O nocach sierpniowych
Sierpniowe refleksje i emocje wokół rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy powinniśmy zostawić dyskusje o jego sensie historykom, czy nauczyć się...
Mateusz Zardzewiały
Przyjaciel i adiutant Józefa Piłsudskiego, uczestnik walk legionowych, stały bywalec warszawskich salonów epoki międzywojennej, słowem – postać jedyna w swoim rodzaju. Oto Wieniawa!
Po jakimś bankiecie podchmielony Wieniawa wytoczył się z restauracji Trzaski z równie jak on wstawioną damą. Stanęli pod świecącą latarnią, Wieniawa czule objął towarzyszkę i począł całować, a ona cicho szepnęła: Dobrze już, Bolciu, dobrze, tylko zgaś tę lampę” – tę anegdotę z życia bodaj najsłynniejszego polskiego kawalerzysty przypomina Mariusz Urbanek w książce „Wieniawa. Szwoleżer na Pegazie”. A sama historyjka dobrze oddaje namiętności, jakim oddawał się generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, człowiek do zadań specjalnych Józefa Piłsudskiego. Był on adiutantem Marszałka, był też wręcz archetypowym kawalerzystą – cechowała go niesamowita odwaga, nie mniejsza brawura, słabość do pięknych kobiet, miłość do koni, uwielbienie dla dobrych trunków i bezwarunkowy patriotyzm.
„Moi państwo, ludzie szanowani są dla swoich zalet i cnót, a lubiani tylko dzięki wadom” – powiedział kiedyś ten szanowany i lubiany człowiek. Wieniawa oddał życie służbie dla odradzającej się Polski. Jednak mogło być zupełnie inaczej – w końcu miłością do swego ukochanego wodza, Józefa Piłsudskiego, zapałał na krótko przed wybuchem I wojny światowej, w czasie odczytu, który przyszły Marszałek wygłosił dla polskiej młodzieży w Paryżu w lutym 1914 roku. To właśnie po tym spotkaniu Bolesław Długoszowski stwierdził: „Od dziś uważam się naprawdę za żołnierza, bo nareszcie mam wodza”. Jak wyglądało jego życie, zanim odnalazł swego dowódcę? Już od chwili narodzin, a więc od roku 1881, można było z duża dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że Długoszowski poświęci swoje życie służbie dla Polski, nawet jeśli nasz kraj nie istniał na mapach ówczesnej Europy. Bowiem Wieniawa dorastał w rodzinie o patriotycznych tradycjach. Jego ojciec walczył w oddziale powstańczym Dionizego Czachowskiego w 1863 roku, a w powstaniu listopadowym brał udział dziad Wieniawy, Wincenty Długoszowski. Z kolei dziad Aleksander wojował pod wodzą Napoleona. Chyba nawet nie wypada pytać, czy młodego Bolka mogła spotkać inna przyszłość niż kariera wojskowego!
Jednak odpowiedź wcale nie była oczywista. Tak się składa, że dorastający Długoszowski zdecydował się na podjęcie studiów… medycznych! Miejscem, w którym zdobywał wyższe wykształcenie, stał się Lwów, wówczas miasto o większym znaczeniu niż Kraków. Jednak we Lwowie młody Bolesław pogłębiał swą wiedzę nie tylko medyczną. Oprócz niej poznał tam również smak życia bohemy artystycznej, obracając się w kręgu takich ludzi jak choćby Karol Irzykowski, z którym prowadził płomienne dyskusje w kawiarni Schneidera – przybytku, w którym Długoszowski poznał Stanisława Przybyszewskiego czy też wizytującego Lwów z okazji premiery „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. „(…) wśród nocnych dyskusyj i włóczęg, hucznych zabaw w karnawale i niezliczonych flirtów, ale też i przy wytężonej pracy na klinikach i w laboratoriach, zdawszy z odznaczeniami wszystkie rigorosa, z dyplomem wszech nauk lekarskich pod pachą wyjechałem na Zachód, przez Wiedeń i Berlin do Paryża (…)” – wspominał ten czas sam Wieniawa.
Do Paryża?! Medyk? Po co? – mógłby ktoś zapytać. Odpowiedź jest dość oczywista: by korzystać z uroków życia! Bolesław Długoszowski wybrał się do stolicy Francji, bo należało to wówczas do dobrego tonu wśród ludzi cechujących się ambicjami artystycznymi. A takie pretensje – zresztą niebezpodstawnie – żywił Długoszowski. W stolicy Francji z upodobaniem oddawał się urokom życia cyganerii, przesiadując w kawiarniach, zwiedzając wystawy, tworząc. Jednak oprócz tego zaangażował się również w pracę dla odradzającej się ojczyzny. Do Paryża docierały informacje o powstającym na ziemiach Galicji ruchu strzeleckim, wówczas Długoszowski został współorganizatorem powstającego w stolicy Francji oddziału Strzelca. A droga prowadząca ze Strzelca w przyszłość mogła być tylko jedna. Był nią szlak bojowy I kompanii kadrowej, którym wraz z innymi żołnierzami Legionów podążał Wieniawa. Co więcej, znalazł się on wśród tych żołnierzy, którzy jako pierwszy od 1831 roku oddział regularnego wojska polskiego weszli na ziemie Królestwa Polskiego. W czasie swojej służby legionowej Długoszowski dał się poznaćmod najlepszej strony: jako nieustraszonymi pomysłowy kawalerzysta. Jednak opróczmzalet o czysto wojskowym charakterze wyróżniały go również cechy towarzysko dodatnie: był on żołnierzem, który umilał towarzyszom broni niedole wojennego życia. Bo służba wojskowa, z jej nieodłącznym rygorem, wcale nie zabiły cygańskiej duszy Wieniawy i w bojach z czasów Wielkiej Wojny dał się poznać jako twórca wielu legionowych pieśni, których jednak nie ośmielę się zacytować; zresztą niewiele z nich przetrwało dziejową zawieruchę.
Choć w czasie walk o wolną Polskę Wieniawa rozwijał swoje zamiłowanie do poezji, to jednocześnie coraz bardziej oddalał się od wyuczonego zawodu lekarza ze specjalizacją okulisty. Po kilku latach bojów w Legionach Piłsudskiego Wieniawa, wskutek kryzysu przysięgowego, został wysłany do szpitala w Nowym Sączu jako lekarz cywilny powołany do służby w pospolitym ruszeniu. Jak wspominał ten czas? „Na szczęście moje, a zwłaszcza moich pacjentów w Sączu, traktowali mnie wszyscy, począwszy od kolegów lekarzy i sanitariuszek, a skończywszy na posługaczach, jak relikwię narodową, tak iż trzymając się ściśle pierwszej zasady lekarskiej primum non nocere (przede wszystkim nie szkodzić) pouczałem sumiennie żołnierzy narodowości polskiej, jak mają kuleć, kiedy i czego nie słyszeć, na jakie narzekać dolegliwości, aby ułatwić lekarzom przetrzymywanie ich w szpitalu”. Tak kończyła się przygoda Długoszowskiego z medycyną, choć nie można zapomnieć o pewnej niezawodnej kuracji leczącej nieszczęśliwie zakochanych, jaką polecał Wieniawa: „A gdy kochasz się namiętnie/ smutku żre cię mól/ wykuruje cię doszczętnie / w serce parę kul!”.
„Dzwoniąc szablą od progu, idzie piękny Bolek/ Ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek” – pisał o Wieniawie jego przyjaciel i poeta Antoni Słonimski. Silna więź łącząca elitę artystyczno-kulturalną z elitą polityczno-wojskową mogła mieć miejsce chyba tylko ten jeden raz w historii świata, w tym jednym miejscu i czasie – w międzywojennej Polsce. Szczególna przyjaźń łączyła Wieniawę ze Skamandrytami. Nic więc dziwnego, że generał Długoszowski pojawia się w licznych utworach oraz w większości wspomnień z tamtego okresu. Tak pisał o nim mistrz Julian Tuwim w utworze „Męki z powodu Wieniawy”: „Co kilka dni się do mnie / Ktoś nowy z prośbą zgłasza / Zaczyna arcyskromnie / I bardzo mnie przeprasza: / Pan mnie wysłuchać raczy / O drobną chodzi sprawę / Co to dla pana znaczy? / Pan przecież zna Wieniawę!”. Faktem jest, że Wieniawa, a więc człowiek ze ścisłego grona najbardziej zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego, był swoistym łącznikiem pomiędzy światem sztuki i władzy. I niejednokrotnie ratował on artystów z opresji. Jednak to wszystko, o czym mogliście przeczytać w powyższym tekście, wpędziło w niesamowitą opresję samego Wieniawę. Były to kłopoty tak przytłaczające, że skłoniły go do najbardziej tragicznego kroku, czyli targnięcia się na własne życie. 1 lipca 1942 roku Długoszowski rzucił się z okna nowojorskiego hotelu. Jednak opisanie tak barwnych, a zarazem tragicznych losów Wieniawy to zadanie zbyt ambitne, by móc mu podołać w skromnym tekście prasowym. Dlatego gorąco polecam zagłębienie się w detale życia tego wybitnego człowieka.
Franc Fiszer – legenda dwudziestolecia międzywojennego. Czytaj w Magazynie Koncept.