poprzedni artykułnastępny artykuł

O czym marzy Polska? O euro w portfelu!

W zeszłym roku obchodziliśmy w Europie dwa wielkie jubileusze, które jednak przeszły w mediach oraz kręgach polityczno-naukowych praktycznie bez echa. Nie świętowano ani okrągłej piątej rocznicy wybuchu kryzysu, ani nikt nie pokusił się specjalnie o celebrację dziesiątej rocznicy wprowadzenia euro. Zachowanie oczywiste jeżeli chodzi o kryzys ekonomiczny; może jednak wprawiać w lekką konsternację, jeżeli chodzi o rocznicę utworzenia Eurolandu. Czyżby nie było jednak powodu do świętowania tego – zdawać by się mogło – milowego kroku w dziejach Unii? A może dostojny jubilat nie jest wcale pupilkiem rodziny – grymasi, jest niepoprawny, nie słucha starszych a sąsiedzi już dawno skazali go na zmarnowanie? W odpowiedzi na to pytanie, warto moim zdaniem przywołać garść danych, które najlepiej obrazują sytuację gospodarczą strefy. Średnioroczny wzrost gospodarczy na poziomie poniżej 2 proc., wzrost poziomu produktywności o 1 proc., poziom PKB per capita stoi w miejscu, na poziomie 70 proc. poziomu notowanego w Stanach Zjednoczonych. Strefa euro paradoksalnie wcale nie sprzyja także integracji gospodarczej Unii. Przykładem niech będzie rozwarstwienie jeżeli chodzi o wydatki i zarobki oraz ciążące na większości krajów strefy katastrofalne bezrobocie i zadłużenie publiczne. Będąc sprawiedliwym trzeba co prawda zaznaczyć, że zadłużenie nie jest oczywiście związane tylko z wprowadzeniem euro, ale mechanizmy jego funkcjonowania oraz sprzeczności systemowe i luki prawne w znacznym stopniu sprzyjały prowadzeniu polityki okradania i okłamywania jednych przez drugich. Spirala zadłużenia Niewątpliwym plusem wprowadzenia euro jest bowiem możliwość zadłużania się bez opamiętania. Będziemy mogli poczuć się wreszcie jak pełnoprawni obywatele Zachodu – wszak kryteria konwergencji muszą spełniać jedynie kandydaci, posiadacze i użytkownicy euro należą już bowiem do elity finansowej Europy i świata. Doskonale wiedzą, że im się zawsze pożycza, więc mogą nadal przejadać swoje i nieswoje pieniądze pod płaszczykiem dumnie brzmiącego konceptu „welfare state”. Są jednak także poważne minusy, które najlepiej zobrazować na przykładzie zbankrutowanej Grecji. Bidulka Hellada, która także chciała sobie pożyć ponad stan została w tej chwili, z nie do końca własnej winy, największym kozłem ofiarnym strefy. Nie może sobie pozwolić na „komfort” klasycznego ogłoszenia niewypłacalności, co pozwoliłoby jej złapać oddech. Mogłaby wtedy, po powrocie do drachmy, maksymalnie zdewaluować swoją walutę, ogłosić memoranda na spłaty i zwiększyć swoją konkurencyjność eksportową. W zamian narzuca się jej gwałtowne cięcie deficytu, które spowoduje tylko kolejny spadek PKB i pogorszenie jego relacji do długu publicznego. Z jednej strony redukcja popytu wewnętrznego odbije się na dynamice wzrostu gospodarczego, a z drugiej wysoki kurs euro uniemożliwia pobudzenie popytu zewnętrznego na produkty greckich firm. Jest to klasyczna konsekwencja wprowadzenia wspólnej waluty. Wraz z wprowadzeniem euro znika bowiem całkowicie możliwość sterowania gospodarką – jej pobudzania i ochładzania przez politykę pieniężną. Musimy zatem skorzystać z innych dostępnych metod (pozostają