Z Sieradza do Ligi Mistrzyń. Wywiad z Patrycją Balcerzak.
Wielokrotna reprezentantka Polski w piłce nożnej opowiada, jak zaczęła się w jej kariera, jakie różnice występują między ligą niemiecką...
Doping i sport trzymają się mocno za ręce. Ta przyjaźń trwać będzie tak długo, jak długo wielkie pieniądze napędzać będą sportową machinę. Jakie słowo podbiło media na początku tego roku? Doping. Tyle, że tym razem to nie są kolejne szczegóły z zaplecza amerykańskiego przemysłu dopingowego, nie są to kolejni „szprycerzy” złapani na gorącym uczynku. W 2013 r. doping zaczyna marketingową kontrofensywę, zaczyna się kolejna faza oswajania publiczności z niecnym (?) procederem. I znów, jak to się dzieje od lat, na czele peletonu złożonego z dopingowej elity jest kolarz. To Lance Armstrong, najsłynniejszy dopingowy banita ostatnich lat. Jego wystąpieniem w telewizyjnym show Oprah żył cały sportowy świat. Teza, dosadnie postawiona przez amerykańskie media, była jasna: nie chodziło o kolejny etap linczu na upadłym sportowcu. Chodziło to, by Lance, wobec nawału dowodów jego dopingowej przeszłości, przyznał się do wszystkiego. I powiedział, że od teraz znów jest czysty. Znów jest bohaterem, którego triumfy w Tour de France oglądały dziesiątki milionów osób i którego prawa do wizerunku kosztowały miliony dolarów rocznie.
– He is clean again? (on jest znów czysty?) – z nadzieją pytał więc nagłówek na stronie internetowej CNN.
Kenijski cud Czy marketingowa operacja się uda? Czas pokaże. Jednak ta medialna szopka pokazuje, że doping w sporcie dopiero zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Już niedługo nie będzie trzeba nawet przepraszać. Bo i za co, skoro dla wielu zawodowców jest jasne, że bez dopingu w niektórych dyscyplinach nie ma co liczyć na miejsca na podium. A więc nie mają wyboru. – Doping będzie zawsze, bo niektórzy po prostu lubią chodzić na skróty, łamiąc wszelkie reguły – przyznaje Katarzyna Rogowiec, utytułowana paraolimpijka i członkini polskiej Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie oraz Komitetu Zawodników przy Światowej Agencji Antydopingowej. Ostatnie sukcesy antydopingowej krucjaty odsłaniają prawdziwe oblicze współczesnego sportu. Do niedawna świat zachwycał się np. sukcesami kenijskich biegaczy. Jak na zawołanie wygrywali biegi na dłuższych dystansach: od 800 m po maratony. Mieli być produktem, wybrykiem natury, jako że rekrutowali się zwykle z rejonów doliny Rift w Kenii. Tam, według afrykańskich legend, na płaskowyżu przyszli mistrzowie od małego paśli krowy oddychając rozrzedzonym powietrzem.
– Okazuje się jednak, że tam jest nie tylko rozrzedzone powietrze, ale i laboratoria, w których kwitł dopingowy proceder. Pomagał fakt, że Kenia leży tysiące kilometrów od siedziby najbliższej komisji antydopingowej. A skoro ryzyko lotnych kontroli było niewielkie, to i rosło w siłę dopingowe zaplecze kenijskiej szkoły biegania – mówi w rozmowie z „Konceptem” jeden z reprezentantów Polski w lekkiej atletyce. Prosi o anonimowość, bo jak twierdzi „doping to ryzykowny temat”.
Może i temat ryzykowny, ale kto nie ryzykuje, ten nie zarabia. A to udowodniło śledztwo niemieckich dziennikarzy w dolinie Rift. Okazało się, że za afrykańską machiną dopingową stoi najmocniejszy stymulant w dziejach ludzkości – pieniądze. I wcale nie chodzi tu o nagrody dla samych biegaczy. Oni byli tylko jednym z trybików, jak w każdym przypadku dopingowych sitw z różnych dyscyplin sportu. Modelowa mafia – To już nie jest sport, to mafia – tak kolarz David Millar, kolega Katarzyny Rogowiec z komitetu zawodników walczących z dopingiem, skomentował doniesienia mediów o kenijskich biegaczach. Przypadek kenijskich biegaczy jak w soczewce oddaje mechanizmy współczesnego dopingu: za fabryką afrykańskich mistrzów długich dystansów stała prężna organizacja w Europie, stworzona według biznesowych modeli. Każdy – od lekarzy przez trenerów do zawodników i menedżerów poszczególnych grup zawodników – dostawał swoją marżę od nagród za medale i zwycięstwa biegaczy. Jednak największe zyski trafiały do tych, którzy początkowo inwestują w nowoczesny doping dla przyszłych mistrzów. Tu trzeba wyłożyć nawet 30-50 tys. dolarów na jednego zawodnika. Swoje urywały też związki sportowe i media, głównie telewizje. Śrubowanie kolejnych rekordów przyciągało kolejnych sponsorów i widzów.
– Doping jest skuteczny tylko wtedy, gdy wpleciony jest w rozbudowany system szkoleniowy, gdzie spece od analityki medycznej skrupulatnie kontrolują cały proces. Zawodnik jest wbudowany w tą całą machinę, kosztowną układankę – ocenia Katarzyna Rogowiec.
A że to nie tylko droga, ale i ryzykowna zabawa? No problem – czym jest ryzyko w sytuacji, gdy za 130 minut biegu i wygranie maratonu w Nowym Jorku można dostać nawet 200 tys. dolarów premii? Lub gdy najszybszy człowiek na ziemi zarabia po 20 mln dolarów rocznie, a startuje ledwie kilkanaście razy w sezonie? Rachunek za emocje W kulturze zwycięzców, gdzie w oku telewizyjnej kamery mieści się już niekoniecznie podium z medalistami igrzysk, ale jedynie sam triumfator, walka o pierwsze miejsce jest bezwzględna. Jeśli w finale sprintu na 100 metrów wygra biegacz sponsorowany przez Nike, medialnie przyćmi tego od Pumy. Za metą zdejmie swoje efektowne buty, pomacha nimi przed kamerami i tym samym zwieńczy sukces marketingowego planu. A bez rekordów, pojedynków, seryjnych wygranych, absolutnych bohaterów eskalujących emocje masowej widowni sport sprzedaje się słabiej. I koło się zamyka.
– Polacy nie mają wielkich wpadek, bo i u nas nie bierze się dopingu w tak profesjonalny sposób jak na Zachodzie, gdzie sport przyciąga o wiele więcej widzów i pieniędzy. Wielu naszych sportowców być może spróbowałoby z np. EPO, ale nie ma na to pieniędzy – uważa jeden z czołowych biegaczy w Polsce.
Czy więc sport bez dopingu jest możliwy? Jest, wystarczy otworzyć jedne z najdłuższych i najczęściej aktualizowanych haseł w Wikipedii. To te o wpadkach dopingowych w kolarstwie i lekkiej atletyce. Pierwsze przypadki ostrego dopingu zaczynają się dopiero na początku XX wieku. A więc sport bez dopingu jest możliwy, tyle że w XIX wieku. Witold Skrzat
Poznaj najsłynniejsze afery dopingowe ostatnich lat.