Stąd jestem
Felieton Wiktora Świetlika ,,Stąd jestem'' - w poszukiwaniu dziedzictwa i tożsamości.
Tymczasem… Jakiś czas temu uczestniczyłem w szkoleniu, podczas którego prowadzący dał nam do rozwiązania pewien test. Zawierał on 13 pytań dotyczących współczesnego świata. Wydawały się proste.
Niestety, tylko na 7 pytań odpowiedziałem dobrze. Ale i tak wyszedłem na mędrca. Innym poszło tak fatalnie, że kwestionowali rzekomo poprawne odpowiedzi. Dowodzili, że nie może być tak dobrze, skoro jest tak źle. Prowadzący zbijał jednak wszystkie wątpliwości i odsyłał do twardych jak partyjny beton danych. I udowodnił nam, że wszyscy – co do jednego – patrzymy na świat zbyt pesymistycznie.
Pocieszające jest to, że nie tylko my robiliśmy błędy. Średnio w teście wypadają nie tylko takie szare myszki jak ja. Znacznie gorzej wychodzi on światowym przywódcom, liderom politycznym, prezesom korporacji, dziennikarzom (żadne zaskoczenie), naukowcom z uniwersytetów, a nawet laureatom Nagrody Nobla. Czyli ludziom, którzy teoretycznie powinni mieć największą wiedzę na temat świata.
Test można znaleźć w intrygującej książce „Factfullness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak zastąpić stereotypy realną wiedzą” Hansa Roslinga. Z jednej strony jest to dzieło przygnębiające – pokazuje, jak bardzo rozmijamy się z rzeczywistością. Z drugiej krzepiące – dowodzi, że ze światem jest znacznie lepiej, niż sądzimy.
W teście Roslinga padają rozmaite pytania. Na przykład o poziom ubóstwa na świecie, procent zaszczepionych dzieci na całym globie, procent dziewczynek kończących szkołę podstawową w krajach o niskich dochodach. A także o zagrożone gatunki, liczbę ludzi ginących w klęskach żywiołowych czy dostęp do elektryczności. Większość respondentów ulega stereotypom i maluje świat w bardzo czarnych barwach..
Skąd się te stereotypy biorą? Głównie z mediów. One po prostu są skoncentrowane na złych informacjach. Te dobre nie są elektryzujące. Nie podnoszą oglądalności, nie zwiększają klikalności. Obcując nieustannie z mediami, przesiąkamy katastroficznymi wizjami. Ale nie zwalajmy wszystkiego na media, bo to oklepane i banalne. Równie istotne jest więzienie naszych własnych przekonań, które nadzwyczaj często mylimy z rzeczywistością. Prawicowcy wyolbrzymiają terroryzm, lewicowcy przeludnienie i zagładę przyrody itd. Co ciekawe, najbardziej uwięzieni we własnych wizjach są aktywiści z rozmaitych dziedzin. Są tak skoncentrowani na walce z problemem, który uważają za palący, że tracą kontakt z rzeczywistością. Rosling podaje przykład konferencji feministek, na której tylko 8% uczestniczek wiedziało, że edukacja trzydziestoletnich kobiet trwa globalnie zaledwie rok krócej niż edukacja mężczyzn w tym samym wieku. Pozostałe były w szoku i uparcie twierdziły, że to niemożliwe. Właściwe można je zrozumieć – człowiek nie lubi sobie uświadamiać, że nie jest aż tak potrzebny, jak sobie wyobraża.
Człowiek nie lubi sobie uświadamiać, że nie jest aż tak potrzebny, jak sobie wyobraża.
Z twardej, niemedialnej i pozbawionej ideologicznych wykrzykników wiedzy wynika, że z ziemią i ludzkością nie jest wcale tak źle. I zasadniczo jest lepiej niż – powiedzmy – 30 lat temu. Że jest coraz lepiej. Ale nasze głowy, co ciekawe, zwłaszcza te najlepiej wykształcone, skupiają się na negatywach, zaś alarmistyczne tony zagłuszają nam zdrowy rozsądek.
Polecam tę książkę. Ktoś może powiedzieć, że w dobie pandemii jej przesłanie traci sens. Wcale tak nie jest. Jeszcze sto lat temu dziesiątki mionów ludzi traciły nosy, które im odpadały w wyniku syfilisu. A gruźlica dziesiątkowała społeczeństwa. Z kolei cholera jest już tylko przekleństwem. Naprawdę, żyjemy we wspaniałych czasach, nawet jeśli pojawił się w nich koronawirus