poprzedni artykułnastępny artykuł

Stephen King „Holly” – recenzja

Niedawno ukazała się najnowsza książka Mistrza Grozy z Maine. Mowa o szumnie zapowiadanej powieści Holly, na wieść o której ucieszyło się wielu czytelników Stephena Kinga. 

Tym razem na pierwszym planie mogliśmy zobaczyć tytułową Holly Gibney, którą fani twórczości Króla Horroru już zdążyli poznać i polubić. Czytelnicy prędzej czy później mogli spodziewać się, że nieco ekscentryczna pani detektyw otrzyma swoją własną historię.  Sam autor w końcu przyznał, że jest jedną z jego ulubionych postaci. 

Dla wszystkich, którzy zetknęli się z cyklem kryminałów o Panu Mercedesie, Outsiderem, czy zbiorem opowiadań Jest krew, nie będzie to pierwsze spotkanie z tytułową bohaterką. Pierwszy raz jednak King zdecydował się skupić swoją uwagę głównie na niej. 

Holly nie jest jednak tą samą osobą co wcześniej, mimo że nie wszystkie stare demony udało jej się wypędzić. Dramatyczne przeżycia i niełatwa przeszłość wpłynęły na jej osobowość. Nie przeszkadza jej to jednocześnie być niezwykle dobrym detektywem, potrafiącym kojarzyć fakty i łączyć skomplikowane puzzle w całość. 

Dziś musi radzić sobie ze wszystkim sama. Od śmierci Billa Hodgesa minęło już trochę czasu, ale jego nauki na pewno nie poszły na marne. Holly niezwykle trudno jest pogodzić się z tą stratą, co nie zmienia faktu, że duch dawnego przełożonego jest w jej życiu cały czas obecny. Każdy następny krok w rozwikłaniu kolejnej zagadki poprzedza refleksja, co w danej sytuacji powiedziałby nieodżałowany Bill, i co ciekawe, metoda ta zazwyczaj się sprawdza.

Holly, która jest w rozsypce, nie ma zbyt dużej ochoty na przyjęcie kolejnej sprawy. Dopiero co straciła matkę, po śmierci której na jaw wyszło wiele niewygodnych faktów, z którymi musi się zmierzyć. Ponadto, wciąż rozmyśla o poczciwym Billu, a na domiar złego, jej najbliższy współpracownik Peter rozchorował się na dobre.  W pierwszej kolejności powinna więc pomyśleć o sobie i uporządkowaniu życia prywatnego, a już na pewno pożegnać się z papierosami. Wie, że to okropny nałóg, ale póki co, nic nie może na to poradzić. Kiedy jednak Penny Dahl rozpaczliwym tonem zwraca się do niej z prośbą o pomoc w odnalezieniu zaginionej córki, kobieta zmienia zdanie i wraca do gry. Być może zadziałał instynkt, a być może litość wobec przerażonej kobiety. Decyzja ta jednak pchnęła Holly w sidła niezwykłego niebezpieczeństwa – czystego zła które przeraża tym bardziej, że dokonywane jest przez ludzi z krwi i kości. W odróżnieniu od poprzednich przygód z udziałem pani detektyw, nie ma tutaj mowy o nadprzyrodzonych siłach, które doprowadzały ludzi do popełniania makabrycznych zbrodni.

Na drodze nieco wycofanej śledczej staje para godnych przeciwników, którzy uświadamiają nam, że zło może przybierać najmniej prawdopodobne maski. Czy para trzymających się za ręce, wykształconych i niezwykle czułych dla siebie staruszków może wieczorami polować na niewinnych ludzi? Okazuje się, że tak. 

King w swoim stylu niemal na starcie zdradza nam, kto jest sprawcą. Co ciekawe, jest to zabieg raczej rzadko stosowany w kryminałach. Autorzy raczej dbają o to, by jak najdłużej zwodzić nas za nos i dopiero na finiszu ukazać nam prawdziwego mordercę.  King nie bawi się z nami w kotka i myszkę i od razu wykłada karty na stół. W przeciwieństwie do innych wątków, o których więcej za chwilę, ten zabieg w żaden sposób nie przeszkadza w odbiorze książki. W żaden sposób nie zniechęca nas to do porzucenia Holly po pierwszych stronach. W tym wszystkim chodzi o coś zupełnie innego. Ważniejszym pytaniem od tego „kto” jest raczej „dlaczego” zabił. Odpowiedź na nie jest niezwykle przerażająca. 

To że osiemdziesięcioletni profesorowie Emily i Rodney Harrisowie porywają ludzi i dokonują makabrycznych zbrodni to tylko jeden z tematów. Najważniejsze w tym wszystkim są motywacje, jakimi kierują się sprawcy. 

Na Holly będzie więc spoczywać odpowiedzialność, żeby rozwikłać tę zagadkę. Kiedy postanawia wziąć tę sprawę, nie spodziewa się, że rozwiązanie znajduje się tak blisko miejsca, z którego porwano młodą Bonnie Rae Dahl. To w pobliskim domu pewni staruszkowie skrywają potworny sekret, którym za żadne skarby świata nie chcą podzielić się ze światem. Mają jasno sprecyzowane cele i starają się je realizować bez względu na koszty. Detektyw Gibney będzie musiała zrobić wiele, aby odkryć prawdę i powstrzymać parę szaleńców przed kolejnymi morderstwami.

Na niemal sześciuset stronach czekać nas będzie fascynująca i zarazem przerażająca przygoda, pełna różnych zwrotów akcji. Sporo miejsca poświęcono także innym bohaterom, których mogliśmy poznać w poprzednich książkach Mistrza Grozy. Mowa o rodzeństwie – Barbarze i Jeromie Robinsonach. Nie są może pierwszoplanowymi postaciami i działają nieco na odległość, ale ich rola w ostatecznym rozwiązaniu zagadki jest niepodważalna. 

Król Horroru kolejny raz nas zaskoczył i stworzył historię godną Holly Gibney, do której sympatię poczuli także jego czytelnicy. W książce mogliśmy dowiedzieć się także nieco więcej o samej bohaterce i w pewien sposób zrozumieć, dlaczego jest, jaka jest. Często bywa tak, że nasze dzieciństwo wpływa bezpośrednio na to, jacy będziemy w przyszłości. I tak też w pewnym uproszczeniu można doszukiwać się wycofania i specyficznego charakteru u błyskotliwej śledczej. 

Jedyne co mocno irytuje i przeszkadza w ogólnym odbiorze, to nieustannie wplatanie wątków związanych z koniecznością szczepień. Akcja utworu toczy się w szczycie pandemii covidowej, więc informacje na ten temat są jak najbardziej zasadne. Kiedy jednak co kilka stron, zamiast skupić się na akcji, bohaterowie rozmawiają wyłącznie o tym, kto i czym się zaszczepił, przynosi to skutek odwrotny do zamierzonego. Sam autor na końcu powieści pospieszył również z wyjaśnieniem, dlaczego Jest krew, a więc jedna z poprzednich książek Kinga, choć osadzona jest w tych samych czasach, nie zawiera wątku pandemii. Wszystko dlatego, że kiedy ją pisał w okolicach roku 2019, nikt jeszcze o covidzie nie słyszał.

Ponadto, bardzo łatwo zauważyć, że negatywne postaci negują istnienie wirusa, podczas gdy protagoniści są zwolennikami szczepień. Podobnie jest z ich poglądami politycznymi. Podział ten jest wyraźny i niemal zero-jedynkowy. O tym że King delikatnie mówiąc nie jest fanem poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa, mogliśmy się już wiele razy przekonać, czytając jego poprzednie książki. Nie inaczej jest w Holly, gdzie wyłącznie niezbyt rozgarnięci i odpychający bohaterowie opowiadają się za byłym liderem Stanów Zjednoczonych i przeciwko uznaniu istnienia pandemii.  

Myślę jednak, że fani twórczości pisarza z Maine nie powinni być zawiedzeni. Otrzymaliśmy niezwykle ciekawą opowieść z lubianą bohaterką, do której, nie wchodząc w szczegóły, w pewien sposób uśmiechnęło się w końcu szczęście. Podejrzewam, że nie jest to ostatnia sprawa, którą rozwiązała śledcza Gibney, a przynajmniej tego sobie i państwu życzę.

Artykuły z tej samej kategorii

Utracone i odzyskane dzieła sztuki

W latach 1939-1945 wiele dzieł sztuki było kradzionych, niszczonych i ukrywanych. Część sławnych dzieł udało się odzyskać, ale wiele z ich nadal nie powróciło...

Spotkanie z człowiekiem-słoniem

David Lynch i przesłanie filmu "Człowiek-Słoń". Jak nasze społeczeństwo i media wpływają na postrzeganie przez nas innych ludzi? Czy...

I Ty możesz zostać bohaterem opowieści!

Chciałbyś zostać bohaterem własnej opowieści? 🦸‍♂️✨ Odkryj świat fabularnych gier RPG. Zapomnij o codzienności, otwórz drzwi do niekończących się...