Inflacja – czy wszystko musi drożeć?
Czy inflacja mogłaby kandydować na najpopularniejsze słowo roku? Czy jej przyczyny są gorsze niż skutki? I co dalej możemy...
Jakiś czas temu obecny minister finansów ogłosił, że musiał niestety zostać keynesistą. Ogłosił to podnosząc podatki i tłumacząc tym konieczność łatania dziury budżetowej. Tyle, że John Maynard Keynes był gorącym zwolennikiem niskich podatków, nawet kosztem zwiększania owej dziury.
Dwudziestowieczni prawicowcy, a także radykalni lewicowcy, określali niekiedy Keynesa mianem komunisty. A on sam uważał, że jego program ma stanowić tarczę przed zwycięstwem radykalnej lewicy na Zachodzie. Na Hayeka powołują się chętnie skrajni zwolennicy wolnego rynku, albo anarcholiberałowie, niepomni, że austriacki ekonomista był chociażby zwolennikiem powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego i planistyki miejskiej. Cóż, taki los legend.
Nikt nie wywarł takiego wpływu na XX-wieczną ekonomię, jak ci dwaj dżentelmeni, toczący ze sobą pojedynek za życia i po śmierci. Może jeszcze poza Miltonem Friedmanem, na nikogo i ekonomiści, i domorośli znawcy tajników rządzących światowymi rynkami i pieniędzmi tak często się nie powoływali.
Nicolasowi Wapshottowi, znanemu brytyjskiemu dziennikarzowi ekonomicznemu i autorowi biografii między innymi Margaret Thatcher, udała się rzecz niełatwa. Pokazał, bez upraszczania, o co chodziło w konflikcie dwóch wielkich ekonomistów budując zarazem ich barwne sylwetki z piękną sceną, gdy dwaj ekonomiści razem spędzali zimną noc na dachu jednego z oksfordzkich koledżów wypatrując niemieckich bombowców. A który z nich dziś wygrywa. Wapshott daje wskazanie na Keynesa. Ale, jak stwierdził ten ostatni: w ekonomii nie można przekonać przeciwnika, że popełnił błąd, można go jedynie o to oskarżyć. A więc, walka trwa najlepsze.
Nicholas Wapshott, Keynes kontra Hayek; wyd. Studio Emka, 2013 fot. Studio Emka