Jak nakarmić wilka i mieć owce w całości?
O dylemacie mieszkaniowym, spekulacji i jej wpływie społecznym. Temat nieruchomości pobudza zmysły opinii publicznej już kolejne miesiące, rodząc przy tym skrajne...
Karol Manys
Zarobki, zarobki i jeszcze raz zarobki. Dostosowane do europejskich standardów. Ktoś jeszcze doda: mniej umów śmieciowych i stabilizacja. To najczęstsze odpowiedzi, jakie moż- na usłyszeć, gdy zapytać o zmiany, jakich potrzebuje polski rynek pracy. Czy to prawdziwa odpowiedź? Niekoniecznie. Bo kluczowe wydaje się co innego – patrzenie na rynek.
Dotyczy to wszystkich – zarówno pracodawców jak i pracowników. Nie da się narzucić firmom, by zaczęły wypłacać swoim ludziom pensje jak w zachodnich krajach. Nie da się odgórnie nakazać im, by nie zatrudniały na umowach cywilnoprawnych. A w Polsce rzeczywiście jest to narastający problem. Opublikowany pod koniec kwietnia br. raport Komisji Europejskiej wskazuje, że w u nas aż 27 proc. osób pracuje na podstawie umów czasowych oraz cywilnoprawnych, czyli tzw. śmieció- wek. Jest to poziom wyższy, niż w jakimkolwiek innych europejskim kraju. I z jednej strony, daje to przedsiębiorcom dużą elastyczność w razie napotkania problemów na rynku (z pracowników zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych łatwiej zrezygnować), umożliwia oszczędności na tzw. kosztach pracy (nie odprowadza się tak wysokich składek, np. na ZUS), a w konsekwencji umożliwia większą konkurencyjność na rynku (ze względu na niższe koszty w stosunku do firm nie stosujących takich praktyk). Z drugiej – proceder ten negatywnie wpływa na rynek (powoduje nierówną konkurencję między firmami) i krzywdzi samych pracowników (pozbawia się ich uprawnień pracowniczych czy składek, które będą mieć wpływ na wysokość emerytur). Stąd pomysł, by tego rodzaju umowy oskładkować na takich samych zasadach jak etaty i prawnie ograniczyć możliwość zawierania umów terminowych. Większość z nich ma wejść w życie od 2016 r.
Ale nie oszukujmy się, tylko prawidła ekonomii mogą zmusić rynek pracy do rzeczywistych zmian, a firmy do wypłacania wyższych pensji i dbania o pracowników. Bo jeśli przedsiębiorstwa będą zarabiać, potrzebować będą rąk do pracy, a jeśli sprzedawać będą tak dużo, że zacznie im brakować pracowników – podniosą im pensje. Co zrobić, by osiągnąć taki stan? Przedsiębiorcy zgodnym chórem mówią: mniej podatków, administracyjnych obostrzeń i biurokratycznej mitręgi. Ale dodają jeszcze jedno – potrzebujemy pracowników, którzy dostosowani są do naszych potrzeb. – Niestety, dziś sytuacja jest taka, że edukacja i rynek pracy po prostu nie widzą swoich potrzeb – podkreśla Agnieszka Chłoń-Domińczak ze Szkoły Głównej Handlowej i Instytutu Badań Edukacyjnych. Jej zdaniem aktualnie to jeden z głównych problemów polskiego rynku pracy.
Co w tej sytuacji zrobić? Andrzej Wysmołek, prodziekan ds. studenckich Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że najważniejsze, by już w szkołach zbudować odpowiedni system praktyk i przyzwyczajania młodych ludzi do pracy. Chodzi o to, by zdobywali nawyki, które potrzebne im będą później w pracy. W podobnym duchu wypowiadają się też właściciele firm. Podkreślają, że podczas rekrutacji często mają do czynienia z kandydatami, którzy mają wysokie ambicje i wymagania finansowe, a brakuje im podstawowych umiejętności praktycznych. – W USA standardem jest, że już uczniowie szkół średnich pracują podczas wakacji. Nawet nie po to, by zarabiać, ale by uczyć się etyki pracy – zauważa prof. Andrzej Rabczenko z Politechniki Warszawskiej. Dlatego też, tak istotne jest również wzmocnienie szkolnictwa zawodowego. Jeszcze niedawno zawodówka uznawana była przez niektórych za synonim niskiego statusu na rynku pracy. Teraz zaczyna się to zmieniać. Coraz częściej okazuje się, że absolwentowi dobrej szkoły zawodowej dużo łatwiej znaleźć pracę, niż studentowi mało atrakcyjnego kierunku wyższej uczelni.
System edukacji to jedno, ale jest jeszcze jeden czynnik, na który zwracają uwagę specjaliści od rynku pracy. Szczególnie w kontekście dynamicznych zmian demograficznych, jakie w najbliższych latach czekają polski rynek pracy. Chodzi o dostosowanie się do szybkiego starzenia się społeczeństwa. Lada moment na emerytury zaczną przechodzić coraz liczniejsze roczniki powojennego wyżu demograficznego, a z drugiej – na rynek wchodzić będą coraz mniej liczne roczniki niżu. W efekcie firmy będą mieć coraz większy problem z prostą zastępowalnością pracowników. A wszystko to przy dynamicznym rozwoju nowoczesnych technologii i coraz starszych załogach. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest przekonanie pracowników, że nieustannie powinni się kształcić i podnosić swe kwalifikacje.
Jeśli wszystkie te zjawiska mają nie doprowadzić do załamania się funkcjonowania polskich firm i gospodarki, zmiany potrzebne są już teraz. Powoli są zresztą wprowadzane. Szkoły i uczelnie premiowane są za współprace z pracodawcami. Opracowywane są też programy aktywizacji osób starszych i dojrza- łych. Wszystko po to, by jak najdłużej pozostawali oni na rynku pracy i byli do niego jak najlepiej dostosowani.