O nocach sierpniowych
Sierpniowe refleksje i emocje wokół rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy powinniśmy zostawić dyskusje o jego sensie historykom, czy nauczyć się...
W ciągu ostatnich trzech dekad Europa zmieniła się nie do poznania. Zniknął Związek Radziecki, a byli członkowie Układu Warszawskiego wstępowali do Unii Europejskiej i NATO. Pojawiły się możliwości studiowania poza granicami Polski, zarówno z programu Erasmus, do którego Polska dołączyła w 1998 roku, jak i na własną rękę (o różnych skutkach takich prób opowiadają dwa rozdziały z reportażu Ewy Winnickiej zatytułowanego „Angole”). Od tego czasu liczba wyjeżdżających, choćby na jeden semestr, studentów systematycznie się zwiększa. Jak wskazują badania, Erasmus nie tylko przynosi efekty w postaci znoszenia różnic kulturowych czy językowych. W ciągu trzydziestu lat trwania programu jego niezamierzonym skutkiem były narodziny aż miliona dzieci z rodzin mieszanych. Współcześni Europejczycy jako cel podróży najczęściej wybierają ciepłe kraje położone na południu kontynentu. Hiszpania, Portugalia, a ostatnio także Turcja stały się najpopularniejszymi kierunkami studenckiej migracji. Mogłoby to być zaskoczeniem dla ich rówieśników urodzonych na początku XVIII wieku. Ci najchętniej wybraliby się do Italii, Francji lub jednego z księstw Rzeszy Niemieckiej.
Podróże kształcą
Powyższy truizm zdaje się aktualny mniej więcej od czasów, kiedy Herodot z Halikarnasu odwiedził Persję. Niniejszy tekst nie ma na celu wymieniania wielkich podróżników, którzy niewątpliwie pod wpływem podróży zmieniali swoje życie i „uczyli się” w tempie wykładniczym. Przypadki Jana z Kolna, który miałby dotrzeć do wybrzeży Ameryki przed Krzysztofem Kolumbem, czy Michała Boyma, który w XVII wieku stawał się prekursorem sinologii jako poseł papieski na dworze dynastii Ming, stanowiły raczej odstępstwa od reguły w swoich czasach. Zinstytucjonalizowane wyjazdy w celu pobierania nauki przypadły na czasy późniejsze. „Grand tour” – termin oznaczający ‘wyjazdy naukowe’, został po raz pierwszy użyty w 1670 roku w dziele Richarda Lasselsa The voyage of Italy. Idea była prosta – według protoplastów Grand touru dzieła Tytusa Liwiusza mógł zrozumieć tylko ten, kto sam odwiedził Rzym. Młodzian, odwiedzając północne Włochy i Francję, miał uczyć się sztuki rządzenia i poznawać europejskich arystokratów. Nabierać ogłady, tak aby następnie przenosić dobre wzorce do domu i wykorzystywać je w polityce. Miały temu służyć konkretne instrukcje, które nastolatek (początkowo w Grand Tourze brały udziałosoby od 16 do 20-roku życia) otrzymywał od rodziców. Na przykład Stanisław Herakliusz Lubomirski kazał swoim synom uczyć się szczególnie: matematyki, geografii, mechaniki ogólnej (chodziło o budowę maszyn oblężniczych), historii i budownictwa świeckiego. Znaczące wydaje się, że wśród instrukcji Lubomirskiego nie znalazło się słowo o handlu, co dobrze oddaje agrarny charakter Rzeczpospolitej przełomu XVII i XVIII wieku. Wypełnianie obowiązków młodzieńca nadzorować miał ktoś na kształt współczesnego tutora, dziś będącego opiekunem zagranicznych studentów. Zresztą to określenie funkcjonowało już w XVII wieku. Bogatsi poza tutorem zabierali w podróż służących, lekarza, a nawet rysownika. Idea podróży edukacyjnych znajdowała tak zwolenników, jak i przeciwników. Wśród staropolskich orędowników Grand Touru znaleźć można Mikołaja Reja czy Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Używali oni argumentów, które do dziś mogłyby służyć jako pochwała „Erasmusa”. „Nie wadzi mu się też czasem (młodzieńcowi – przypis red.) i do cudzych krajów przyjechać, a zwłaszcza tam, gdzie są ludzie pomierni, trzeźwi, obyczajni, a iż się rozumem i uczciwymi naukami parają” – pisał Rej. Inne argumenty podawał Hieronim Baliński, który w 1598 roku sugerował, że gdy młodzieniec zakończy nauki w kraju w 12 roku życia, powinien udać się do Niemiec, aby tam: „piwa i wina przywykał do przyszłych czasów”. Z kolei Krzysztof Opaliński, poeta i wojewoda poznański, w swojej satyrze „Na złe ćwiczenie i rozpasaną edukację młodzi” atakował: „Wysyłać go gdzie daleko w cudzoziemskie kraje/ Po co proszę? Aby się tam z małpą ożenił” i zaraz dalej dodawał „Nauczy się tańcować, nauczy pilnować / Cudzych żonek i z nimi w dyszkursy się wdawać”.
