Czy szkoła rzeczywiście wychowuje?
Czy obecny system edukacji naprawdę spełnia swoje zadanie? 🤔Zobacz, jakie wyzwania stoją przed dzisiejszymi szkołami i dlaczego warto zadbać...
Szczerze, czy komuś z Was nauka kojarzy się z czymś lekkim, przyjemnym i zabawnym? Nic dziwnego – szkolne ławki, dziwnie brzmiące tytuły prac dyplomowych i skomplikowane tematy artykułów naukowych nie zachęcają do pogłębiania swojej wiedzy. Czy da się odczarować to wyobrażenie?
Jeśli myślicie, że bajki od zawsze pisano po to, aby ułatwić dzieciom zasypianie, to jesteście w błędzie. Już starożytni wpadli na pomysł, aby za ich pomocą przekazywać ludziom wiedzę. Ten gatunek literacki nadawał się do tego idealnie. Był krótki, najczęściej rymowany i przyciągał uwagę. Do tego należy dodać szczyptę humoru i element zaskoczenia w postaci np. gadającego lisa i mamy receptę na tekst idealny. Za jego pomocą można opowiedzieć niemalże każdą historię.
Do takiego wniosku doszedł między innymi Ignacy Krasicki. To właśnie ten pisarz i duchowny oświeceniowe hasło „uczyć – bawiąc, bawić – ucząc” wziął sobie szczególnie do serca. W bajkach, których był autorem, pokazywał ludzkie wady. Nikt jednak nie miał mu tego za złe. Czynił to bowiem tak, że żaden człowiek nie został przez niego personalnie obrażony.
Większość z nas doskonale pamięta alegorie, którymi się posługiwał. Przebiegłość, naiwność, próżność – tego typu cechy ukazywał w zakończonych morałem historyjkach. Krasickiemu jednak nie zarzucano moralizatorstwa. Podczas czytania tych tekstów mało kto wiedział, że się go czegoś uczy. Ze stosowanej przez Krasickiego strategii mogłoby zaczerpnąć wielu współczesnych ludzi. Uczenie poprzez zabawę jest szczególnie ważne w pracy naukowca – zwłaszcza takiego, który zajmuje się popularyzacją wiedzy.
Wielu naukowcom wciąż się wydaje, że uprawianie nauki nie powinno mieć nic wspólnego z humorem. Praca na uniwersytecie, badania laboratoryjne, a przede wszystkim tajemnicze nazwy zmiennych brzmią niezwykle poważnie. To właśnie ta powaga jest murem oddzielającym uniwersytecki świat od reszty społeczeństwa.
Poza tym codziennie docierają do nas tony informacji. Nie jesteśmy w stanie zapoznać się ze wszystkim, wobec tego zazwyczaj szybko dokonujemy selekcji. W ten sposób sięgamy po to, co wzbudza w nas największe emocje. Co więcej – rzadko są to emocje pozytywne!
„Kto może uratować świat przed zagładą?”.
„Jeśli codziennie zjesz ten owoc, nie dowiesz się, czym są zmarszczki!”.
„Naukowcy odkryli, jak schudnąć 10 kg w miesiąc bez efektu jo-jo!”.
Co łączy te komunikaty? Silny ładunek emocjonalny. Pierwszy z nich wywołuje paniczny strach. Drugi i trzeci silne zaciekawienie połączone z nadzieją. Czym wobec nich będzie wpis o tym, co powinnyśmy zrobić, aby spowolnić zmiany klimatyczne? Klimat wydaje się abstrakcyjny, a jego zmiany w naszej wyobraźni dzieją się gdzieś daleko. Ponadto często uważamy, że oddolne, jednostkowe działania pozbawione są sensu.
Dzięki temu z łatwością zdejmujemy z siebie odpowiedzialność. Możemy wówczas koncentrować się na nadwadze, zmarszczkach i zagładzie. To ostatnie wprawdzie też powinno się wydawać odległe, ale ponieważ wiele o tym słyszymy w mediach, podświadomie pozostajemy czujni. W naszym mózgu aktywują się te same obszary, co tysiące lat temu u przodków. Gdy słyszeli, że niebezpieczne zwierzę pojawiło się w okolicy, zawsze byli gotowi do walki lub ucieczki.
Media społecznościowe wiele lat temu postanowiły skoncentrować się na finansach, a nie prawdzie. Fałszywe treści dzięki temu rozprzestrzeniają się w niekontrolowany sposób. Zgłaszanie nieprawdziwych treści jest więc kropelką w morzu potrzeb. Użytkownicy mediów lubią twierdzić, że usuwanie fake newsów jest rodzajem cenzury. Uważają, że prawda jest tuszowana, przez co bardzo trudno jest trafić do nich z wiarygodnym przekazem.
