nas symboliczny moment w którym staramy się przewartościować nasze pomysły na siebie. To także czas sprzyjający kreowaniu kolejnych celów, które chcemy zrealizować przez nadchodzące 365 dni. 

Pewnie nie raz obserwowaliśmy styczniowy trend w wyniku którego siłownie ponownie zaczynały pękać w szwach, językowe książki opuszczały zakurzone czeluści biblioteczek, a podróżnicza mapa wypełniała się pinezkami w miejscach, które planowaliśmy odwiedzić. I nie ma w tym absolutnie niczego złego. Jednak, gdybyśmy kilka miesięcy później sprawdzili poziom realizacji ustalonych na początku roku celów to mogłoby się okazać, że relatywnie niewielu z nas zwyczajnie potrafiło wytrwać w dążeniu do ich osiągnięcia. Oczywiście powodów takiego stanu rzeczy może być mnóstwo – począwszy od nierealnych założeń, zwykłego braku dyscypliny, odpowiednich środków, czy też motywacji.  Kiedy jednak zaczyna nam brakować mentalnego paliwa na trasie do upragnionej mety to myślę, że warto szczególnie w momentach słabości wspomóc się dziełami filmowymi, które wyzwolą w nas pokłady dodatkowej inspiracji. Mam na myśli te historie, które przypominają nam o tym, że często pomimo niesamowitych trudności – przy odpowiednim podejściu, sile charakteru i szczęściu – można osiągnąć sukces. I choć z pewnością dla wielu brzmi to jak zwyczajny truizm – należy pamiętać, że nie bez powodu często rzeczy najprostsze wydają się najtrudniejsze do zrealizowania.  

Rocky Balboa – kinowy symbol walki do samego końca

Aż trudno uwierzyć, że w 2026 roku minie pięćdziesiąt lat (sic!) od momentu, kiedy Rocky Balboa po raz pierwszy wszedł do filmowego ringu i rozpoczął piękną historię swoich kinowych bokserskich zmagań. Legenda tej postaci jest jednak wiecznie żywa w światowej popkulturze. Na taki stan rzeczy z pewnością wpływa fakt, iż pięściarza z Filadelfii pokochali przedstawiciele różnych pokoleń. Stał on się jednym z symboli Ameryki utożsamiającej wiarę w zwycięstwo do samego końca – i to pomimo wichur, burz i piasku w oczy. Słysząc słynny motyw muzyczny „Gonna Ely now” Billa Contiego, chyba każdy z nas ma przed oczami scenę w której Rocky z uniesionymi ku górze dłońmi wbiega po schodach na piękny widokowy punkt przed filadelfijskim Muzeum Sztuki. To właśnie przed tym budynkiem został przecież postawiony odlany z brązu pomnik bohatera. Wywodzący się ze społecznych nizin Rocky dał jasny sygnał widzom, że przez upór i wytrwałość każdy może wejść na szczyt. Balboa nie był mitycznym typem niedostępnego herosa pozbawionego słabości, a człowiekiem pełnym sprzeczności, słabości i ograniczeń. Właśnie dlatego publiczność oszalała na jego punkcie – ponieważ zdawał się być jednym z nas.

I choć pewnie dla niektórych może wydać się zgoła naiwne stawianie za wzór postaci ze szklanego ekranu to jednak zgłębiając historię wcielającego się w pięściarza Sylvestra Stallone’a – możemy dowiedzieć się, że ma ona niesamowicie wiele wspólnego z jego prawdziwym życiem. Relatywnie niedawno Netflix wypuścił bowiem reportaż zatytułowany „Sly” w którym aktor podzielił się wspomnieniami i refleksjami na temat swojej drogi na sam szczyt Hollywood. Artysta nie ominął trudnych tematów związanych zarówno z niełatwym kontaktem z ojcem, jak i niepozbawionym trosk okresem dorastania. Stallone, który oprócz grania głównej roli był także scenarzystą filmu – jak sam przyznał przeniósł wiele prywatnych wątków do historii Rocky’ego. Bokserski ring stanowi zatem jedynie pewną metaforę życia – pola walki na którym musimy radzić sobie z uderzeniami, które ze sobą niesie. 

W szóstej części kultowej serii Balboa jest już po drugiej stronie sportowej rzeki – ma 50 lat, utrzymuje się z prowadzenia skromnej restauracji i niesamowicie cierpi z powodu tęsknoty za swoją zmarłą żoną Adrian.  Publiczność jednak w dalszym ciągu z sentymentem wspomina Rocky’ego – mistrza, który utożsamiał cechy zwykłych ludzi. To walor, który odróżniał go w wielkim stopniu od aktualnego czempiona ringu – próżnego i aroganckiego Masona „The Line” Dixona. Telewizyjna dyskusja na temat wirtuozów boksu z dwóch różnych epok poskutkowała zorganizowaniem pokazowego pojedynku w którym stary mistrz ponownie miał zmierzyć się nie tylko z nowym bohaterem światowego ringu – ale przede wszystkim z samym sobą. W netflixowym dokumencie Sylvester Stallone podkreślił, że jest to symboliczne nawiązanie do naszych ludzkich losów, które ogranicza czas.  Rocky podczas swojej rozmowy z synem zwrócił się słowami, które mogą stanowić motywację do działania dla każdego z nas – „Nikt nie zadaje tak mocnych ciosów jak życie, ale siła ciosu jest nieważna, ważne jest to by umieć je przyjmować i żyć dalej”.  