Młodzian, odwiedzając północne Włochy i Francję, miał uczyć się sztuki rządzenia i poznawać europejskich arystokratów.
Wydatki wiecznego studenta
Możemy się śmiać z poglądów i kołtuństwa żyjącego w pierwszej połowie XVII wieku Opalińskiego, ale w jakiś pokrętny sposób przewidział on zwrot, który w Grand Tourze dopiero miał się dokonać. W XVIII wieku podróże zaczęły gubić walor edukacyjny (peregrinatio academica), a ich celem coraz rzadziej zostawały uczelnie. Ciężar przesuwał się w stronę rozrywki, a z możliwości wyjazdu korzystali coraz starsi „studenci”. Celem podróży z czasów, „kiedy Europa mówiła po francusku” musiał być Paryż. Polskich (i europejskich) arystokratów interesowała nie tyle Sorbona, co królewski dwór, bale i koneksje, które można było przy tej okazji wyrobić. Na popularność Paryża nie wpływało polskie ciążenie ku Saksonii za panowania dynastii Wettynów. Owszem można było zatrzymać się w Lipsku, skąd pochodziła ceniona na całym świecie porcelana, ale był to wyłącznie przystanek na drodze do ówczesnej stolicy świata.
Poszerzał się także zakres podróży arystokratów. Dobrze świadczy o tym przypadek Jana Potockiego, autora „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Pisarz podróżował po Hiszpanii, Maroku, Turcji, Egipcie, Italii, Anglii, Holandii, walczył z piratami berberyjskimi, był posłem Sejmu Wielkiego, a na dziesięć lat przed śmiercią udało mu się (wraz z poselstwem) odwiedzić Chiny. Arystokraci angielscy coraz większą uwagę poświęcali „przesiąkaniu włoską sztuką”, a ich osiemnastowieczne podróże zaważyły na kształtowaniu się przyszłego kolonialnego gustu Brytyjczyków. W dobrym tonie było przywieźć z wyprawy jakąś pamiątkę, którą można by było postawić na terenie posiadłości. Na popularność „antyków” niewątpliwie wpłynęło rozpoczęcie prac archeologicznych w Pompejach w 1748 roku.
Wśród staropolskich orędowników Grand Touru znaleźć można Mikołaja Reja czy Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Saskie ślady dalekich podróży odnajdywać można w diariuszach, listach, a nawet testamentach. Popularność Grand Touru sprawiała, że zarówno uboższa szlachta, jak i raczkujące mieszczaństwo decydowało się posyłać potomków w świat (najczęściej jako współtowarzyszy zamożniejszych kolegów). Dowodem tych podróży są pieczołowicie wykonywane listy wydatków. Pieniądze wydawano na odzież, cła, wizyty w teatrach, ale także, co nie powinno dziwić, na alkohol, kawę i słodycze. Podobnie jak dziś, dawały się we znaki różnice ekonomiczne między wschodem, a zachodem kontynentu, a przyprawiające rodziców o ból głowy wydatki mogły się zakończyć poleceniem zakończenia podróży.
W stronę orientu
Dla Anglików czasy Grand Tourów zakończyły się wraz z zajęciem przez wojska napoleońskie północnej Italii, zaś dla Polaków wraz z nastaniem finis Poloniae, choć w skali europejskiej większe znaczenie dla zmiany charakteru podróży miało upowszechnienie się kolejnictwa. Nie oznacza to, że Europejczycy porzucili dalekie wojaże. Francuski dyplomata i myśliciel François-René Chateaubriand w latach 1806-1807 odbył podróż przez Włochy i Grecję, aż po Ziemię Świętą. Niedługo później podobną trasę pokonał George Byron, rzucając się w wir greckich walk narodowowyzwoleńczych i stając się poniekąd symbolem europejskiego zachwytu orientem. Pełnymi garściami z imaginarium świata Wschodu czerpał także Juliusz Słowacki (tu warto zwrócić uwagęna trasę, którą krążąc po Europie, wykonuje Kordian), a straszy od niego o czterdzieści lat inny Paryżanin i poeta, Arthur Rimbaud, porzucił pisanie dla podróży obejmującej Jawę, Sumatrę, Egipt i Abisynię. Podczas niej zainteresował się metalurgią, hydrauliką, mineralogią, a w wolnym czasie zaczytywał się w podręcznikach budowy parostatków.
Świat zwiększył się, dając podróżnikom możliwość nieskrępowanego docierania do swych najdalszych zakątków, i zmniejszył zarazem, mieszcząc się na ekranie komputera. Tymczasem idea podejmowania nauki z dala od domu niewzruszenie trwa.
Polecamy artykuł: