Stąd jestem
Felieton Wiktora Świetlika ,,Stąd jestem'' - w poszukiwaniu dziedzictwa i tożsamości.
Robi się ciepło i człowiek by się ruszył. Wydawałoby się, że zdanie typu „nie stać mnie na wakacje”, „nigdzie nie jadę”, „od dziesięciu lat nie byłem za granicą” to jakaś przeszłość, dawne czasy, które nigdy nie wrócą. Tymczasem, za sprawą okoliczności i zbiorowego wysiłku światowych elit, zmierzają one do nas i innych w szybkim tempie.
Wrogów naszych podróży jest wielu. Inflacja, wojna, przerwane łańcuchy dostaw. Rosnące ceny paliwa, stali, braki surowców, lotnisk. Do tego szacowne elity europejskie i światowe, które w ramach walki z rozwojem walki o klimat wpadają na kolejne pomysły, jak ograniczyć przemieszczanie się ludzi. Byłoby to do zaakceptowania, gdyby osoby takie jak prezydent Warszawy czy pani Spurek z Europarlamentu same świeciły przykładem. Na razie sytuacja wygląda jednak tak, jakby nie chodziło o zmniejszenie śladu węglowego, a liczby osób w samolotach, którymi oni latają, by było im wygodniej. By dziadostwo z klasy ekonomicznej nie szwendało się wokoło biznes-klasy, którą latają nasi wybrańcy, by na każdym kroku robić nam lepiej.
A ja mam tak, że lubię jeździć. Jak tylko coś oglądam albo czytam, i to się gdzieś dzieje, choćby działo się 3 tysiące lat temu albo w przyszłości to i tak mam ochotę tam pojechać. Ostatnio czytałem książkę profesora Krzysztofa Gawlikowskiego o cywilizacji konfucjańskiej, czyli o Chinach. Warto ją przeczytać, chyba szczególnie powinni przeczytać ci, którzy problem chińskiej ekspansji cywilizacyjnej i ekonomicznej próbują rozwiązać na przykład utrudniając naukowcom kontaktów z chińskimi instytutami. Jeśli będziemy udawać, że nie ma olbrzyma obok nas, to on nie zniknie. Tylko malutkie dziecko myśli, że jak zamknie oczy to to, co widziało, zniknie.
No więc, czytając, starając się zrozumieć kolosa, oczywiście potwornie zapragnąłem doń pojechać, bo trochę Azji zjeździłem, ale w Chinach nigdy nie byłem. Ale jak, kiedy, za co. Pełno planów, tu robota, tu kupione bilety, tu obok wojna, budżet też dopięty. Na Chiny nie ma miejsca. No i wtedy uświadomiłem sobie pewną rzecz. Prawie miliard Chińczyków mieszka w miastach. Kolejne dzielnice są wciąż wyburzane i wyburzane na nowo by jeszcze bardziej ich ścieśnić. Ludzie wynajmują tam mieszkania podzielone na klatki, wszędzie jest tłum, szum, hałas, kolejki. A w domu? Kilka książek o Chinach czeka, kilka dokumentów. Filozofia, historia, Wielki Mur, duchowość, psychologia, przyroda, zabytki. Nie lepiej?
Przez chwilę pomyślałem, że tak. Wy też tak pomyślcie, jak chwilowo, przez nową pracę, poprawki albo brak finansów, nie możecie nigdzie jechać. Bo tak szczerze mówiąc, to najchętniej rzuciłbym te książki i pojechał te przeludnione Chiny zobaczyć, szczególnie że zaraz mogą zacząć wojnę o Tajwan albo zrobić coś innego, strasznego i wtedy będzie już ciężko. Ale zawsze można się pocieszać Google Maps. Choć mam nadzieję, że nie zawsze i nie wszędzie.