poprzedni artykułnastępny artykuł

NIE bełkoczmy o polskim sporcie

Czy Zbigniew Boniek przeprowadzi rewolucję w PZPN? Małe na to szanse jeśli nie zreformuje się samej tej organizacji i jej podobnych. Związki sportowe w Polsce powinny być połączeniem instytucji zaufania publicznego ze spółkami giełdowymi. Występ Polaków na tegorocznej olimpiadzie w Londynie był najgorszym występem na igrzyskach od 1956 roku. Niestety, w polskiej ekipie sportowej nikt z tego powodu nie rozpaczał. Minister Joanna Mucha zapowiada zmiany w systemie szkolenia, wybitni polscy olimpijczycy alarmują, że tak fatalnej sytuacji w polskim sporcie nie było od dawien dawna. Generalnie wszyscy (sportowcy, dziennikarze, eksperci etc.) zwracają uwagę, że system szkolenia, finansowanie sportu i sposoby trenowania nie odpowiadają współczesnym realiom. Jeżeli przypomnimy sobie „fenomenalny” występ polskiej reprezentacji na Euro 2012, ostatnie porażki szczypiornistów, nieudany występ żużlowców na Drużynowym Pucharze Świata (brak awansu do finału, przez 3 ostatnie lata zdobywaliśmy złoty medal), to otrzymamy obraz polskiego sportu Anno Domini 2012. Na przygotowania olimpijczyków i reprezentacji na Euro 2012 wydaliśmy ponad 150 milionów złotych. Jak się okazało, po 15 mln na medal. Przedstawiciele związków sportowych nie są zdolni do najmniejszej autorefleksji. Szef PKOl Andrzej Kraśnicki o występie Polaków w Londynie: „Dziesięć medali to jest nasza magiczna liczba. Ten wynik można uznać różnie. Jedni powiedzą, że to porażka, inni, że stabilizacja, a jeszcze inni, że sukces” Jakie przyczyny? Jeden z głównych argumentów przewijających się w dyskusji jest brak pieniędzy w polskim sporcie. Takie tłumaczenia są tylko wymówką. Pieniądze są, problem leży gdzie indziej. Reprezentację olimpijską sponsoruje PKN Orlen, siatkarzy Plus oraz PKN Orlen, Ekstraklasę T-Mobile, szczypiornistów PGNiG, piłkarską reprezentację Orange. Sponsorów wymieniać można wielu. Są to ogromne koncerny, niejednokrotnie z kapitałem państwowym, które przekazują spore sumy pieniędzy na wspieranie sportu. Warto jednak zadać pytanie, czy te pieniądze trafiają tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Może wzorem innych państw (chociażby Francji) wprowadzić przepisy nakazujące sponsorom tytularnym konieczność opłacania grup młodzieżowych w przypadku inwestowania środków w reprezentację seniorską czy daną ligę? Zapis ten umożliwi stałe źródło dochodu dla reprezentacji młodzieżowych i młodzieżowych sekcji w klubach, dziś klepiących biedę, bo gros pieniędzy trafia tam, gdzie istnieje gwarancja transmisji telewizyjnych. Jednym z niewielu aspektów łączących polityków jest kwestia związków sportowych. Panujące tam patologie, nepotyzm, złe zarządzanie jest kolejną przyczyną zastoju polskiego sportu. Związki sportowe stały się przechowalnią ludzi rodem z minionej epoki. System zarządzania i metody szkoleniowe nadal osadzone są latach 80. Legendarny trener Antoni Piechniczek na konferencji prasowej podsumowującej występ „orłów” trenera Smudy stwierdził, że przyczyn nieudanego występu należy upatrywać w upadku PGR-ów, zmianie modelu rodziny, dawnym podziale administracyjnym na 49 województw. Za takie „mądrości” Piechniczek (wiceprezes PZPN) jest doceniany i nagradzany comiesięczną pensją oraz sowitymi premiami, nawet w wysokości ok. 80 tysięcy złotych. Nie zawsze pieniądze idą w parze z bystrością. Ba, w przypadku działaczy sportowych ta prawidłowość zbiera takie żniwo, że gdyby ją przełożyć na urodzaj truskawek, to ich cena w sezonie wyniosłaby 50 gr za kilogram. Podróżując w wakacje po Polsce można zauważyć dużo nowych boisk piłkarskich, sal gimnastycznych, generalnie miejsc do uprawiania sportu przybywa. Problem lat ubiegłych został w dużym stopniu rozwiązany. Pojawił się natomiast drugi. Samorząd nie ma pieniędzy na opłacenie trenów czy nawet osób, które przyjdą i otworzą Orlika. Bez realnego pomysłu, którego inicjatorem powinno być ministerstwo sportu, sytuacja