Spójrzmy na to jednak ich oczami. Może i tamte informacje były nieprawdziwe, ale bardzo im się przydały. Za pomocą prostego, emocjonalnego języka pozwoliły im uporządkować chaotyczny świat. Wywołały także emocje, które mają olbrzymi wpływ na podejmowane decyzje. Zanim więc nazwiemy ich oszołomami, zastanówmy się nad tym, co oferuje im świat nauki.
O nauce i emocjach rzadko mówimy jednocześnie. Odkrycia bywają „fascynujące”. Naukowców „szokują” wyniki badań. Tych emocji rzadko doświadcza reszta społeczeństwa. Uczy się nas, że obiektywna nauka powinna być pozbawiona emocji i prezentować wyłącznie suche fakty. Na szczęście to podejście powoli zaczyna się zmieniać.
Popularyzatorzy nauki starają się za pomocą rozmaitych kanałów przekazu docierać do ludzi w każdym wieku. Naukowe tiktoki, wirale czy też stand-up’y cieszą się coraz większym zainteresowaniem i to nie tylko osób związanych z uniwersytetami.
Pierwszy naukowy stand-up zorganizowano w 2015 r. w Klubie Komediowym. Wtedy osoby związane z Centrum Nauki Kopernik przez 3 minuty humorystycznie, ale rzetelnie, prezentowały światu swoje badania. Akcja okazała się strzałem w dziesiątkę, w związku z czym organizowano ją do 2019 r. To właśnie wtedy odbyła się jej edycja specjalna. Z jej efektami można zapoznać się na youtubowym kanale Politechniki Śląskiej.
Tego typu wydarzenia nie tylko uczą, bawiąc i bawią, ucząc. Przede wszystkim dzięki nim można pokazać, że naukowiec to nie tylko mistrz monologów. Te wygłasza się chociażby na specjalistycznych konferencjach. Aby komunikacja naukowców ze społeczeństwem była efektywna, musi być dwukierunkowa. Śmiech zaś ułatwia przełamywanie barier i pozwala bardziej życzliwym okiem spojrzeć na osobę, która chce nam coś przekazać. To z kolei ułatwia zapamiętywanie rozmaitych treści. Wyobraźcie sobie, że według badań aż 30% Amerykanów dowiedziało się czegoś o polityce dzięki programom rozrywkowym!
Humor jednak nie może być byle jaki. Naukowcy odkryli, że humor antropomorficzny wcale nie zwiększa atrakcyjności danej treści. Jego przykładem jest chociażby dorysowywanie twarzy atomom przy niezmienionej, naukowej treści np. posta na Instagramie.
Na polskim gruncie prowadzonych jest niewiele analiz na ten temat, jednak zagranicą staje się to coraz popularniejsze. Dzięki nim wiemy, że aby źródło mogło na nas oddziaływać, musi zostać przez nas uznane za zaufane lub sympatyczne – a najlepiej jedno i drugie. W takiej sytuacji rosną także wskaźniki popularności danej treści w mediach społecznościowych. Im więcej reakcji, tym większa gotowość dołączenia innych osób do dyskusji. Udział w niej stwarza zaś szansę do zmiany poglądów i poznania naukowego punktu widzenia.
Zobacz więcej tekstów Magdaleny Maciejewskiej
Nie każdy jednak nadaje się do tego, aby popularyzować naukę w humorystyczny sposób. To dlatego istotne jest, aby zaangażować do tego działania osoby, którym przychodzi to z łatwością. Wśród naukowych popularyzatorów i influencerów z roku na rok znajduje się coraz więcej nazwisk. W ich gronie jest już m.in. Radosław Brzózka, Maciej Dowbor czy Dawid Myśliwiec. Ich działalność nie ogranicza się wyłącznie do przestrzeni internetowej.
Treści popularnonaukowe usłyszeć można już na takich wydarzeniach jak przystanek Woodstock lub na Festiwalu Fantastyki Pyrkon. W takich miejscach emocji nie może zabraknąć. Podczas ich trwania naukowcy mogą wyjaśnić, skąd wynika zmienność, która często zniechęca ludzi do nauki.
Jednego dnia słyszymy, że czerwone mięso jest najgorsze dla zdrowia. Drugiego dowiadujemy się, że nie ma nic gorszego od drobiu. Społeczeństwo nie wie, co o tym myśleć, więc dochodzi do szybkiego wniosku – każdy kłamie i teorię dostosowuje do swoich potrzeb. Dietetycy mówią o jednym, lekarze o drugim, a restauratorzy o trzecim ze względu na rozbieżność interesów.
W związku z tym wniosek jest prosty – najlepiej nie ufać nikomu lub wybrać tego, który jest najbardziej przekonujący. Najbardziej przekonującego rozumie się jednak wówczas jako najsilniej wpływającego na emocje. Jeśli chcemy za pomocą nauki i faktów skutecznie walczyć z dezinformacją, sięgnijmy po tę samą broń – humor i emocje!