Sieć znajomych, znajomi w sieci
Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...
Witaj w gronie współczesnych użytkowników nowoczesnych urządzeń z krótkim terminem ważności. A gdyby tak spróbować tchnąć drugie życie w sprzęty pamiętające jeszcze stare (dobre) czasy?
Różne motywacje, zbliżony efekt
Dane z 2015 roku z raportu jednej z amerykańskich agend rządowych – Federalnej Agencji Ochrony Środowiska – mówią, że „średnia długość życia” wytwarzanych przez człowieka rzeczy drastycznie się skróciła : 10-letnia pralka czy lodówka jest taką samą rzadkością jak sprawny człowiek dobiegający setnej rocznicy urodzin. Nie ma w tym przypadku, tak skonstruowany jest model gospodarki, zmuszający klienta do ciągłej zmiany (i kupna) produktów.
Twoje dzieci bawią się twoimi lalkami Barbie, matchboxami lub klockami Lego? Czytasz z nimi książki ze swojego dzieciństwa, które przechowywane były przez lata w łóżku lub w pudle w piwnicy? Zauważyłeś, że gdzieś w pobliżu twojego domu ktoś otworzył punkt naprawy parasolek, jaki pamiętasz z dzieciństwa jako doskonałe miejsce wypraw z dziadkami? Jeśli tak, to nawet o tym nie wiesz, ale mimochodem dołączyłeś do coraz popularniejszego nurtu „drugiego życia rzeczy”.
Internet (a zwłaszcza Facebook) pełen jest inicjatyw zwanych „wymienialniami”, „przymierzalniami” czy „wieszakami”, w ramach których ludzie regularnie umawiają się na spotkania i transakcje wymienne.
Dla jednych to moda i pewien styl życia, stojący na przeciwnym biegunie do konsumpcjonizmu. Dla innych czysta pragmatyka i chęć oszczędzenia pieniędzy. Motywacje są różne, ale cel ten sam: mniej kupować, za to dbać i naprawiać, a jeżeli już nabywać to coś, co rzeczywiście dłużej nam posłuży lub nie jest przesadnie napakowane elektroniką.
Lumpeksowa rewolucja
Zaczęło się od ubrań, bo ponad 10 lat temu przez Polskę przetoczyła się swoista rewolucja odzieżowa. Wzorem Anglików Polacy zaczęli masowo otwierać i odwiedzać second handy (nie będzie wielkim odkryciem stwierdzenie, że duży wpływ miała na to emigracja zarobkowa młodych po 2004 roku i przeniesienie zagranicznych wzorców na rodzime podwórko). Początkowo lekko wyszydzane, traktowane jako miejsce dla klienteli o niższym statusie, z czasem zaczęły być doceniane, by dziś stać się miejscem regularnego zaopatrywania się całych rodzin (uwaga: bez poczucia tzw. obciachu), a nie tylko wielkomiejskich singli. Nie dziwi już widok kobiety w wieku naszych mam cierpliwie przerzucającej kolejne stosy sukienek czy dżinsów w koszach i pojemnikach. Są w Polsce miasteczka, gdzie zagęszczenie takich sklepów wynosi od 6 do 10 na 2,5 tys. mieszkańców. Internet (a zwłaszcza Facebook) pełen jest inicjatyw zwanych „wymienialniami”, „przymierzalniami” czy „wieszakami”, w ramach których ludzie regularnie umawiają się na spotkania i transakcje wymienne .
Transplantologia w świecie… zabawek
„Od 2012 roku specjalizujemy się (…) w naprawach elektronicznych karuzelek, bujaczków i huśtawek dla niemowląt (…). Przyjmujemy do naprawy zabawki wszystkich producentów, zarówno te wyprodukowane kilkadziesiąt lat temu, jak również te najnowsze, interaktywne, sterowane procesorem” – tak brzmi fragment opisu usług, jaki na swojej stronie internetowej umieściła Klinika Zabawek. Czy jest zainteresowanie? Duże. Przynoszą lub przysyłają zabawki nie tylko pojedyncze osoby, ale nawet… hurtownie czy sklepy. Łatwiej wymienić drobną, wartą kilkadziesiąt złotych część niż kupować nową zabawkę. Ten trend wciąż rośnie i nawet zaczyna ocierać się o granice absurdu, na przykład w Japonii proces naprawy zabawek pluszaków ujęto w ramy programu wzorowanego na… transplantologii. Są bazy zabawek dawców i bazy zabawek biorców. Jest kolejka, decyzja o operacji, hospitalizacja.
„Średnia długość życia” wytwarzanych przez człowieka rzeczy drastycznie się skróciła.
To co, drogi czytelniku, zastanowisz się dwa razy, czy kupować nowy prezent pod choinkę lub na urodziny najlepszego kumpla? Może jednak warto tchnąć od czasu do czasu nowe życie w starą rzecz? Wymaga to z pewnością większego wysiłku niż kupienie nowej, ale za to będzie taniej, ekologicznej, oryginalniej i będziemy wiedzieć, komu daliśmy zarobić. A przy okazji, w starzyźnie łatwiej odnaleźć duszę, której próżno szukać w nowoczesnych gadżetach.