poprzedni artykułnastępny artykuł
Tchoukball zasady - Marcin Chudzik - Magazyn Koncept

Tchoukball, czyli bezkontaktowe emocje

Kamil Kijanka: Przede wszystkim zacznijmy od tego, czym jest tchoukball? Do jakiej dyscypliny byś go porównał?

Marcin Chudzik: Tchoukball to bezkontaktowy sport wymyślony w latach 70. XX wieku przez Szwajcara dr. Hermana Brandta. Chciał on stworzyć taki rodzaj aktywności fizycznej, która minimalizowałaby ryzyko kontuzji. Z doświadczenia wiem, że mu się to udało. Urazy w tchoukballu prawie się nie zdarzają. Sport ten bardzo trudno jest porównać do jakiejkolwiek innej dyscypliny, ale jeśli już miałbym to zrobić, wskazałbym piłkę ręczną. W dużym uproszczeniu gra polega na tym, iż drużyna atakująca w danej akcji ma maksymalnie trzy podania, aby rzucić piłką na bramkę. Po takim rzucie piłka się odbija i wraca na boisko. Jest to moment, w którym drużyna broniąca stara się złapać piłkę, aby ta nie upadła na ziemię. Jeśli upadnie, punkt zdobywają atakujący i role drużyn się odwracają. Jeśli natomiast zostanie złapana, drużyna broniąca ma trzy podania. Warto dodać, że bramki nie są przypisane do drużyn, zatem można atakować na dowolną z nich. Lubię tę zasadę, ponieważ sprawia, że na boisku dużo się dzieje – gra jest szybka i wymaga sporo myślenia.

W jaki sposób dowiedziałeś się o istnieniu tej dyscypliny sportowej?

Justyna, moja koleżanka z liceum, a następnie ze studiów, zaprosiła mnie prawie trzy lata temu na pierwszy trening. Ją z kolei zachęcił jej ówczesny chłopak, a obecnie mąż. Gramy teraz wszyscy w jednej drużynie. Pamiętam, że z początku nie byłem zbytnio entuzjastycznie nastawiony i trochę nie chciało mi się przychodzić na treningi. Teraz jest zupełnie przeciwnie.

Ciekawe jest także pochodzenie samej nazwy „tchoukball”. Wiesz skąd się wzięła?

Słyszałem, że od dźwięku, jaki wydaje piłka po rzucie na bramkę pod bardzo małym kątem. Taki rzut jest bardzo trudny, ale rzeczywiście można usłyszeć wtedy charakterystyczny ‘czuk’.

Pomimo, iż jest to sport bezkontaktowy, z pewnością nie brakuje w nim sportowych emocji. Jakie są jego główne zalety?

Na pewnym poziomie akcje rozgrywane są bardzo szybko, a piłka lata jak po sznurku. W tchoukballu bardzo dużo się skacze i podaje piłkę w locie do zawodnika, który skacze z przeciwnej strony bramki chwilę później, łapie piłkę i rzuca na bramkę. To wygląda naprawdę imponująco. Poza tym piłkę można przetrzymywać maksymalnie trzy sekundy. Nie ma przerw w grze, przez co jest ona naprawdę dynamiczna.

Dwa lata temu założyliśmy drużynę AZS SGH. Pierwszy AZS tchoukballu w Polsce.

Czy uważasz, że jest to popularny sport w naszym kraju? Czy w innych krajach możemy mówić o profesjonalizmie tej dyscypliny?

Niestety, nie jest to jeszcze bardzo popularny sport, ale od czasu, kiedy zacząłem grać, przybyło kilka drużyn. Należę do Stowarzyszenia Kultury Fizycznej „Tchoukball.pl”, które ma na celu jego popularyzację. Prowadzimy m.in. szkolenia dla nauczycieli WF-u, którzy następnie prowadzą zajęcia dla swoich podopiecznych. Jest to dość trudne zadanie, ale mamy w sobie sporo zapału. I choć nie ma jeszcze na świecie profesjonalnej tchoukballowej ligi, to istnieją kraje, w których sport ten jest bardziej popularny – np. we Włoszech, gdzie we wszystkich klasach rozgrywkowych jest blisko 30 zespołów.

„Nie ma jeszcze na świecie profesjonalnej tchoukballowej ligi. Istnieją jednak kraje, gdzie sport ten staje się coraz bardziej popularny. We Włoszech istnieje blisko 30 zespołów”

Opowiedz proszę trochę o swojej drużynie…

Dwa lata temu założyliśmy drużynę AZS SGH. Pierwszy AZS tchoukballu w Polsce. Oprócz studentów Szkoły Głównej Handlowej mamy również graczy z Politechniki Warszawskiej i UW. Jesteśmy otwarci na wszystkich.

W Warszawie w niedziele organizujemy otwarte treningi dla wszystkich chętnych bez względu na poziom umiejętności.

Posiadacie własną ligę, czy bazujecie głównie na turniejach? Jak to wygląda?

