O nocach sierpniowych
Sierpniowe refleksje i emocje wokół rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy powinniśmy zostawić dyskusje o jego sensie historykom, czy nauczyć się...
Gdy Natalia Urbańska śpiewa o hardkorze, nóż sam otwiera się w kieszeni. Debiutancki film Ryszarda Skoniecznego można traktować jako symboliczną egzekucję środowiska, którego sposobem na życie jest zabawa i kolekcjonowanie ekstremalnych doznań.
Polacy to naród, wbrew pozorom, spokojny. Mocny w gębie, lecz do zmieniania świata nieskory. „Tu nie będzie rewolucji” – przepowiadał u schyłku PRL zespół 1984. Tęsknota za pokoleniową rebelią tliła się jedynie w głowach publicystów, z regularnością godną lepszej sprawy prorokujących estetyczny, obyczajowy i polityczny przewrót. Mimo ponawianych zachęt młodziankowie jakoś nie kwapili się, by jednym śmiałym gestem odesłać na śmietnik historii postkomunę, solidaruchów, Czterech Pancernych, Kordiana i Marylę Rodowicz. Znaczące przesunięcie gustów dało się zauważyć jedynie w segmencie filmowym.
Andrzej Wajda wycofał się na z góry upatrzoną pozycję autorytetu moralnego, zaś po rząd dusz sięgnęli Władysław Pasikowski i honorny esbek Franz Maurer z twarzą Bogusława Lindy. Zbliżony typ romantycznego bohatera, trudniącego się przemytem i kradzieżą samochodów, przyczynił się do sukcesu „Młodych wilków” Jarosława Żamojdy.
Gdy bunt okazał się pożądanym towarem, popkultura zaczęła masowo produkować wywrotowców. Na muzycznej niwie programową, lecz przeliczalną na złotówki, niepokorność prezentowali Stachursky i starzy wyjadacze z Kombi, skryci za plecami Agnieszki Chylińskiej, głośno okazującej swoją nienawiść do systemu edukacji. Studencka kapela Cool Kids of Death kokietowała establishment bojową frazą „mamy butelki z benzyną i kamienie wymierzone w ciebie”. Mimo wysiłków zaprzyjaźnionych dziennikarzy salonowi rebelianci, zważający aby w ferworze rewolucji nie podeptać trawników, nie zyskali jednak większego poklasku. Udało się natomiast zrobić gwiazdę polskiej literatury z Doroty Masłowskiej. Wykoncypowana przez 19-letnią pannicę wiwisekcja duszy dresiarza jest dziś szkolną lekturą. W ramach strategii poszerzania pola walki pisarka kolaboruje z teatrem, a ostatnio nagrała płytę „Społeczeństwo jest niemiłe”. Jedną z piosenek, traktującą o "kanapce z hajsem” wykorzystano do promowania filmu Skoniecznego.
"Hardkor disko" ma w sobie coś z tragedii greckiej, ale i „Tanga” Mrożka. Oto wśród zblazowanych, wielkomiejskich dorobkiewiczów oraz ich zbuntowanych pociech pojawia się małomówny mściciel z nożem w kieszeni (w tej roli Marcin Kowalczyk – Magik z „Jesteś Bogiem” – naprawdę można się go wystraszyć). Film, jak przystało na „projekt interdyscyplinarny”, atakuje zmysły. Zdjęcia, montaż, zgranie obrazu z muzyką wywołują pożądany efekt. Trudno oderwać oczy od ekranu. Reżyser panuje nad formą, nad treścią jeszcze nie do końca. Podsuwa widzom różne tropy, licząc, że sami dośpiewają sobie resztę. W rezultacie "Hardkor disko" wzbudza skrajne reakcje. Jednym utkwi w głowach na długo, inni poczują się nabici w butelkę. Możliwa jest i taka interpretacja, że cała ta historia jest koszmarnym snem lub efektem nadużycia "dopalaczy" przez któregoś z bohaterów. Skonieczny, znany dotąd głównie jako performer i autor wideoklipów, nie ukrywa, że chce „wyjechać z piwnicy na sam szczyt”. Sądząc po debiucie, potencjał ma spory, pozostaje pytanie, czy zdoła go wykorzystać. Dzieje polskiej kinematografii usiane są zwłokami twórców, którzy się dobrze zapowiadali, a skończyli jako chałturnicy snujący opowieści o złych ludziach, którzy nie poznali się na ich geniuszu.
„HARDKOR DISCO”
Reżyseria: Ryszard Skonieczny
Obsada:. Marcin Kowalczyk, Jaśmina Polak, Agnieszka Wosińska, Janusz Chabior