ta ulegać będzie pogorszeniu i pogłębieniu. Organizacja „orlikowego” turnieju o puchar Donalda Tuska to fasada, za którą nie idzie organiczna praca treningowa w polskich gminach. Zdaniem ekspertów, w trybie natychmiastowym powinny zostać opracowane nowe systemy szkoleniowe we wszystkich dyscyplinach, niezależnie od wyników osiąganych obecnie. Polskie związki sportowe oraz ministerstwo sportu powinny przeprowadzić konsultację wśród sportowców, trenerów, ekspertów w celu opracowania planów działania (kilkuletnich) w konkretnych dyscyplinach. Być może należy powołać specjalny departament w ministerstwie sportu, który będzie odpowiedzialny za odbudowę i rozwój sportu w Polsce. Jest to zadanie bardzo ambitne, bo do kolejnych Igrzysk zostały 4 lata. Ile można szczycić się kadrą Górskiego, medalami z poprzednich olimpiad. Przyczyny zapaści można wymieniać długo. Trzeba patrzeć w przyszłość, ale bez wskazania błędów, rozliczenia tego co było, zweryfikowania przepływu środków w polskim sporcie, zmian sposobu szkolenia oraz zmian w związkach sportowych nie posuniemy się ani krok dalej. Co dalej ? Tak źle nie było już dawno. Tylko szczera, brutalna rozmowa i wyciągnięcie wniosków dadzą szansę na dalszy rozwój sportu w Polsce. Jesteśmy 40 – milionowym narodem z ogromnym kapitałem (ludzkim i finansowym), powinniśmy być jednym z liderów w lekkiej atletyce, piłce nożnej, siatkówce, itd. w Europie i świecie. Tu nie chodzi tylko o pieniądze. Bo z tym w polskim sporcie jest jak z pieniędzmi na służbę zdrowia – nawet gdy wpadnie kilka, czy kilkanaście dodatkowych dużych „baniek”, zawsze będzie za mało. Powód tego jest bardzo prosty – na przestrzeni wielu lat stworzono patologiczne i dziurawe jak szwajcarskie sery systemy. Zetniesz Hydrze jedną głowę, natychmiast wyrasta na jej miejsce druga. Niedawno ktoś zadał sobie trud i podliczył średnią wieku funkcyjnych działaczy w polskich związkach sportowych. Wyszło mu ponad 52 lata. Tak już w Polsce jest, że w wielu dziedzinach życia mamy za dużo działaczy, a za mało menedżerów, ludzi znających się na sprawnym, odpowiadającym na współczesne wyzwania zarządzania. Zauważmy, szefami np. szpitali są zazwyczaj lekarze, a na czele związków sportowych stoją byli sportowcy, albo wieczni „działacze”. Jak wiedza medyczna, albo umiejętność kopania piłki przydaje się do zarządzania instytucją, pozostaje ich słodką tajemnicą. Problem w tym, że rodzi to negatywne konsekwencje. Pewien żeglarz, poirytowany funkcjonowaniem swojego związku sportowego, podliczył, że jeden z największych okręgowych związków żeglarskich wydaje na sport 4 tys. zł, a na koszty funkcjonowania administracji 160 tys. Jeśli to nie jest patologią, to co nią jest? Związki sportowe w Polsce powinny być połączeniem instytucji zaufania publicznego ze spółka giełdową. Chcesz, przekaż im swój jeden procent z podatków. I miej pewność, że ich sprawozdawczość finansowa jest transparentna (dostępne kwartalne wyniki), a na czele stoi zarząd złożony z profesjonalistów, dbający zarówno o wyniki sportowe, jak i finansowe. Co jakiś czas, ktoś mniej lub bardziej mądry, nawołuje, by do poszczególnych związków sportowych wprowadzać zarządy komisaryczne. O wiele bardziej rozsądna byłaby zmiana prawa o stowarzyszeniach, wyłączenie z niej stowarzyszeń, związków sportowych i zbudowanie ich na zupełnie innych prawach. Ale to przecież bardziej skomplikowane przedsięwzięcie niż organizacja konferencji prasowej i 5-minutowe bełkotanie o „komisarzach”.   Mariusz Szlachcik

Artykuły z tej samej kategorii

“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”

Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...

Nadzieja polskiego hokeja

Przeczytaj wywiad z zawodniczką kanadyjskiego zespołu Ontario Hockey Academy, nadzieją polskiego hokeja - Magdaleną Łąpieś! 🏒🇵🇱 Dowiedz się, jak...

Piłkarska Retro Liga

Brak żółtych i czerwonych kartek, bramkarze bez rękawic i wymóg kozłowania przez nich piłki po dwóch krokach. To tylko...