“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Przemysław Harczuk: Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, jedne z najważniejszych w Kościele katolickim. Przy okazji w tym roku mamy do czynienia z dyskusją o ekologii i ochronie zwierząt. Jedni wyolbrzymiają te problemy, inni pomniejszają. A jeszcze inni wskazują właśnie na tradycję Bożego Narodzenia – na wsiach przez lata ludzie żyli w symbiozie ze zwierzętami, były specjalne opłatki dla zwierząt. Czy szacunek do istot żyjących wpisuje się w tradycję Bożego Narodzenia?
JE. Bp Romuald Kamiński: Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Nie wymaga to szerszego komentarza, że człowiek jest wyjątkowy w zamyśle Stwórcy, ale jednocześnie cały świat jest dziełem Bożym. Z tego faktu wynika również szacunek człowieka do stworzonego świata. Im człowiek ma większą świadomość tego, kim jest, im bardziej chce realizować słowa Boga „świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”, tym samym narasta wielkie zrozumienie i szacunek do każdej cząstki stworzonego świata, rozumianego poza człowiekiem. Nie ma żadnej wątpliwości, że człowiek wymaga szacunku nadzwyczajnego i w pierwszej kolejności. Inne stworzenia także wymagają tego szacunku. To naturalne i zrozumiałe. Nie trzeba tego podkreślać ani specjalnie udowadniać.
Przy okazji Świąt pojawiają się jednak środowiska ekologiczne sprzeciwiające się jedzeniu w wigilię karpia czy stawianiu w domu choinek, bo ma to przyczyniać się do niszczenia lasów. A więc tradycja świąteczna miałaby być szkodliwa dla środowiska?
To, że dziś mamy do czynienia z większym zainteresowaniem sprawami ekologii, jest rzeczą naturalną i zrozumiałą. Jest to środowisko, w którym Pan Bóg nas osadził i jest darem Bożym. Wprowadzanie jakiegoś bałaganu, niszczenia, prowadzenie nierozumnej gospodarki sprzeczne jest z prawem Bożym i miłością. Bo nie jestem tu sam, obok mnie żyją ludzie. A wyobraźnia musi sięgać daleko do przodu, patrzeć też na dobro przyszłych pokoleń. Zatem Kościół patrzy na przyrodę także przez pryzmat miłości do drugiego człowieka. I trzeba o te sprawy dbać. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Natomiast co do tradycji i wspomnianej choinki: wystarczy zapytać leśnika, który zna się na gospodarce leśnej. Oczywiste jest, że dla dobra jej funkcjonowania konieczne są co jakiś czas wycinki. Nie jest to szkodliwe dla natury.
To, o czym mówimy, to piękna tradycja. Najważniejszy jest jednak duchowy wymiar Świąt. Co jest ich istotą?
Święta Bożego Narodzenia są pamiątką przyjścia na świat Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela, który przybywa z misją pojednania nas grzesznych z Bogiem Ojcem miłości i miłosierdzia. Poczytujemy to sobie jako wielki dar od Boga, że możemy zostać usynowieni. Pan Bóg realizuje zaskakujący scenariusz – odwieczne Słowo przyjmuje ludzkie ciało, jest wśród nas i jest jednym z nas. Potem przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie sprawia, że powracamy do pełnej jedności z Ojcem. Jako ludzie nie jesteśmy w stanie intelektualnie ogarnąć tej wielkiej dobroci Bożej. Uzewnętrznia się ona ze względu na nas. Jak wielkimi musimy być w oczach Pana Boga, skoro dla nas dokonuje tak wielkich rzeczy.
Co te Święta oznaczają dla nas samych, jak powinniśmy je przeżyć?
