W pułapce dwójmyślenia
Czy to, co uważamy za prawdę, rzeczywiście nią jest? 🗣 Czy nie zagubiliśmy się w wygodnym światku gotowych poglądów...
Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie otworzył kierunek survivalowy. Uważam, że należy pójść za ciosem i rozpocząć nauczanie sztuki przetrwania nie tylko w dziczy. Przede wszystkim warto, żeby tego typu treści zaczęły dotyczyć świata medialnego.
Nowy kierunek studiów dotyczyć będzie animacji przyrody i szczerze mówiąc brzmi to całkiem ciekawie. Słysząc o takim kierunku, pomyślałem jednak, że bardziej wartościowe byłoby uczenie odbioru rozmaitych przekazów, tak by nie robić sobie i innym krzywdy, a przede wszystkim nie ulegać ideologiom (które mają się chyba dziś najlepiej od połowy ubiegłego wieku). Właśnie taka refleksja została mi po rozmowach, które toczyłem z ludzi na wakacyjnych szlakach.
Weźmy na przykład kwestie medycyny. Rozmówca A chętnie legitymuje się światopoglądem naukowym drwiąc z „zabobonów” religijnych i tym podobnych. Wyśmiewa się z „wiejskich bab” i tym podobnych ignorantów, którzy nie rozumieją rzeczywistości. Tylko nauka – zarzeka się. W pewnym momencie ujawnia jednak, że korzysta z porad specjalisty, który bardzo mu pomaga, bo wytwarza silne bioprądy.
– Co wytwarza? – pytam.
– Bioprądy – upewnia mnie rozmówca.
– Co mu je wytwarza? – dopytuję.
– No on wytwarza – pada odpowiedź.
– Ale to medycyna alternatywna – dziwię się.
– No tak.
Problem w tym, że medycyna alternatywna, szczególnie kwestia bioprądów, nijak nie jest uznana przez naukę. Osobiście, sądzę, że pojedyncze rozwiązania w niej stosowane mogą być pomocne, problem w tym, że facet, który na każdym kroku tępi nienaukowe podejście, przekonuje mnie, że bioprądy to najlepsza kuracja. Niestety, jest to początek, bo po chwili okazuje się, że urządził dom wedle zasad feng shui. Znacie to? Z tyłu góry, żeby odgonić złe duchy; z przodu rzeczka, żeby nakarmić dobre; z boku mostek, żeby te dobre weszły itd. Nobel z dziedziny duchologii.
Rozmówczyni B jest zajęta zawodowo kwestiami klimatu. Też mi zależy by się nadmiernie szybko nie zmieniał i zakładam, że przemysł ma jakiś wpływ na jego zmiany, a przynajmniej może tak być. Ale w pewnym momencie schodzimy na kwestię mięsa. Trzeba zabronić jego jedzenia, szczególnie wołowiny – twierdzi. Czemu? Bo krowy pasie się na pastwiskach, żeby były pastwiska trzeba wyciąć lasy, a w dodatku – to podobno było w jakimś dokumencie – jako pastuchów zatrudnia się często ludzi wykorzystywanych do pracy niewolniczej. Nie znam się na tym, ale byłem kiedyś na wsi i widziałem, że uprawy pszenicy, gryki czy kukurydzy też zajmują sporo miejsca. A z lekcji historii pamiętam, że niewolników szczególnie dużo musiało pracować na plantacjach bawełny. Co więcej, zauważyłem, że wyhodowanie i zebranie tony buraków wymaga więcej bieżącej pracy niż pilnowanie stada krów. Nawet w czasach pełnej automatyzacji, w których to rola człowieka sprowadza się do nadzorowania i serwisowania maszyn. Tylko jak przebić się z tą “banalną” refleksją, że może dobrowolnie wystarczy ograniczyć jedzenie mięsa do ilości, które zaleca piramida żywieniowa? Uczymy – włącznie ze mną – dziennikarstwa, pisania, tworzenia, jak to się dziś mówi tworzenia contentu. Przestaliśmy za to uczyć podstaw – krytycznej oceny tego właśnie contentu, bo coraz trudniej nazwać go dziennikarstwem. Jednym słowem, mamy coraz większą liczbę specjalistów od powielania propagandy, szerzenia szkodliwych poglądów i urzeczywistniania manipulacji i tępienia każdego kto śmie podawać to wszystko w najmniejszą choćby wątpliwość. Sprzyja to wszelkiej maści korporacjom, ideologiom, a także korporacjom na tych ideologiach zarabiającym. Sprzyja też tym, którzy widzą, że sytuacja jest trochę niepokojąca i idą w taki negacjonizm, że w efekcie na sam koniec nie wierzą w istnienie Covidu-19 albo uważają, że wojna na Ukrainie to fikcja. A normalni ludzie. którzy potrafią wyrobić sobie własne zdanie i choć trochę spojrzeć na sprawy z boku, stali się gatunkiem wymierającym.