poprzedni artykułnastępny artykuł

Recenzje – kwiecień

Sprawdźcie, jakie książki i filmy polecamy Wam w kwietniu.

KSIĄŻKOWY KLASYK

Zatracenie
Osamu Dazai, Spółdzielnia
wydawnicza Czytelnik, 132 s.

Osamu Dazai to klasyk literatury japońskiej, który pozostaje poczytnym autorem i którego kilka dzieł wydano już w Polsce. Żył w latach 1909–1948, a jego chaotyczne życie – które oprócz napisanych książek punktują nałogi i próby samobójcze (jak zresztą kilku z najważniejszych japońskich pisarzy) – owiane jest mitem i romantyzowane. Musi tak być, biorąc pod uwagę, że „Zatracenie”, ostatnie dzieło Dazaia, opisuje na poziomie wręcz podskórnie intymnym losy bohatera, które w wielu punktach pokrywają się z życiem autora. Powieść ta ma formę wspomnień, jednego z najpopularniejszych gatunków swojego czasu, jak dowiadujemy się z zawartego w książce posłowia, przy czym wstęp i epilog jest napisany z perspektywy osoby, która na owe zapiski miała natrafić.

Bohater „Zatracenia” Yozo potrafi zdobyć sympatię większości osób, które poznaje, mimo tego od dzieciństwa czuje się wyalienowany, a wszelkie interakcje stanowią dla niego grę, w której ukrywa swoje prawdziwe „ja”. W kolejnych latach na skutek porażek traci nawet tę fasadę i pozostaje z niczym: tytułowe zatracanie dotyczy człowieczeństwa, które bohater uważa za przezeń utracone. Trudny do zrelacjonowania ciąg zmian miejsca zamieszkania, nałogów, partnerek i dorywczych prac pozostaje jedynie tłem dla historii tego upadku. Jego prawdziwa przyczyna nie ma wiele wspólnego z epizodami, które zdaniem bohatera są decydujące, a wskazują raczej na stan, przez który tak myśli. Współczesny czytelnik natychmiast ekstrapoluje ten stan na powojenną epokę powstania utworu – logiczne, biorąc pod uwagę łatwość, z jaką bohater znajduje partnerki do prób samobójczych.

KSIĄŻKA NA CZASIE

Dryfując do Betlejem
Joan Didion, Wydawnictwo
Cyranka, 280 s.

Joan Didion to autorka znana przede wszystkim za swoje reportaże zaliczane do nurtu Nowego Dziennikarska, chociaż opublikowała także kilka powieści i tomów wspomnień. „Dryfując do Betlejem” to być może najważniejszy zbiór jej reportaży i esejów, który w USA cieszy się niezwykłą estymą nie tylko za walory dziennikarskie, ale także za samą jakość prozy. Co ciekawe, w Polsce ukazały się już dekady temu cztery z powieści pisarki, a ostatnimi laty w dwóch wydaniach nagradzany bestseller o radzeniu sobie z utratą męża „Rok magicznego myślenia”. Po raz pierwszy jednak polski czytelnik ma okazję przeczytać reportaże i eseje Didion.

O ile eseje Didion, które wypełniają dalszą część książki, np. „O szacunku do siebie samej”, także są interesujące, to nie ma wątpliwości, że stanowią prace dziennikarskie z lat 1965–1967. Dotyczą m.in. słynnej sprawy kryminalnej, Johna Wayne’a, Joan Baez, Howarda Hughesa i w końcu – a mowa tu o tytułowym reportażu – kluczowego ośrodka subkultury hippisowskiej, dzielnicy Haight-Ashbury w San Francisco. Już sama fragmentaryczna struktura tego artykułu przekazuje tezę o rozpadzie tradycyjnych struktur społecznych, o ile chaotyczne życie opisanych w nim buntowników i nieletnich uciekinierów w ogóle byłoby sensownym wpisywać w sztywne ramy. Przy okazji tego tekstu trudno nie wspomnieć o opisanym w nim spotkaniu z pięciolatką regularnie zażywającą LSD.

Didion słynie z subtelności w portretowaniu; opisuje często ambiwalentne detale, a nawet gdy puenta tekstu jest zupełnie jasno sformułowana, to mieści się w niespodziewanych kategoriach – przynajmniej w tym tomie. Tytułowy artykuł może wydawać się niektórym czytelnikom jednostronny, być może dlatego, że Didion potrafi gdzie indziej opisać z podobną życzliwością tak różne postacie jak wspomniani Wayne i Baez. Wiele wskazuje jednak na to, że skrajność, na której skupiła się Didion, zaważyła w historii. Być może polscy czytelnicy będą mieli okazję przeczytać późniejsze pisma tej autorki, o których można dowiedzieć się, oglądając film dokumentalny „Joan Didion: Wszystko w rozpadzie”.

