poprzedni artykułnastępny artykuł

Video Assistant Referee w piłce nożnej – zVARiowany pomysł czy konieczność?

System VAR coraz śmielej wkracza na piłkarskie salony. Od kilku miesięcy jest wykorzystywany również podczas spotkań piłkarskiej Ekstraklasy. Od samego początku wzbudzał wiele emocji wśród sympatyków krajowego futbolu. Jedni uważali, że pojawienie się tej technologii to absolutna konieczność. Drudzy – że zabije to, co w futbolu najpiękniejsze. Być może… oba obozy mają rację.

VAR to system, który ma zniwelować błędne decyzje arbitrów na piłkarskich boiskach. Ma pomagać szczególnie w kontrowersyjnych sytuacjach takich jak podyktowanie rzutu karnego czy ukaranie zawodnika czerwoną kartką. Najprościej rzecz ujmując, technologia ta oparta jest na wykorzystywaniu videopowtórek. Sędzia główny ma do swojej dyspozycji nie tylko asystentów, ale również dodatkowych pomocników, przebywających w specjalnym pomieszczeniu. Znajduje się w nim mnóstwo monitorów, z których można obejrzeć grę z kilku kamer, a więc – z wielu stron i pod różnym kątem. Arbiter, gdy nie jest pewny swojej decyzji, może na chwilę wstrzymać grę i poprosić o czas na przeanalizowanie spornego zdarzenia.

Dwie strony medalu

Zwolennicy videopowtórek twierdzą, że jest to jedyne skuteczne rozwiązanie na sędziowskie problemy. Tempo gry nieustannie wzrasta, co potęguje liczbę potencjalnych błędów popełnianych przez arbitrów. Znajdują się oni pod ogromną presją, a o podjęciu decyzji decydują czasem ułamki sekund. Trudno więc oczekiwać, że będą nieomylni. Poza tym nawet powtórki video przedstawiane przez ekspertów „na chłodno” po zakończeniu spotkania bardzo często nie dają jednoznacznej odpowiedzi, czy dana sytuacja została zinterpretowana prawidłowo. W związku z tym VAR wydaje się optymalnym rozwiązaniem.

Zwolennicy videopowtórek twierdzą, że jest to jedyne skuteczne rozwiązanie na sędziowskie problemy.

Przeciwnicy tego systemu uważają jednak, że jego pojawienie się zabija piękno piłki nożnej. Futbol to przede wszystkim emocje. Miliony kibiców kochają tę dyscyplinę właśnie dlatego, że jest mocno nieprzewidywalna. Być może coś w tym jest. Gdyby VAR istniał wcześniej, nie byłoby legendy o słynnej „Ręce Boga” Diego Armando Maradony, Anglia najprawdopodobniej nigdy nie zdobyłaby mistrzostwa świata (po latach sędzia Tofik Bachramow przyznał, że piłka uderzona przez angielskiego zawodnika Geoffa Hursta, najprawdopodobniej nie przekroczyła linii bramkowej), a FC Barcelona nie dokonałaby „niemożliwego” i nie odrobiła strat po porażce 0:4 z PSG w zeszłym sezonie Ligi Mistrzów. Z drugiej strony… byłoby po prostu sprawiedliwie. Bo cóż mogą obchodzić frazesy o legendach i emocjach np. Irlandczyków, którzy na mistrzostwa świata do RPA w 2010 roku nie pojechali tylko dlatego, że sędzia nie zauważył ewidentnej ręki zawodnika reprezentacji Francji? Słynny napastnik Thierry Henry skierował futbolówkę dłonią do swojego kolegi z zespołu, Williama Gallasa, a ten z najbliższej odległości strzelił gola, pozbawiając tym samym szans na awans piłkarzy z Dublina. Henry po tym spotkaniu stał się obiektem ataków brytyjskich dzienników i ostatecznie przyznał się do nieprzepisowego zagrania.

Winą za całe zdarzenie obarczył jednak… sędziego. Jak sam przyznawał: „w końcu to nie ja jestem sędzią”. Czy więc VAR jest niezbędny, czy kradnie to, co w futbolu najpiękniejsze? Prawda chyba leży gdzieś pośrodku.

Nikt nie jest doskonały

Korzystanie ze wsparcia powtórek miało pomóc w podjęciu prawidłowych decyzji. W ciągu kilku ostatnich miesięcy kibice mogli przekonać się jednak, że i ten system nie jest pozbawiony wad, a sędziowie także dalej się mylą. W polskiej Ekstraklasie technologia ta oficjalnie została po raz pierwszy wykorzystana w lipcowym spotkaniu Cracovii z Lechią (2017). Prowadzący zawody Szymon Marciniak nie uznał wówczas dwóch goli strzelonych przez piłkarzy z Krakowa. Najprawdopodobniej tylko jedna z nich powinna zostać unieważniona. Na szczęście błąd ten nie przeważył o wyniku całego spotkania, gdyż Cracovia i tak wygrała 1:0. Krakowianie mniej szczęścia mieli jednak w innym spotkaniu, gdy ten sam arbiter na trzy minuty przed końcem meczu podjął decyzję o podyktowaniu rzutu karnego dla Śląska Wrocław. Jak później się okazało jedenastki być nie powinno, a sędziowie źle zinterpretowali nagrania video. Warto zaznaczyć, że na tablicy widniał wówczas wynik 1:1. Ostatecznie karny został zamieniony na bramkę, a piłkarze z Małopolski zeszli z boiska niesłusznie pokonani. Takich przykładów niestety można znaleźć dużo więcej i to nie tylko w Ekstraklasie. Do jednej z najbardziej żenujących sytuacji związanych z VAR-em doszło w jednym ze spotkań amerykańskiej MLS. Słynny brazylijski pomocnik Kaka wśród piłkarzy przeciwnej drużyny dostrzegł byłego kolegę z zespołu, Aureliena Collina. Obaj piłkarze podczas jednej z przerw w grze postanowili się powygłupiać, a Kaka w pewnym momencie żartobliwie złapał znajomego za twarz. Sędzia postanowił za ten „wybryk” ukarać piłkarza czerwoną kartką. Na nic zdały się protesty obu zawodników, by ten cofnął swoją absurdalną decyzję.

