“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
O kontrrewolucji w kulturze, ideologicznej orientacji repertuaru filharmonicznego i nowych formatach TVP Kultura oraz klasyce kina amerykańskiego, którą od kwietnia będzie można na tej antenie oglądać opowiada w rozmowie z Agnieszką Niewińską Mateusz Matyszkowicz, dyrektor TVP Kultura.
Rozmowa z Mateuszem Matyszkowiczem, dyrektorem TVP Kultura
Dostrzega pan konserwatywną rewolucję w kulturze? Od ostatnich wyborów parlamentarnych lewica nią straszy, a prawica mówi o niej z nadzieją.
Przez lata u osób konserwatywnych narastała niechęć do mainstreamu kulturowego w Polsce, a to dlatego, że nasze kluczowe odniesienia kulturowe były przewartościowywane i to na różnych płaszczyznach: obyczajowej, estetycznej, patriotycznej. To powodowało niechęć i narastającą potrzebę kontrrewolucji. Stąd oczekiwanie, że teraz w sferze kultury nastąpią zmiany. Pytanie tylko, jakie one być powinny. Nie byłoby dobrze, gdybyśmy przejęli myślenie lewicy i postrzegali kulturę jako narzędzie rewolucji. Coś, przeciw czemu ja sam jako konserwatysta protestuję, to traktowanie kultury jako elementu społecznej manipulacji, patrzenie nie na to, jakie wartości ona nam przynosi, ale jakiej zmiany społecznej możemy dokonać za jej pomocą.
Jakie zatem byłoby to konserwatywne oblicze kultury?
Konserwatysta uznaje, że są pewne stałe punkty odniesienia, niezależne od ewolucji społecznej. Można tu przywołać klasyczną triadę: prawdę, dobro i piękno. Celem kultury jest kształtowanie wspólnoty i jednostki, a kryteria oceny wytworu kulturowego są niepolityczne. Polityka jest wtórna w stosunku do kultury, choć ta wpływa na decyzje wyborców i na to, w jaki sposób politycy sprawują władzę. Kultura sprawia, że mają ci ostatni mają język, którym mogą się komunikować. Zarówno, kiedy odwołują się do szatanów ‒ jak zrobił to Jarosław Kaczyński, cytując Kornela Ujejskiego, jak i na zupełnie podstawowym poziomie.
Nie byłoby dobrze, gdybyśmy przejęli myślenie lewicy i postrzegali kulturę jako narzędzie rewolucji. Coś, przeciw czemu ja sam jako konserwatysta protestuję, to traktowanie kultury jako elementu społecznej manipulacji
Dostrzega pan po wyborach zmiany w sferze kultury? Wszyscy się ich spodziewają, bo w końcu rządzi partia uznawana za konserwatywną.
Zmiany następują. Polegają one na rozszerzeniu spektrum tego, czym się interesują twórcy, do czego się odnoszą oraz form, którymi się posługują. Zarówno lewica, jak i część prawicy powie, że tu chodzi o redystrybucję środków. Dominacja kultury lewicowej była oparta na przewadze ekonomicznej związanej z łatwiejszym dostępem do grantów. To jest jednak tylko część prawdy. Rzeczywiście łatwiej było być twórcą lewicowym i uzyskać dofinansowanie swoich działań, ale nie usprawiedliwia to tych, którzy uważają się za konserwatystów. To jest tak jak z człowiekiem, który mówi, że napisałby największą powieść w historii literatury tylko nie ma maszyny do pisania. Zwykle ci, którzy tak mówią, nie stworzą żadnych „Biesów” nawet kiedy tę maszynę dostaną. Potrzebne jest pogodzenie się konserwatystów z kulturą, bo przez lata stawiali oni na takie dziedziny jak historia, sprawy gospodarcze czy społeczne, odsuwając kulturę na bok. Nie jestem za porzuceniem tamtych sfer, ale za poszerzeniem spektrum.
Kolejny problem z konserwatywną rewolucją polega na tym, że jesteśmy jak Styka malujący obraz Jezusa Miłosiernego. Postanowił malować go na kolanach. „Ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze” ‒ powiedział mu Pan Jezus. Jeżeli wierzymy w stały punkt odniesienia to to, co wytwarzamy jako konserwatyści musi być jakościowo dobre. Często niestety się zdarza, że jedynym lub głównym kryterium, według którego konserwatyści oceniają jakiś wytwór kultury jest to, czy jest on słuszny, czy niesłuszny. Może być największym paździerzem, ale wystarczy, że jest słuszny. Zaś takie podejście jest niekonserwatywne.
Zgadzam się z tym, że TVP Kultura miała ofertę przechyloną bardziej na lewo. Nasza misja polega na jej zrównoważeniu, ale nawet zrównoważona będzie zawierać takie produkcje, z którymi konserwatysta się nie zgodzi.
Konserwatyści rzeczywiście za mało uwagi poświęcają kulturze?
Bardzo łatwo można to zweryfikować. Zobaczmy, ile miejsca poświęcają jej tygodniki konserwatywne w Polsce. Mam wrażenie, że zamiast promować dobrą kulturę, koncentrują się na wyszukiwaniu skandali. W czasie, gdy wybuchła awantura wokół spektaklu „Golgota Picnic”, w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej był wystawiany „Moby Dick” z muzyką Eugeniusza Knapika i librettem Krzysztofa Koehlera. Media chętnie napędzały szum wokół „Golgoty Picnic”, a na palcach jednej ręki mogę policzyć recenzje „Moby Dicka”.
Skandal się lepiej klika.
Mam wrażenie, że nastąpiła tabloidyzacja konserwatyzmu w Polsce. Ja zamiast listy dziesięciu książek, których nie powinienem przeczytać, wolę wybór dziesięciu książek, które przeczytać warto.