Bazujemy głównie na turniejach. W tym sezonie praktycznie co miesiąc będą jakieś rozgrywki. Sezon zaczniemy w październiku turniejem w Różance, w listopadzie zagramy w Pucharze Polski w Rybniku. Czekają nas także liczne turnieje międzynarodowe. W maju i czerwcu zagramy w odmianę plażową tchoukballu. Tu drużyny są pięcioosobowe. Boisko jest również odrobinę mniejsze. Dla przyjemności i zabawy wolę grać w odmianę plażową, ponieważ w tchoukballu często upada się na ziemię. Dużo fajniej jest upadać na piasek.

Jak wyglądają Wasze treningi? Ile razy się spotykacie?

Raz w tygodniu. Wykonujemy różne ćwiczenia kondycyjne, na obronę, atak, trenujemy również podania. Oprócz tego w Warszawie w niedziele organizujemy otwarte treningi dla wszystkich chętnych bez względu na poziom umiejętności.

Jakie predyspozycje powinna mieć osoba, która chce zacząć swoją przygodę z tchoukballem?

Warunki fizyczne nie mają większego znaczenia. Wyższe osoby mają przeważnie więcej siły na rzuty i mogą rzucać pod różnymi kątami, ale są mniej skoczne i może mniej zwinne w obronie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dużo zależy od zaangażowania i treningów.

W jaki sposób dostałeś się do reprezentacji?

W zeszłym roku zostałem powołany do reprezentacji jako rezerwowy na Mistrzostwa Europy. Myślę, że dzięki obecności na prawie każdym treningu i determinacji. Byłem miło zaskoczony, ale wiedziałem też, że sporo pracy jeszcze przede mną.

Na Tajwanie tchoukball jest raczej znanym sportem. Mistrzostwa cieszyły się sporym zainteresowaniem. Rozgrywki transmitowano w telewizji, na YouTube czy Facebooku.

W tegorocznych Mistrzostwach Świata zajęliście piąte miejsce. Gratulacje. Jak wspominasz sam turniej?

Bardzo dziękuję. Były to Mistrzostwa Świata w Tchoukballu Plażowym i odbywały się na Tajwanie. Atmosfera była rewelacyjna i super było poznać zapaleńców z innych stron świata. Wszyscy byli bardzo uprzejmi, ale na boisku każdy dawał z siebie wszystko. Turniej był bardzo wymagający, głównie ze względu na temperaturę i wilgotność. Czuliśmy się, jakbyśmy grali w saunie. Super było także pograć na najwyższym poziomie i sprawdzić swoje umiejętności.

Mistrzostwa cieszyły się tam dużym zainteresowaniem?

Tak. Tchoukball na Tajwanie jest raczej znanym sportem. Rozgrywki były transmitowane w tamtejszej telewizji sportowej, na YouTube i Facebooku. Na zawody przychodzili liczni kibice. Po zawodach wybraliśmy się jeszcze pozwiedzać tę piękną wyspę i napotkani mieszkańcy kojarzyli tchoukball i same Mistrzostwa.

Czego zabrakło do wymarzonego medalu?

Paradoksalnie niczego (śmiech). W tchoukballu bardzo duży nacisk kładziony jest na ducha sportu i zasady fair play. Objawia się to również tym, że w każdych zawodach każda drużyna i wszyscy zawodnicy dostają pamiątkowe trofea. Wróciliśmy zatem z medalami za piąte miejsce i pucharem. Do ‘pudła’ zabrakło trochę umiejętności i zgrania. Walkę o półfinały przegraliśmy w grupie z reprezentacją Makau, która sporo już trenuje w tym składzie i jest przyzwyczajona do tamtejszych warunków atmosferycznych.

1

A sam Tajwan jakie zrobił na Tobie wrażenie? Czy coś Cię tam zaskoczyło?

Tajwan to piękna wyspa. Bardzo zielona. Ludzie byli bardzo uprzejmi i chcieli nam pomagać prawie na każdym kroku. Podobało mi się niesamowicie, ale z racji klimatu chyba nie mógłbym tam funkcjonować w lecie. Rzeczy, które mnie zaskoczyły mógłbym wymieniać bardzo długo. Śmieciarki jeżdżące po ulicach grają zabawną muzyczkę, a narodowym przysmakiem są jajka gotowane w herbacie. Co kto lubi 😉

A co najbardziej Cię zaskoczyło podczas zawodów?

Muzyka puszczana podczas zawodów przez organizatorów (śmiech). A tak na poważnie, to nasze piąte miejsce. Naprawdę było to dla nas spore, ale bardzo miłe zaskoczenie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Artykuły z tej samej kategorii

“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”

Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...

Nadzieja polskiego hokeja

Przeczytaj wywiad z zawodniczką kanadyjskiego zespołu Ontario Hockey Academy, nadzieją polskiego hokeja - Magdaleną Łąpieś! 🏒🇵🇱 Dowiedz się, jak...

Piłkarska Retro Liga

Brak żółtych i czerwonych kartek, bramkarze bez rękawic i wymóg kozłowania przez nich piłki po dwóch krokach. To tylko...