Szczęście jednego pechem dla drugiego

Do innej bardzo ciekawej sytuacji związanej z wykorzystaniem systemu VAR doszło na boiskach Holandii. W meczu o tamtejszy Superpuchar Feyenoord Rotterdam mierzył się z Vitesse Arnhem. Sędzia prowadzący to spotkanie niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki dzięki videopowtórce zmienił bieg wydarzeń. W kilka sekund sprawił bowiem, że Feyenoord zamiast cieszyć się z drugiego gola… stracił bramkę. Jak to możliwe? W drugiej połowie w polu karnym rywali faulowany był zawodnik Vitesse, czego arbiter nie zauważył. W trakcie całego zamieszania piłkarze z Rotterdamu przeprowadzili kontratak, który zakończył się zdobytą bramką. Po przeanalizowaniu całego zdarzenia na videopowtórce okazało się jednak, że zawodnikom z Arnhem należał się rzut karny. W związku z tym wrócono do tamtej sytuacji, podyktowano jedenastkę, a gola dla piłkarzy Feyenoordu unieważniono. Zdarzenie, choć z pozoru kontrowersyjne, ukazuje, dlaczego VAR jest tak potrzebny.

1

Wielki sprawdzian

Przyszłoroczne mistrzostwa świata w Rosji, na których nie zabraknie także biało-czerwonych, będą pod pewnym względem przełomowe. Będzie to pierwszy mundial, podczas którego zostanie wykorzystany system VAR. Decyzja ta wzbudza wielkie emocje i trudno się temu dziwić. Mundial to największe piłkarskie święto. Każdy turniej to inna historia. Niektóre legendy, niestety, powstały także dzięki sporej pomocy sędziów. Gdyby videopowtórki były w użyciu, nie byłoby wielkiej reprezentacji Korei Południowej, która wywalczyła sensacyjne czwarte miejsce na mistrzostwach świata w 2002 roku. Koreańczycy, choć prezentowali naprawdę przyzwoity futbol, byli ciągnięci za uszy przez arbitrów. Najlepszym przykładem był ich ćwierćfinałowy mecz przeciwko Hiszpanii. Egipski sędzia Gamal Ghandour nie uznał dwóch goli strzelonych prawidłowo przez piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego. W konsekwencji o tym, kto przejdzie do półfinału miały zadecydować rzuty karne. Jedenastki lepiej wykonali gospodarze i to oni cieszyli się z awansu. Poza tym nie był to jedyny mecz na tym turnieju, w którym Koreańczycy mogli liczyć na wsparcie arbitrów. VAR ma pomóc unikać rażących błędów w rozgrywkach na najwyższym poziomie, gdzie w grę wchodzą niewyobrażalne pieniądze. Obecny prezydent FIFA Gianni Infantino potwierdził oficjalnie, że system na pewno zostanie wykorzystany podczas mistrzostw w Rosji. Jego zdaniem zarówno on, jak i działacze federacji dostrzegają wyłącznie pozytywy takiego rozwiązania.

Sędzia prowadzący to spotkanie niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki dzięki videopowtórce zmienił bieg wydarzeń. W kilka sekund sprawił bowiem, że Feyenoord zamiast cieszyć się z drugiego gola… stracił bramkę.

Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma

VAR nie jest pozbawiony wad, ale cały czas się rozwija. Sędziowie, działacze, piłkarze i kibice cały czas uczą się obcowania z tym systemem, który, nawiasem mówiąc, nie jest niczym nowym w sporcie. Z powtórek video korzysta się przecież z powodzeniem w wielu innych dyscyplinach takich jak siatkówka, tenis czy koszykówka. Należy zaakceptować fakt, iż wkroczył on do piłkarskiego światka i będzie odgrywał w nim coraz większą rolę. Przede wszystkim ma pomóc rozstrzygać sporne sytuacje. A czy zabija piękno i nieprzewidywalność? To zależy od podejścia, dlatego końcową ocenę pozostawić należy Wam – czytelnikom.


Polecamy artykuł:

Lodowi wojownicy na K2

Artykuły z tej samej kategorii

“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”

Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...

Nadzieja polskiego hokeja

Przeczytaj wywiad z zawodniczką kanadyjskiego zespołu Ontario Hockey Academy, nadzieją polskiego hokeja - Magdaleną Łąpieś! 🏒🇵🇱 Dowiedz się, jak...

Piłkarska Retro Liga

Brak żółtych i czerwonych kartek, bramkarze bez rękawic i wymóg kozłowania przez nich piłki po dwóch krokach. To tylko...