O nocach sierpniowych
Sierpniowe refleksje i emocje wokół rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy powinniśmy zostawić dyskusje o jego sensie historykom, czy nauczyć się...
I Sekretarz KC PZPR Stanisław Kania w grudniu 1980 roku podczas szczytu państw Układu Warszawskiego przedstawił plan zdławienia rosnącej w siłę opozycji poprzez działalność operacyjną – agenci SB mieli doprowadzić do konfliktów wewnętrznych w Solidarności. Wojciech Jaruzelski przedstawił także alternatywę na wypadek niepowodzenia pierwszej opcji – siłowa rozprawa poprzez wprowadzenie stanu wojennego.
12 grudnia 1981 roku około północy odbyło się posiedzenie Rady Państwa. Podczas niego na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego podjęto niezgodną z Konstytucją PRL uchwałę o wprowadzeniu stanu wojennego na terenie całego kraju. Była ona jednak decyzją niejednogłośną – sprzeciwił się jej Ryszard Reiff, członek świeckiego katolickiego stowarzyszenia PAX, za co usunięto go ze stanowiska państwowego.
W nocy z 12 na 13 grudnia oddziały ZOMO prowadziły w całej Polsce akcję aresztowań osób uznanych „za groźne dla bezpieczeństwa państwa”. Wśród nich znalazł się Jan Ludwiczak, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach, który w dniach 1‒3 września 1980 roku był wiceprzewodniczącym komitetu strajkowego. Po latach tamte wydarzenia wspominał w audycji »Za tych co na „Wujku”« jeden z przywódców strajku – górnik Adam Skwira:
„13 grudnia żona obudziła mnie o godz. 1 po północy. Pojechałem na kopalnię o godz. 3. Na powierzchnię już wyjechała cała trzecia sobotnia zmiana zaalarmowana aresztowaniem przewodniczącego Solidarności Jana Ludwiczaka. Wzburzenie załogi było dość duże”.
Okupacja kopalni
Po porannym przemówieniu telewizyjnym Wojciecha Jaruzelskiego oraz mszy świętej odprawionej przez ks. Henryka Bolczyka postanowiono poczekać do kolejnego dnia. 14 grudnia w czasie porannej masówki górnicy podjęli decyzję o strajku, który miał trwać aż do momentu powrotu Jana Ludwiczaka. Prowadzono także rozmowy z dyrektorem zakładu oraz z komisarzem wojskowym, które jednak nic nie wniosły. W ich trakcie górników reprezentowali: Stanisław Płatek, Adam Skwira i Jerzy Wartak.
Oprócz kopalni „Wujek” stanęły także inne zakłady pracy na terenie województwa katowickiego – było ich około 50. Odpowiedź władzy była natychmiastowa – tego samego dnia podczas pacyfikacji kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu-Zdroju postrzelono czterech członków załogi. Brutalny atak został przypuszczony także na kopalnię „Staszic”. Górnicy „Wujka” świadomi, że także i na nich przyjdzie pora, zaczęli przygotowywać obronę. Nie pomylili się – wieczorem, podczasnarady Wojewódzkiego Komitetu Obrony, zapadała decyzja o pacyfikacji kopalni. Podobnym planem objęto też inne kopalnie: „Andaluzję i „Juliana”. 16 grudnia przygotowano szpital na przyjęcie rannych.
Przeciwko strajkującym górnikom skierowano 1471 funkcjonariuszy MO i ZOMO oraz 760 żołnierzy, dysponujących 22 czołgami i 44 wozami bojowymi.ko
„Nastała grobowa cisza”
Akcję „odblokowania” zaplanowano na 16 grudnia. Przeciwko strajkującym górnikom skierowano 1471 funkcjonariuszy MO i ZOMO oraz 760 żołnierzy, dysponujących 22 czołgami i 44 wozami bojowymi. Na teren kopalni przybył dyrektor Maciej Zaręba oraz wiceprezydent Katowic Jerzy Cyran, płk Piotr Gębka oraz płk Czesław Piekarski. Podczas przemówienia jednego z dowódców sił państwowych ostrzegano o tym, że wobec tych, którzy się nie rozejdą, zostanie użyta przemoc. Górnicy zagłuszali je śpiewaniem hymnu narodowego oraz „Boże coś Polskę”.
Doszło więc do ataku – całą akcją dowodził płk Kazimierz Wilczyński. Nadzór ze strony Komendy Wojewódzkiej MO pełnili płk Jerzy Gruba i ppłk Marian Okrutny.
