Z nogą na gazie
Tragedia na autostradzie A1 to tylko wierzchołek góry lodowej. Felieton Wiktora Świetlika, który analizuje kondycję ludzkiej natury i pokazuje,...
Mam nadzieję, że jednak tak. Niejeden subtelny intelektualista w historii, gdy przyszło co do czego, się nie wahał, i niejeden fanatyk się wahał. Mam więc nadzieję, że ani Greta, ani polska „polityczka” Sylwia Spurek, która zamierza zakazać jedzenia mięsa i hodowli krów, nie obcięłyby mi tego i owego, gdyby zobaczyły wczorajszą pieczeń cielęcą na moim talerzu. Choć doświadczenie uczy, że ludzie, którzy bardzo kochają zwierzęta, potrafią być bezwzględni dla innych ludzi.
Ale nie tylko o jedzenie chodzi. Chodzi przede wszystkim o ten cholerny klimat. W latach 70. straszono globalnym oziębieniem. Potem straszono ociepleniem, teraz straszy się „zmianami”. Idą na to rocznie dziesiątki miliardów dolarów. Jak ktoś się wkręci w biznes, ma robotę na lata, granty, międzynarodowe konferencje.
Jak ktoś się wkręci w biznes, ma robotę na lata, granty, międzynarodowe konferencje.
Gwiazdorem, jak Greta, będzie „robiąc w klimacie” trudno zostać, bo konkurencja wielka, ale i tak dużo to pewniejsza perspektywa, niż zajmowanie się na przykład profilaktyką grypy albo historią włókniarstwa. W związku z walką o klimat, dzieci są spędzane ze szkół na demonstracje, a jedna ze stacji radiowych wprowadziła dla dziennikarzy specjalny słowniczek po to, by przekaz był jeszcze straszniejszy. Zamienia się w nim słowa nienacechowane emocjonalnie na takie, które z miejsca robią wrażenie. Na przykład „zmiany” zastępuje „kataklizm”. – Zmień swój język i zmienisz swoje myśli – stwierdził Karl Albrecht, twórca niemieckiej sieci Aldi. Niestety dużo przed nim zjawisko to zauważyli faceci, którzy zajmowali się nie motywacyjnymi gadkami, a wdrażaniem totalitaryzmu.
Interesuję się trochę historią. I cała ta globalna maszynka propagandowa przypomina średniowieczną sektę albo rodzącą się ideologię: komunizm czy faszyzm. Tam też tak było. Specjalny język, wszyscy muszą maszerować, nie wolno być obojętnym, zwycięstwo albo śmierć. Konieczność poświęceń. Ludzka wina, którą nasze pokolenie musi wymazać. Podręcznik. Poczytajcie „451 stopni Fahrenhaita” (niedawno nakręcili słaby remake klasycznego filmu), „Nowy wspaniały świat”, obejrzyjcie „Eqilibrium” albo „Matrixa”. Wszędzie tam to jest. Nowe pokolenie wypala grzechy starego, najlepiej razem z nim, a przynajmniej z jego nawykami, stylem życia.
Czy to wszystko oznacza, że osławionego efektu klimatycznego nie ma? I czy człowiek ma na niego wpływ? A skąd mam wiedzieć? Nie mam pojęcia. Nie wierzę ani tym klimatycznym fanatykom, ani fanatykom z drugiej strony, którzy zwalczają ścieżki rowerowe czy komunikację miejską, bo stary diesel pod maską to atrybut ich wolności.
Mięso więc będę nadal jadł, ale za to posegreguję śmieci, choć nie jestem pewien, czy potem ich i tak nie mieszają. Tyle mogę zrobić. A zwarte szeregi budujące świat od nowa niech lepiej omijają mój dom z daleka.
Not. ES