Sieć znajomych, znajomi w sieci
Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...
Od kilku miesięcy jestem przygaszonym, złośliwym starcem. Zrobiło mnie się tak nagle przez frustrację, czyli przez studentów. I mam zamiar ich pozwać, zanim to oni pozwą mnie.
Ale po kolei. To nie moi studenci na uniwersytecie mnie tak postarzyli. Od nich – może nie powinienem się przyznawać – nie żądam zbyt wiele. Po prostu wiem, czego uczą dziś w szkole – to znaczy nie wiem, właściwie, to nie mam pojęcia, czego uczą ich w szkole, ale do tego jeszcze wrócimy. W każdym razie studenci w swej masie nie wzbudzają we mnie takich emocji.
Te przyszły, gdy radiowa Dwójka poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu i wyszkoleniu młodych dziennikarzy. Ze swoich czasów studenckich pamiętam, że wieść o czekającej robocie w radiu zawsze elektryzowała tłumy. Teraz czasy znacznie trudniejsze, pracy jak na lekarstwo, a oni obiecują, że zapłacą, zapewne przyjdą tłumy – koncypowałem. I przyszły.
A wraz z nimi nadciągnął horror. Może ja powtórzę, żeby to państwu uzmysłowić: Program II Polskiego Radia, definiowany jako „wysoka kultura”, pełne ą i ę, bułkę przez bibułkę i takie tam. Może on i nudnawy, ale właśnie stąd rozpaczliwe poszukiwania nowych ludzi, którzy potrafiliby opowiedzieć o literaturze, filmie czy muzyce z pasją, tak, by zarazić nią swoich rówieśników.
I któż przychodzi? Jakieś 150 albo i więcej osób, od dwudziestu do trzydziestu paru lat, imponujące cv, znajomość kilku języków i deklarowane liczne zainteresowania. Naprawdę nie chcieliśmy nikogo złośliwie uwalić, udowodnić, że czegoś nie umie, pytaliśmy więc wyłącznie o owe zainteresowania. I to nie był najlepszy pomysł. To był pomysł fatalny.
Młoda dama, absolwentka polonistyki, pasjonuje się literaturą rosyjską. Pytam więc o Jerofiejewów: Wieniczkę i Wiktora, czy rodzina, kim byli, cokolwiek? Nie spotkała się. „Gdy w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, to w trzecim wypali” – o kim to? Nie wiem. To kogo pani lubi? Tołstoja. Przeczytała „Wojnę i pokój”, ale chyba nie do końca, o autorze nie wie literalnie nic.
Absolwent dziennikarstwa i czegoś tam jeszcze był małomówny. Zainteresowania: „gry wideo”. Ale wie pan, to radio, możemy zrobić jedną audycję o tym, ale tak na stałe… Ja rozumiem, ale przecież to nie wszystko. To co jeszcze? Ogólnie się interesuję. A czym konkretnie? Do teatru niestety nie chodzi, w kinie był, film fajny, ale nie pamięta tytułu. Książek ni gazet nie czyta, na wystawach nie bywa, filharmonii nie odwiedził nigdy w życiu, za to raz był na koncercie szant. W pubie. W radiu chciałby zajmować się kulturą.
Energiczna, młoda dziewczyna daje nadzieję, że przynajmniej będzie żwawiej. Niczego specjalnie nie czyta, słucha tego, co wszyscy, ale za to interesuje się Syberią. Zastrzygłem uszami, bo ja również, więc dopytuję czy bardziej ludźmi – historią, etnografią, kulturą, czy raczej przyrodą? Ani tym, ani tym. To na czym polega pani zainteresowanie? No, chciałabym tam pojechać.
Tę listę mogę ciągnąć w nieskończoność, kolejne przypadki były równie mocne. Zawsze po takim doświadczeniu rodzi się we mnie pytanie, jak to się wszystko stać mogło? Jakim cudem chcą w Dwójce pracować ludzie, którzy nigdy w życiu nie czytali „Potopu”?
Odpowiedź na pytanie kto im wszystkim dał nie tylko dyplomy wyższych uczelni, ale wręcz matury jest bardzo prosta. My. Myśmy dali im to wszystko, zawierając z nimi oszukańczy układ. Oni doskonale wiedzą, że nie oferujemy im w szkołach i na uniwersytetach żadnej wiedzy, toteż wcale jej nie łakną. Tak się do tego przyzwyczaili, że weszło im to w krew. W radiu zajęcia na stażu prowadzili naprawdę najlepsi dziennikarze w Polsce, duże nazwiska. Każdy z nich był zdumiony, że ci młodzi ludzie niczego od nich nie chcą, nie nagabują, nie udają nawet zainteresowania, ba, nie przychodzą na zajęcia. A przecież nikt ich do tego nie zmuszał… No, ale przywyczajenie jest drugą naturą człowieka.
Młodzi idą na ten układ, bo kolekcjonują kolejne rubryki w cv. Liczą, że dzięki temu uda im się przechytrzyć przyszłego pracodawcę, że zafascynowany bogactwem studiów i szkoleń ulegnie i da im posadę. Wierzą, że brak wiedzy nie wyjdzie na jaw, bo w końcu ich znajomi nie są mądrzejsi.
Oni udają, że się uczą, my – dorośli, my – nauczyciele i wykładowcy, udajemy, że ich uczymy. Jedynymi poszkodowanymi są ich rodzice, którzy nie mogą udawać i za ten marny teatr muszą płacić całkiem prawdziwymi pieniędzmi.
Marny to felieton, bo smutny. Jedyny jasny punkt, to taki, że oni od nas, a my od nich odpoczniemy. W końcu idą wakacje.
Pokolenie kidults – dlaczego mieszkają z rodzicami? Czytaj Magazyn Koncept.