Sieć znajomych, znajomi w sieci
Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...
To była tylko kwestia czasu, kiedy ktoś podchwyci ideę Quidditcha i stworzy mugolską wersję tego magicznego sportu. Jak wyszło? Przekonajmy się!
Quidditch podbija Europę
Czy zaskoczę was informacją, że mugolski Quidditch narodził się w USA? Raczej nie powinno to nikogo dziwić, bo chyba nie ma drugiego miejsca na świecie, o tak żyznym podłożu dla różnego rodzaju „innowacyjnych” pomysłów. I tak to potem jest, że to, co się przyjmie w Stanach Zjednoczonych momentalnie rozprzestrzenia się na cały świat. Europa wpadła niczym śliwka w kompot i zachłysnęła się nowym sportem. Nowe drużyny zaczęły powstawać z prędkością światła.
Naturalnym pretendentem do zostania liderem była dla mnie Wielka Brytania jako „matka” Pottera, ale ku mojemu zaskoczeniu to drużyna francuska sieje postrach na pucharach. Polska również nie pozostaje bierna w tym temacie, choć jeszcze wiele pracy przed nami, aby doścignąć najbardziej zaangażowane kraje. Na chwilę obecną możemy poszczycić się pięcioma drużynami. Coś jednak czuję, że to dopiero początek i patrząc na rosnące zainteresowanie, z roku na rok będzie ich przybywać.
To była tylko kwestia czasu, kiedy ktoś podchwyci ideę Quidditcha i stworzy mugolską wersję tego magicznego sportu. Jak wyszło? Przekonajmy się!
Pokonać grawitację
Niestety człowiek jeszcze nie znalazł sposobu na skuteczne i całkowite pokonanie grawitacji, dlatego podstawową różnicą pomiędzy książkową wersją Quidditcha a tą mugolską jest fakt, że zawodnicy zamiast kręcić beczki w powietrzu, biegają po ziemi z kijkami między nogami. Na początku myślałem, że kijek musi być trzymany tylko za pomocą nóg, bez użycia rąk, jednak Katarzyna Skibińska, która gra na pozycji ścigającej w warszawskiej drużynie Warsaw Marmaids szybko wyprowadziła mnie z błędu:
– Można trzymać go jedną ręką, można też trzymać między nogami, chociaż do tego to już trzeba mieć specjalne predyspozycje anatomiczne – odpowiada ze śmiechem.
No właśnie, skoro jesteśmy już przy pozycjach, to rozwińmy ten temat.
Wyróżniamy cztery pozycje: ścigający, pałkarz, obrońca i szukający. Dla fanów Pottera brzmi to zapewne równie znajomo, co hymn Polski. Jednak największą zagadką pozostawał dla mnie znicz. Jak rozwiązać tę kwestię, nie tracąc przy tym pierwotnego ducha sportu? Otóż okazuje się, że można i to jak! Zniczem jest CZŁOWIEK, który do spodni ma przyczepioną piłkę tenisową. To właśnie ona jest tym upragnionym zniczem. Szukający, który do gry wchodzi w 18 minucie meczu ma za zadanie ją zerwać. I tak jak w świecie czarodziejów, tak i u nas złapanie znicza kończy mecz.
„Jesteśmy zdecydowanie bardziej ukierunkowani na grę i sport sam w sobie niż stricte fascynację światem Harry’ego” – przekonuje Katarzyna Skibińska z drużyny Warsaw Marmaids.
Sport dla każdego
Ogromnie podziwiam determinację zawodników, bo wydaje mi się, że nie ma dla nich przeszkody nie do pokonania, a takie nastawienie, szczególnie w życiu codziennym jest bezcenne. Pozostając w temacie zaskoczeń, nie mógłbym nie wspomnieć o informacji, która sprawiła, że przez kilka sekund rozkminiałem, czy rzeczywiście rozmawiamy ciągle o tym samym:
– Jesteśmy zdecydowanie bardziej ukierunkowani na grę i sport sam w sobie niż stricte fascynację światem Harry’ego – przekonuje ścigająca Warsaw Marmaids. Nie wiem, jak wy, ale ja byłem święcie przekonany, że głównym motorem napędowym jest miłość do „chłopca, którzy przeżył”, a tu takie zaskoczenie!
Jeśli podczas czytania tego artykułu z każdym kolejnym zdaniem w twojej głowie rodziła się myśl, że w końcu odnalazłeś sport dla siebie, ale niestety nie znasz się zbyt dobrze na zaklęciach i teleportacji, to pędzę na ratunek – otóż nie musisz. Wystarczy dobra kondycja i w miarę dobre przygotowanie fizyczne. Wystarczy śledzić Facebooka i wpaść na trening. Reszta jest już w twoich rękach. Kto wie, może jesteś dalekim potomkiem Pottera i pozycja szukającego jest twoim przeznaczeniem?