poprzedni artykułnastępny artykuł

Sportowe „The Final Countdown”

Nie milkną echa po tradycyjnym występie biało-czerwonych podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej, a już kibice zacierają ręce na myśl o opóźnionych przez pandemię igrzyskach olimpijskich. Jak co cztery lata po ich zakończeniu odbędzie się jeszcze jedna wielka impreza sportowa, która jednak nie cieszy się tak wielkim zainteresowaniem mediów.

Milczenie nie zawsze jest złotem

Nawet największym sportowym sceptykom trudno się uchować, nie wiedząc, że właśnie trwają zawody takiej rangi jak mistrzostwa świata, Europy lub igrzyska olimpijskie. O najważniejszej imprezie czterolecia, w której startują tysiące osób z rozmaitymi niepełnosprawnościami, media bardzo często milczą. 

Informacje prasowe na temat kolejnych medali przemycane są najczęściej u dołu strony, gdzieś pomiędzy kolejnym romansem znanego piłkarza a nową dietą jego żony. W stacjach telewizyjnych panuje przekonanie, że tego typu sport jest mało medialny, w związku z czym wydawcy decydują się na marginalizowanie transmisji i emitowanie skrótów późnymi wieczorami lub nocami – tak jak to miało miejsce w czasie IO w Rio de Janeiro w 2016 r. lub ich całkowite ignorowanie – tak jak to robiono w czasie londyńskich igrzysk w roku 2012. 

Pozytywne wzorce, które przedstawiciele polskich mediów mogą zaobserwować poza granicami kraju, dają jednak nadzieję na to, że już wkrótce w telewizji publicznej obejrzeć będzie można szermierkę lub koszykówkę na wózkach, siatkówkę na siedząco, amp futbol, podnoszenie ciężarów, monoskiing czy też polegające na pokonywaniu przeszkód przez współpracującego z przewodnikiem psa parAgility. 

Sportowe problemy osób z niepełnosprawnością wbrew pozorom nie koncentrują się na fizycznych ograniczeniach, ale kwestiach ekonomicznych – wciąż niewielu sponsorów jest zainteresowanych reklamowaniem się w czasie igrzysk paraolimpijskich lub innych zawodów, w których startują osoby zmagające się z rozmaitymi dysfunkcjami. Tego typu wydarzenia w Wielkiej Brytanii cieszą się jednak coraz większym zainteresowaniem, na co mają wpływ m.in. takie działania jak to, które podjął kanał Channel 4, emitując spot „Yes, I can” – to właśnie dzięki niemu ukazano zróżnicowanie i piękno sportu osób uprawianego przez osoby z niepełnosprawnością. 

Szczypta historii

Pierwsze wrażenia związane z oglądaniem sportu uprawianego przez osoby zmagające się z niepełnosprawnością mogą przypominać nieco błądzenie dziecka we mgle. Złoty medal przyznawany sportowcowi, który przybiegł na metę jako drugi, lub punkty w magiczny sposób dopisywane do tabeli wyników początkowo wydają się jednym wielkim chaosem, jednak kryją się za nimi nie tylko zasady logiki, ale także reguły mające stanowić swoisty współczynnik sprawiedliwości. 

To od specyfiki zawodów zależy bowiem to, czy poszczególne grupy niepełnosprawności będą ze sobą łączone, a jeśli tak, to na jakich warunkach. W oparciu o to przyznawane są punkty powodujące klasyfikacyjny rozgardiasz. Gubią się w nim nie tylko kibice, ale także sami zawodnicy. Jednakże w myśl niezwykle trafnego powiedzenia: „Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu” w czasie londyńskich igrzysk paraolimpijskich reguły i niuanse związane z poszczególnymi dyscyplinami wyjaśniała sportowa maskotka, którą był biały miś pełniący rolę sportowego eksperta. 

Działania Sir Ludwiga Guttmanna doprowadziły do tego, że w połowie XX w. w Narodowym Centrum Urazów Rdzenia Kręgowego powstał Dział Sportu, który nie tylko miał usprawniać proces rehabilitacji, ale także wyzwalać emocje związane z rywalizacją i chęć walki. Pierwsze zorganizowane tam zawody sportowe przeznaczone były tylko dla łuczników, jednak w I Igrzyskach Paraolimpijskich w 1960 roku, mających miejsce w Rzymie, wystartowało ok. 400 sportowców pochodzących z 23 państw. 

Skoro zaś mowa o liczbach i twardych statystykach, to na ubiegłe igrzyska paraolimpijskie Polska wysłała trzech dziennikarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że kilka tygodni wcześniej, czyli wtedy, gdy w grze o medale brali udział pełnosprawni sportowcy, oddelegowano 45 reporterów. Zestawiając to z tym, że zawodnicy pełnosprawni przywieźli do Polski 10 krążków, zaś ci, którzy zmagają się z rozmaitymi schorzeniami, dostarczali medalowej radości kibicom 39 razy, można zastanowić się nad tym, czy proporcje aby na pewno są prawidłowe. 

Może tegoroczne hasło #KibicujemyParaolimpijczykom pojawi się także na Twoim Instastory?

Artykuły z tej samej kategorii

Z Sieradza do Ligi Mistrzyń. Wywiad z Patrycją Balcerzak.

Wielokrotna reprezentantka Polski w piłce nożnej opowiada, jak zaczęła się w jej kariera, jakie różnice występują między ligą niemiecką...

Wyjątkowy jubileusz Widzewa Łódź

Czterdzieści lat temu piłkarze łódzkiego Widzewa dotarli do półfinału Pucharu Mistrzów – najbardziej prestiżowych rozgrywek w piłce klubowej, odpowiednika dzisiejszej Ligi...

Mundial w Katarze – naftowy raj, krwawa piłka i wartości na sprzedaż.

Najdroższy w historii Mundial wkracza w decydującą i najbardziej emocjonującą fazę. Jednak kulisy jego organizacji ujawniają wielką skalę korupcji w światowej piłce. Jak...