Pixarowy podmuch wiatru 

Twórcy studia Disney/Pixar przez lata przyzwyczaili nas z kolei do tego, że dzieła tworzone spod ich znaku niezmiennie dotykają wrażliwych strun naszych dusz. Przykładem motywującego ruchomego obrazu tej wytwórni jest być może nie najbardziej znany, niemniej w moim odczuciu bardzo udany i wzruszający film animowany „Odlot” z 2009 roku. Przedstawiona historia samotnego staruszka Carla Fredricksena przypomina nam o tym, że na spełnienie nawet najbardziej niezwykłych marzeń nigdy nie jest za późno. Z drugiej jednak strony umiejętnie przypomina, żeby nie odkładać wszystkiego na później, bo czas nie jest nieograniczony. 

Emerytowany sprzedawca balonów od zawsze pragnął wyruszyć bowiem w magiczną podróż do Ameryki Południowej razem ze swoją żoną. Niestety proza życia, która przynosiła kolejne nieplanowane wydatki oddalała marzenie od realizacji z każdym kolejnym rokiem. Kiedy wydawało się jednak, że upragniony cel był niemal na wyciągnięcie ręki to wszystkie plany pokrzyżowała śmierć pani Fredricksen, co naturalnie wprowadziło pana Carla w ogromną rozpacz. Następstwem tragicznego wydarzenia była niecodzienna decyzja staruszka o przemienieniu domu w coś na wzór latającego statku powietrznego. Miejsce w którym zaklęte były wszystkie wspomnienia związane ze zmarłą ukochaną – okazało się być nie tylko metaforycznym, lecz także prawdziwym wehikułem (czasu), którym pragnął wyruszyć do upragnionej Ameryki Południowej. Ogromna ilość kolorowych balonów wypełnionych helem, które przywiązane do domu znajdowały swe ujście w otworze kominowym miały wznieść wdowca na tyle wysoko by móc sięgnąć po młodzieńcze marzenie.

W wyniku zbiegu okoliczności towarzyszem podróży Pana Carla został niesforny, roztrzepany młody harcerz o imieniu Russel, który początkowo wzbudzał w starcu jedynie negatywne emocje. Chłopiec, który pragnął zdobyć brakującą odznakę – opiekuna osób starszych – pragnął z całych sił pomóc emerytowanemu sprzedawcy, pomimo wyraźnej niechęci z jego strony. Jednakże wspólna szalona podróż, której towarzyszyły niebezpieczeństwa i problemy zbliżyła obu bohaterów. Russel, który z czasem zdobył przyjaźń emeryta, finalnie pomógł mu także odzyskać chęć życia i pragnienie przekazywania pasji do odkrywania pięknych miejsc. Wielu z nas boryka się na co dzień z wieloma przeciwnościami, niekiedy także z wszelakiego rodzaju dramatami, które skutecznie potrafią odebrać motywację do działania. Pamiętajmy jednak, że czasem tuż za rogiem, może znajdować się najbardziej niespodziewany człowiek, który może stanowić swego rodzaju iskrę zapalającą w nas utraconą pasję.

Z „Odlotem” wiąże się także pewna historia, która poruszyła mnie w sposób niezwykły. Colby Cutrin była umierającą na raka dziewczynką, której pragnieniem było obejrzenie właśnie tej animacji. Niestety z powodu stanu zdrowia niemożliwe było obejrzenie przez nią bajki w kinie. Przyjaciel rodziny małej Colby zadzwonił jednak do wytwórni i poprosił o pomoc w spełnieniu marzenia śmiertelnie chorej pacjentki. Historia ta wywołała na tyle duże poruszenie, że został wysłany pracownik firmy kurierskiej z okazjonalnie wgranym filmem. Po skończeniu seansu kurier zabrał ze sobą nośnik, ponieważ „Odlot” nie miał jeszcze wtedy swojej oficjalnej premiery. Jak można dowiedzieć się z internetowych postów – dziewczynka odeszła kilka godzin po obejrzeniu filmu. 

“Zamierzam teraz latać bardzo wysoko” – takie słowa wybrzmiewają z kultowego utworu znanego z serii o Rockym. Balboa podobnie jak bohater animacji Disneya – Carl Fredricksen – pragnął wznieść się ponad wszystkimi problemami po to by spełnić skrywane w głębi serca marzenia. Obaj panowie nie  osiągnęliby ich jednak nigdy, gdyby nie włożyli w nie serca i wysiłku. Życzę Wam tym samym Drodzy Czytelnicy Konceptu, aby nie zabrakło Wam ani zapału, ani mentalnego wiatru. Niech ten 2024 rok przynosi Wam same wysokie loty i piękne historie – kolorowe jak balony pewnego emerytowanego sprzedawcy.

Artykuły z tej samej kategorii

W pułapce dwójmyślenia

Czy to, co uważamy za prawdę, rzeczywiście nią jest? 🗣 Czy nie zagubiliśmy się w wygodnym światku gotowych poglądów...

Ile oni zarabiają!

Instagramerki, patocelebryci, influencerzy - ile oni zarabiają? 💸 Czy to wszystko jest oburzające i niemoralne, czy może istnieje coś...

W labiryncie informacji

Kulisy dzisiejszych mediów, gdzie fakty miesza się z fikcją, a prawdziwość informacji staje pod znakiem zapytania. Czy zawsze to,...