FILMOWY KLASYK

Niezamężna kobieta
reż. Paul Mazursky,
prod. USA, 130 min

Paul Mazursky to reżyser, który zasługuje na większą uwagę po obu stronach oceanu. Większość jego dzieł to ciepłe komediodramaty, łatwe do przeoczenia w szeregu ikonicznych, autorskich filmów, jakie wydało kino amerykańskie lat 70. i 80., kiedy przypadł szczyt kariery Mazursky’ego. Jego debiut z 1969 roku, oparty na własnym scenariuszu „Bob i Carol i Ted i Alice”, to niezapomniany komentarz na temat epoki. Polscy widzowie być może najlepiej znają urzekającą „Moskwę nad rzeką Hudson” z Robinem Williamsem w roli uchodźcy ze Związku Radzieckiego.

„Niezamężna kobieta” to jeden z najbardziej udanych filmów Mazursky’ego. Co dosadniej sugeruje anglojęzyczny tytuł filmu, „An Unmarried Woman” opowiada o kobiecie, która musi poradzić sobie z rozstaniem z mężem. Odgrywana przez Jill Clayburgh Erica zostaje opuszczona po kilkunastu latach małżeństwa i pozostaje sama z córką. Ta kryzysowa sytuacja oczywiście odbija się na jej zdrowiu, ale nie znaczy to, że bohaterka potrzebuje naszej litości. Swobodnie poprowadzona opowieść po gorzkim początku niespodziewanie staje się jednym z filmów, w których przytulnym nastroju mamy ochotę się rozgościć.

Bohaterka regularnie spotyka się z gronem przyjaciółek, wzajemnie wspiera się także z córką i uczęszcza na terapię. Ponieważ pracuje w galerii sztuki, wątek ten wprowadza do filmu grono barwnych postaci, w tym malarza Saula, odgrywanego przez znanego z „Greka Zorby” Alana Batesa. Z pomocą świetnych aktorów Mazursky ożywia każdego z tych bohaterów tak, że wydają się oni mieć bagaż doświadczeń i przemawiać z własnego punktu widzenia. Zresztą to właśnie własny punkt widzenia i niezależne działanie w swoim interesie jest tematem tej historii oraz tym, czego uczy się Erica.

FILM NA CZASIE

Obiecująca. Młoda. Kobieta.
reż. Emerald Fennell,
prod. USA/Wielka Brytania, 113 min

Przekorne wykorzystanie pastelowych kolorów i dziewczęcego popu do opowiedzenia historii na temat, który dopiero przestaje być tabu, to z jednej strony taktyka konia trojańskiego, ale także swego rodzaju manifest pokoleniowy, pogodzenie zamiłowania do makijażu i muzyki Britney Spears z feminizmem. Chociaż pełnometrażowego debiutu Emerald Fennell trudno nie skojarzyć z niegdyś popularnym nurtem kina eksploatacji rape and revenge, to lepszy trop stanowi serial „Killing Eve”, którego drugi sezon Fennell pisała oraz nadzorowała, i świeżość, którą serial wprowadził do niezwykle ogranego już gatunku.

Gdy poznajemy odgrywaną przez Carey Mulligan Cassie, za dnia pracuje w kawiarni, a w nocy udaje pijaną klubowiczkę, aby wabić podstępnych mężczyzn i z nagłą trzeźwością przywoływać ich do porządku. Gdy Cassie poznaje młodego, czarującego kawalera Ryana (Bo Burnham), zmienia swój modus operandi, jak gdyby chciała szybciej przepracować traumę, i bierze za cel osoby na różny sposób odpowiedzialne za sytuację, której szczegóły zostają w końcu ujawnione. To najbliższa przyjaciółka Cassie była ofiarą gwałtu, a sprawa została wyciszona, aby konsekwencje czynów rówieśników z college’u przypadkiem nie zaważyły na ich obiecującej przyszłości. Ukierunkowały jednak przyszłość Cassie i jej przyjaciółki.

Nie zdradzając więcej, warto zwrócić uwagę, na kogo ostatecznie zostaje skierowana najostrzejsza krytyka. Doszli i niedoszli gwałciciele zostają ośmieszeni do tego stopnia, że wydają się nie warci ferworu filmu, czy też nie stanowią godnych przeciwników dla Cassie. Wiele wskazuje na to, że ważniejsze jest oskarżenie w kierunku mężczyzn, którzy przymykają oko na przewinienia kolegów, ale wątek ten jest na tyle incydentalny, że niewystarczająco wybrzmiewa. To nie kwestia postawienia konkretnej diagnozy dla społeczeństwa, a raczej dopięcia elementów scenariusza. Mimo pewnej niejasności zakończenie jest zadziornie optymistyczne.

Artykuły z tej samej kategorii

Goście z układu obok

Motyw obcej cywilizacji dosyć często pojawia się w kulturze. Spotkanie z przybyszami porusza naszą  wyobraźnię na wielu płaszczyznach. Pierwszą myślą sporej części...

Bohaterka przeklęta

Niezwykle fascynująca, ale i mroczna legenda o Meluzynie, bohaterce przeklętej, która dała początek francuskiemu rodu z Lusignan! 🏰 Jak...

Władca Pierścieni – najważniejsze różnice między filmem a powieścią.

Świat ,,Władcy Pierścieni'' w zupełnie nowym świetle! Czy wiesz, że filmowa adaptacja Petera Jacksona różni się od literackiego pierwowzoru...