“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Światowa czołówka rugby to Anglia, Francja, Irlandia, Szkocja, Walia, Włochy i… Gruzja. Co pomiędzy anglosaskimi i francusko-włoskimi gigantami robi tam mały kaukaski kraj? I jak to jest, że jadąc po placach Tbilisi, częściej można spotkać grupy chłopaków walczących o przejęcie jajowatej piłki niż tych kopiących futbolówkę?
Mieszanka Ormianina i Lelo
Pewien ormiański emigrant, który wracał z tułaczki po II wojnie światowej zamiast do Erywania trafił do Tbilisi. A że wracał Marsylii, to pokazał miejscowym Gruzinom, jak gra się w rugby, które rywalizowało wówczas z futbolem na marsylskich podwórkach. Ale dlaczego gra trafiła na tak podatny grunt i rozlała się na cały kraj? Bo wcześniej przez prawie 800 lat każdy Gruzin, niezależnie od stanu i pochodzenia, grał w Lelo – co dosłownie oznacza polną piłkę. Dziś gra się w Lelo na boiskach i według określonych zasad: zespół liczy 15 zawodników, a celem jest zdobycie jak największej liczby goli podczas 30-minutowych połów. W przeciwieństwie do rugby można podawać piłkę do przodu, zawodnik może trzymać piłkę maksymalnie 5 sekund i nie może popychać gracza przeciwnej drużyny.
Gra trwała… tydzień
Zawodowe losy rzuciły mnie kilkanaście tygodni temu do Tbilisi. Wszyscy grają tam w rugby, ale tradycyjne Lelo też bardzo powoli odzyskuje dawną chwałę. Dziś tylko kilka osób umie wykonać tradycyjną piłkę do Lelo, która przypomina kształtem i wagą piłkę lekarską. Prawie pół dnia spędziliśmy w towarzystwie trenera reprezentacji Gruzji w rugby do lat 19, którego ojciec jest szefem federacji Lelo. Spotkanie z nim i rozmowy powiedziały mi o historii i współczesnej Gruzji więcej niż lektura kilku przewodników. W Lelo grano w czasie pokoju, by podtrzymać fizyczną formę i nie stracić wojowniczego animuszu. Często grano na olbrzymich, górzystych przestrzeniach, gdzie celem było dostarczenie piłki na drugi brzeg dzikiej rzeki. Gra potrafiła trwać nawet tydzień i wykorzystywano w niej konie. Oprócz budowania kondycji, współpracy zespołowej i ćwiczenia walki wręcz, była to doskonała okazja do zdobycia chwały, rozkochania w sobie potencjalnej kandydatki na żonę czy… wyrównania porachunków klanowych. Co ciekawe, od niedawna w Lelo grają też rekruci w gruzińskiej armii. Po odbyciu służby wojskowej młodzi często przywracają tradycję Lelo w swoich wioskach czy miastach. Najbardziej widowiskowe mecze rozgrywane są na Wielkanoc. Jak relacjonują dziennikarze portalu mestream.pl, grę rozpoczyna duchowny będący jednocześnie sędzią. Po meczu piłka przechowywana jest w świątyni.
Gwiazdorzy to rugbyści nie piłkarze
W czasach sowieckich rugby było okazją do pokazania Moskwie, kto tu rządzi. Ligowe mecze drużyn z Tbilisi z tymi ze stolicy kończyły się przeważnie zwycięstwami Gruzinów i radością z pokonania znienawidzonego okupanta. Dziś rugby jest częścią życia gruzińskich mężczyzn. Jadąc przez Tbilisi na boiskach czy placach częściej można spotkać grupy chłopaków walczących o przejęcie jajowatej piłki niż tych kopiących futbolówkę. Rugby jest też elementem wychowania i pracy z młodzieżą, nawet w elitarnych szkołach. Boisk jest relatywnie dużo, co może dziwić obcokrajowca widzącego jak górzysty jest to kraj i jak, mimo wszystko, niezamożny. Najlepsi Gruzini zarabiają na życie w najlepszych ligach (np. francuskiej) i mają status prawdziwych gwiazd. Szczerze mówiąc, nasze zwycięstwo odniesione przez piłkarzy w połowie listopada w meczu eliminacyjnym do piłkarskich mistrzostw Europy nie zrobiło na Gruzinach specjalnego wrażenia. Pytani przez nas często nie wiedzieli, że taki mecz miał miejsce. Co innego, gdybyśmy ograli ich w rugby. No, ale póki co jest to niemożliwe. Niektórzy odkrywają Gruzję dzięki kuchni, górom czy prastarym monastyrom i cerkwiom. Ja odkryłem ją dzięki rugby i Lelo.