Zgodnie z zapowiedzią użyto wobec strajkujących armatek wodnych i rozpoczęto szturm na kopalnię, której załoga rozpoczęła obronę. Do walki wkroczyły czołgi i pojazdy bojowe, taranując mury, dzięki czemu siły państwowe miały otwartą drogę. Trwał ostrzał granatami hukowymi i łzawiącymi. Strajkujący obrzucali milicję kamieniami i śrubami oraz tworzyli na szybko barykady – jednej z nich udało się nawet powstrzymać czołg. Górnicy stawiali zaciekły opór, pojmali nawet trzech milicjantów. Do akcji wkroczyły oddziały specjalne ZOMO uzbrojone w pistolety maszynowe. Padły strzały, zabito sześciu górników – pięciu z nich zginęło na miejscu, a ostatni nie dożył doniesienia na posterunek opatrunkowy. Trzech kolejnych zmarło od poniesionych ran już w szpitalu. Co więcej, siły rządu blokowały ambulanse podczas przeprowadzania pacyfikacji.
„Na terenie kopalni po użyciu broni nastała grobowa cisza, tak jak to się dzieje po wielkiej tragedii. I wówczas do bramy wejściowej przyszli oficerowie. Obaj w mundurach polowych, jeden w randze pułkownika, drugi – podpułkownik, nowi, których przedtem nie widziałem. Zażądano tylko od nich, aby przeszli na punkt sanitarny zobaczyć, co zrobili. Poszli w obecności dyrektora kopalni zobaczyć swoje zwycięstwo. A to ich zwycięstwo wyglądało tak, że siedmiu naszych kolegów leżało już martwych w stacji ratownictwa. Leżeli jeden obok drugiego, pokotem, położeni już na wieczność. Nie byli przykryci” ‒ wspominał Adam Skwira.
Polegli w tym starciu górnicy to: Jan Stawisiński, Joachim Józef Gnida, Józef Czekalski, Józef Krzysztof Giza, Ryszard Józef Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk, Zenon Zając. Rannych zostało 21 osób z załogi kopalni. Po stronie sił państwowych liczba rannych to 41 osób, w tym 11 ciężko.
Wyroki PRL
Po tragicznych w skutkach wydarzeniach w kopalni „Wujek” SB rozpoczęło zatrzymywanie osób kierujących strajkiem. Zatrzymano siedem osób, a w tym cztery usłyszało wyroki. Stanisław Płatek został skazany na cztery lata pozbawienia wolności – był on przewodniczącym komitetu strajkowego, a podczas samego starcia został ranny. Jerzy Wartak został skazany na trzy i pół roku, zaś Adam Skwirz i Marian Głuch dostali po trzy lata więzienia. Sprawa śmierci górników z „Wujka”została umorzona przez Prokuraturę Garnizonową w Gliwicach, ponieważ w jej opinii członkowie plutonu specjalnego nie przekroczyli warunków obrony koniecznej.
Procesy w III RP
Po przemianach ustrojowych członkowie ZOMO wielokrotnie stawali przed sądem w sprawie pacyfikacji kopalni. Stało się to dzięki działaniu specjalnej komisji sejmowej – tzw. komisji Rokity, która działała na rzecz zbadania zbrodni komunistycznych. Komisja uznała, że sprawa „Wujka” prowadzona była z naruszeniem prawa.
21 grudnia 1991 roku prokurator skierował do sądu akt oskarżenia wobec dwudziestu czterech osób. Proces rozpoczął się w marcu 1993 roku. Z procesu wyłączono płk. Kazimierza Wilczyńskiego, który dowodził akcją pacyfikacji kopalni, ze względu na stan zdrowia. Zaś sprawa Czesława Kiszczaka, byłego szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, została przeniesiona do Warszawy z podobnych względów – a w 2011 roku został on uniewinniony przez Sąd Okręgowy w Warszawie. W czasie procesu sądowi zarzucono stronniczość – miał on sprzyjać oskarżonym. Wniosek o zmianę składu sędziowskiego został odrzucony. Jedenastu zomowców zostało uniewinnionych, a wobec kolejnych jedenastu sprawę umorzono.
Po przemianach ustrojowych członkowie ZOMO wielokrotnie stawali przed sądem w sprawie pacyfikacji kopalni
To nie był jednak koniec batalii sądowej – wręcz przeciwnie. Wyrok został uchylony przez Sąd Apelacyjny w Katowicach – w 1998 roku. Sąd Okręgowy w 2001 roku stwierdził jednak, że materiał dowodowy jest niejednoznaczny i wydał wyrok uniewinniający, co spowodowało wzburzenie górników. W 2003 roku Sąd Apelacyjny po raz kolejny uchylił wyrok. Dopiero trzeci proces skazał 17 osób jako winnych zbrodni komunistycznej. Dwóch oskarżonych we wcześniejszych rozprawach nie dożyło finału tego procesu. 22 kwietnia 2009 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroków Sądu Apelacyjnego. Batalia sądowa trwała 28 lat.
Dzień Górnika – poznaj historię Barbórki w Magazynie Koncept.