W tym roku, w te Święta, po raz kolejny będziemy dziękować Bogu za przyjście na świat Mesjasza, Zbawiciela. Skoro jest mowa o wielkiej dobroci Bożej, to jest też mocny impuls, że my musimy się stawać coraz lepszymi i innym pomagać, byśmy na tej drodze stawali się coraz bliżsi Bogu. „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”. Jeśli tego nie uwzględnimy, to ograniczymy się jedynie do tych zewnętrznych tradycji i tak miną nam Święta. Tymczasem zarówno adwent, który w sposób delikatny podprowadza nas, przygotowuje do przeżycia tej wielkiej tajemnicy, potem same Święta, które nas wprowadzają w tę tajemnicę, dają taką możliwość zachłyśnięcia się tymi wielkimi prawdami, byśmy mogli, właściwie ten czas przeżywając, stwierdzić, że od tej pory nie jesteśmy już tacy sami. Że przychodzi czas postawienia kroku wyżej.
Ksiądz Ekscelencja wspomniał o takim zewnętrznym podejściu, ograniczeniu wszystkiego do tradycji. Ale w niektórych krajach zachodnich nawet tradycja stała się niepoprawna politycznie. Nie można na przykład kupić kartek świątecznych z motywami odnoszącymi się do Bożego Narodzenia, przedstawiających chociażby św. Mikołaja jako biskupa.
Przez całą historię świata jesteśmy świadkami ścierania się tego, co jest Boże, z tym, co nie jest Boże. Czasami to się bardzo nasila. Wydaje się, że teraz, gdy świat jest zachłyśnięty tym przeobrażeniem techniki, informacji, wiele narodów jest dość mocno zanurzonych w dobrobycie, świadomie usuwa z przestrzeni swego życia wszystko to, co przypomina, lub nawet może przypominać Pana Boga. Jakby dawał sygnał: nie obciążajmy się Panem Bogiem. Żyjmy sami dla siebie. To jest wygodne. Ale nielogiczne. Bo jesteśmy stworzeni z miłości. I do tego źródła, do Boga, wracamy. Wszystko inne jest złudzeniem, ułudą.
Czy nie jest to pewien paradoks, że w obecnych czasach, w krajach sytej Europy Zachodniej, która pod względem jakości życia przeżywa najlepszy czas w swojej historii, ludzie mają za co dziękować Bogu, całkowicie odrzuca się Pana Boga, a Kościół rozkwita w krajach afrykańskich, gdzie jest nędza, a wiara jest bardzo silna?
Posłużę się tutaj takim przyrodniczym przykładem. Świat jest dziś podobny do sytuacji, gdy nadciągnęła nad naszą rzeczywistość ciężka chmura i przesłoniła nam słońce. Wiemy, że w takiej sytuacji trudno nam funkcjonować. A cóż jest tą chmurą? Wszystko to, co nam się wydaje tak wesołe, rozkoszne, przydatne, ale tylko w zakresie naszego ziemskiego życia. Jeśli się tego pozbędziemy, otworzymy na działanie słońca, to damy możliwość działania Łaski Bożej. To się dzieje nie tylko w Afryce, ale też w krajach europejskich czy Ameryce, gdzie istnieją mocno wierzące wspólnoty chrześcijańskie.
Według tradycji Jezus objawił się najpierw ubogim, dopiero potem mędrcom ze Wschodu. Cierpienie jest już zapowiedziane na początku w Ewangelii – mamy rzeź małych dzieci i próbę zgładzenia Jezusa przez Heroda, ucieczkę świętej rodziny do Egiptu.
Gdy popatrzymy na scenariusz przyjścia na świat Zbawiciela w osobie dziecięcia i warunki, o których mówi Ewangelia, a które znane są nam wszystkim, tak mocno ugruntowane przez tradycję, to mamy tu mocne podkreślenie następującej prawdy: rozejście się nasze z Panem Bogiem było w atmosferze pychy, a czas przyjścia Jezusa jest naznaczony znamieniem pokory. I po tym wykładzie całej Ewangelii Jezusa Chrystusa ten symbol, znak, przykład pokory będzie się zawsze pojawiał.
Wchodzimy w czas świąt Bożego Narodzenia, mamy przygotowanie do nich w postaci adwentu. Patrząc z perspektywy młodych ludzi – co dziś mogą wyciągnąć z nauki Jezusa, Jego przyjścia na świat, pierwszych lat Jego życia?