Młody człowiek postrzegający się jako konserwatysta może wybierać w ofercie kulturalnej?
Ponieważ konserwatywne media tak bardzo skupiły się na podkreślaniu skandali, wiele osób myśli, że oferta kulturalna jest lewicowa. Pomagają w tym sami artyści. Wystawienie koszmarnej „Klątwy” rzuca cień na cały polski teatr, a tak nie powinno być. Czy w warszawskiej Operze w ciągu ostatnich pięciu lat była choć jedna premiera, którą można określić jako lewicową? „Nabucco” jest lewicowy? Podobnie jest w przypadku warszawskiego Teatru Dramatycznego. Oprócz kilku – i to bardzo ciekawych – spektakli Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego oraz jednego spektaklu Tadeusza Słobodzianka nie ma tam stricte lewicowej oferty. Przeciwko czemu się tu buntować? To, że jest kilka teatrów o mocnym odchyleniu lewicowym nie oznacza, że do nich ogranicza się oferta kulturalna. Czy w filharmoniach grają jakieś lewactwo i dlatego nie ma tam konserwatystów?
Te najbardziej prawicowe media nie oszczędzają pana. Był pan krytykowany za pokazanie „Sponsoringu” Małgorzaty Szumowskiej, nazwanego przez jeden z portali „pornogniotem”. TVP Kultura oberwało się także za „Ukrzyżowanie – święty skandal” i „Salò, czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego.
Chciałbym zapytać te osoby czy płacą abonament i czy zdają sobie sprawę z tego, że budżet produkcyjny TVP Kultura na 2017 rok wynosi 0 zł? To, co w tej chwili produkujemy powstaje dzięki współpracy z Narodowym Instytutem Audiowizualnym, czyli dzięki pomocy finansowej MKiDN. Czy te osoby, które tak nas krytykują zdają sobie sprawę z kosztów licencji filmowych? Niektórzy chyba uważają, że Matyszkowicz przyszedł do TVP Kultura i z iPhone’a będzie puszczał filmy i muzykę, które mu się podobają. Zdobycie każdej złotówki kosztuje nas wiele wysiłku, a w ubiegłym roku udało nam się pozyskać dla TVP Kultura 8 mln zł i za to przeprowadziliśmy prawdziwą rewolucję w publicystyce kulturalnej.
O ile nasze magazyny publicystyczne w swojej estetyce są surowe, wręcz punkowe, to nowe wieczorne programy będą glamour.
Zgadzam się z tym, że TVP Kultura miała ofertę przechyloną bardziej na lewo. Nasza misja polega na jej zrównoważeniu, ale nawet zrównoważona będzie zawierać takie produkcje, z którymi konserwatysta się nie zgodzi. Chciałbym, żeby ci, którzy nie oglądają TVP Kultura, a próbują tylko wywołać skandal, wychwytując w naszym programie pojedyncze tytuły emitowane w nocy, zobaczyli całość ramówki oraz ewolucję oferty. Przypomnę, że każda nowość na naszej antenie wymaga wielu zabiegów związanych z pozyskiwaniem środków finansowych.
Prosił pan, żeby nie oceniać TVP Kultura po pierwszym roku, bo dopiero w kolejnym stanie się ona pana autorską stacją. Co zatem spośród propozycji nowej ramówki poleciłby pan młodym ludziom do obejrzenia?
Mamy najlepszą ofertę klasyki kina. Nie ma takiej żaden inny kanał telewizyjny w Polsce. Od kwietnia nastąpi widoczna zmiana w repertuarze filmowym, bo zakupiliśmy duży pakiet klasyki kina amerykańskiego. Będzie można u nas zobaczyć filmy reżyserów, których nikt inny nie pokazuje oraz mniej znane tytuły wielkich artystów kina, których dotąd – z niewiadomych przyczyn – nie pokazywano. Chciałbym, żeby było także więcej polskiej klasyki, ale niestety w ostatnich latach TVP straciła prawa niemal do wszystkiego. Krok po kroku próbujemy to odzyskiwać. Będzie także szersza oferta muzyczna – zarówno jeśli chodzi o muzykę klasyczną, jak i alternatywną.
A kulturalna publicystyka?
Mam nadzieję, że uda nam się wprowadzić nową ofertę. Ubiegamy się o środki na ten cel. Planujemy dwa nowe programy w ciągu dnia: jeden w formacie magazynowym, a drugi typu late night show. O ile nasze magazyny publicystyczne w swojej estetyce są surowe, wręcz punkowe, to nowe wieczorne programy będą glamour.
Już w ubiegłym roku spośród wszystkich stacji telewizji polskiej to nam udało nam się wprowadzić najwięcej nowych formatów. Na naszej antenie pojawiły się osoby, które w ostatnich latach nie miały tutaj wstępu. Przypomnę, że w 2010 roku zniknął „Trzeci punkt widzenia” ‒ program prowadzony przez środowisko Teologii Politycznej. Teraz znów jest w naszej ramówce. W TVP Kultura można obejrzeć także Krzysztofa Kłopotowskiego i Jakuba Moroza. Czy wcześniej ktoś wyobrażał sobie, że taki program może pojawić się w medium publicznym? Przypomnę także gości, którzy pojawili się w programie „Chuligan literacki”. Czy do tej pory było gdzieś miejsce dla Przemysława Dakowicza czy Antoniego Libery? A Redbad Klijnstra i Emilia Komarnicka oraz ich program „Nienasyceni”, w którym tropią ludzi realizujących swoje pasje daleko od wielkich ośrodków? W skrajnie trudnej sytuacji finansowej wprowadziliśmy największą ofertę publicystyki kulturalnej.