jeszcze: polityka fiskalna państwa oraz dostosowanie innych zmiennych makroekonomicznych – zatrudnienia i płacy). Jeżeli chodzi o fiskalizm P. Mortimer – Lee pisał kiedyś, że raz wprowadzone wydatki rządowe są trudne do likwidacji czy chociażby ograniczenia. Ilustracją tej prawdy jest działanie państw strefy euro w ostatnich latach, które bez opamiętania decydowały się na zwiększanie deficytu. Z tego powodu pozostają nam już tylko: podniesienie podatków lub przerzucenie wszelkich kosztów funkcjonowania euro na zwykłych obywateli. Proponuje się więc koleje podatki w stylu europejskiego VAT-u czy podatku bankowego oraz redukcje płacy i zatrudnienia. Na tym polega zresztą zasadniczy problem większości krajów Unii – jeżeli nie zrezygnują z euro jedyne narzędzie, jakie im pozostaje to program oszczędnościowy albo wyciągnięcie ręki po cudze nadwyżki. Przejadać, przejadać! Polska po wejściu do strefy euro również pozostanie zakładnikiem decyzji Europejskiego Banku Centralnego i całkowicie niesłusznej polityki “one fit suits all” (jeden rozmiar dla każdego). Zaraz po wybuchu kryzysu znaleźliśmy się jako kraj w awangardzie polityki ekonomicznej prowadzonej w odpowiedzi na kryzys. Kiedy większość krajów europejskich chciała za wszelką cenę pobudzić gospodarki poprzez zwiększenie wydatków, my (przynajmniej teoretycznie) staraliśmy się zacząć oszczędzać. Utrzymywany sztucznie wysoki kurs euro sprzyjał i sprzyja polskiej gospodarce, w szczególności eksporterom. Gdybyśmy wtedy przyjęli wspólną walutę, dziś bylibyśmy skazani na decyzje większości. A większość nie chce reform i oszczędności. Chce nadal przejadać nieswoje pieniądze. Znamiennym jest przecież, że połowa z 27 krajów Unii ma obecnie rządy o nachyleniu lewicowym i socjalnym, a liczba ta zwiększyła się od wybuchu kryzysu trzykrotnie. Warto tutaj choćby przypomnieć przykład Francji, która z 85 proc. długiem publicznym wybrała na prezydenta socjalistę Francois Hollande’a. Nie dajmy się zatem zwariować. Dziś strefa euro jest wspólnotą bezrobocia i zadłużenia, opartą na łamaniu zapisów traktatowych, kreatywnej księgowości i (co chyba najgorsze) obszarem o jednym z najwolniejszych wzrostów gospodarczych na świecie. Czy jest zatem jakikolwiek logiczny i ekonomiczny powód, żeby do niej przystąpić? Oczywiście, że tak – będziemy należeć do elity, która żyje ponad stan i przejada pieniądze swoich dzieci i wnuków. Przecież o tym właśnie marzymy.   Dariusz Wilczek, absolwent prawa na Uniwersytecie Opolskim. Autor pracy wyróżnionej w konkursie „Zostań redaktorem Konceptu”

Ile kosztuje utrzymanie państwa? Czytaj w Magazynie Koncept.

Artykuły z tej samej kategorii

Inflacja – czy wszystko musi drożeć?

Czy inflacja mogłaby kandydować na najpopularniejsze słowo roku? Czy jej przyczyny są gorsze niż skutki? I co dalej możemy...

Foodtruckizacja biznesu, czyli kilka przemyśleń o sezonowości

Dowiedz się, jakie wyzwania stoją przed sezonowymi przedsiębiorcami i jak optymalizować działalność, by przetrwać martwe okresy!

Ten tekst nie został napisany przez sztuczną inteligencję

Od kilku lat w środowisku innowatorów i startupów znaczną popularność zdobywały hasła związane ze sztuczną inteligencją. Odmieniana przez wszystkie przypadki AI stała się wręcz...