Czasami mamy taką „zachciankę”, że pytamy, co na dzisiejsze czasy Pan Jezus nam oferuje. Otóż tak pytań stawiać nie powinniśmy. Wszystko, co nam Pan Jezus oferuje, było od początku i do końca będzie takie samo. Ktoś powie: „ale czasy się zmieniają”. Nie, zasady się nie zmieniają. Dobro było i pozostaje dobrem, zło było i pozostaje złem, nieprzyjaźń była i pozostaje nieprzyjaźnią, miłość była i pozostaje miłością. Ewangelia, dobra nowina, nauka Jezusa Chrystusa w każdej sytuacji, czy to będzie piąty, dziesiąty, piętnasty, dwudziesty czy dwudziesty pierwszy wiek, pokazuje nam pragnienie Boga, co do naszej drogi. I pokazuje nam, jakimi sposobami, dzięki czemu my możemy na tej drodze zwyciężać ku dobremu, ku Chrystusowi.
Gdy rozmawiam z młodymi ludźmi – studentami, uczniami – mówią mi, że dawniej wierzyć było łatwiej. Bo istnienie Boga było dla ludzi oczywiste. Dziś jest powszechna negacja wiary. Kpiny z religii są na porządku dziennym. Mają rację, czy to przesada, bo trudność w osiągnięciu zbawienia jest zawsze taka sama?
Od strony czysto socjologicznej mają rację. Kiedy biegnie się w grupie, to jest łatwiej, jest się przez prąd porywanym. Ale to wcale nie znaczy, że ktoś nas zwalnia z wysiłku. Ten wysiłek osobisty musi być. Rzeczywiście, obecność dobrych przykładów nas mobilizuje, ale nie możemy szukać wymówek, że teraz nie mamy tych przykładów. Bo najważniejszym, najpełniejszym przykładem jest dla nas Pan Jezus. I, czy czasy będą takie, czy inne, to On zawsze będzie dla nas wzorcem.
Skoro o dobrych przykładach, to są nimi święci. Kończy się rok, zaczyna kolejny. W 2020 roku ważnym wydarzeniem dla Polski, Warszawy, także dla diecezji warszawsko-praskiej będzie beatyfikacja prymasa tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jakie znaczenie ma ta postać dla polskiego Kościoła?
Ile osób będzie się wypowiadać na temat kard. Stefana Wyszyńskiego, stawiało go jako wzór, to każda zauważy coś innego, istotnego dla siebie. Dla mnie osobiście przede wszystkim był to człowiek, który kochał Kościół jako wspólnotę ludzi wiary. I co z tego wynikało – przeprowadził tę wspólnotę przez bardzo trudne czasy. Był jasnym punktem odniesienia. Wielu ludzi dzięki jego niezłomnej wierze i postępowaniu umacniało swoją wiarę. Drugą rzeczą, również ponadczasową, jest jego umiłowanie Ojczyzny. Prymas wielokrotnie mówił: „Ojczyznę kocham ponad własne życie. I wszystko to, co trzeba by dla niej zrobić, to jestem gotów zrobić. Żeby była wspólnotą ludzi kochających Boga i człowieka, żeby była wolna, niezależna, żeby żyła w miłości i jedności wewnątrz i na zewnątrz”. Tak jak to w normalnym porządku być powinno. Te dwie cechy bym wyróżnił. Niewątpliwie beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia będzie ważnym wydarzeniem dla naszego społeczeństwa, Kościoła w Warszawie i Polsce. Chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że w roku 2020 będziemy obchodzić również setną rocznicę urodzin Karola Wojtyły – świętego Jana Pawła II. No i stulecie Bitwy Warszawskiej, zwanej też Cudem nad Wisłą. Chciałbym, żeby tego drugiego określenia nie pomijać. Bo trzeba wiedzieć, że szczególny wkład w to wydarzenie miała Opatrzność Boża, jakim było zwycięstwo nad bolszewikami. Bo po ludzku trudno to zrozumieć i ogarnąć.
Działalność i nauczanie Jezusa a starożytni – czytaj w Magazynie Koncept.