Sieć znajomych, znajomi w sieci
Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...
No właśnie zazwyczaj, kiedy pojawia się „ale”, robi się ciekawie i tym razem też tak było. Wszystko zaczęło się od pomysłu, żeby pojechać z Polski do Chin, ale nie najprościej jak się da, czyli przez Rosję. Druga możliwa droga prowadzi przez Bałkany, Turcję, Kaukaz, Morze Kaspijskie i dalej przez kraje Azji centralnej do granicy chińskiej. A ta granica nie jest taką zwykłą granicą. Jej przekroczenie omijają prawie wszyscy podróżnicy, którzy mniej lub bardziej wymyślnymi pojazdami „objeżdżają świat”. My byliśmy bardziej uparci i przekroczenie tej granicy stało się dla nas filozofią, obsesją i religią zarazem. Zatem co, oprócz determinacji, jest potrzebne, aby tego dokonać?
Przede wszystkim niemało pieniędzy. Wymogi, jakie stawia przed podróżnikiem chińskie prawo to między innymi: pozwolenie na przejazd z każdej odwiedzanej prowincji, tymczasowe tablice rejestracyjne, tymczasowe prawo jazdy, przegląd techniczny samochodu dokonany na chińskiej stacji diagnostycznej, tymczasowe chińskie OC, towarzystwo chińskiego przewodnika na całej trasie, i jeszcze kilka wymogów pomniejszych. Taka litania musi kosztować. Wszystkie dokumenty muszą być przetłumaczone na język chiński i złożone w stosownych urzędach. To wszystko sprawia, że nie da się tego samodzielne i zdalnie załatwić. Koszt obsługi przez wyspecjalizowane lokalne agencje waha się w granicach kilku tysięcy USD, w zależności od długości pobytu. Dodatkowo zapragnęliśmy wjechać do Państwa Środka przejściem granicznym na przełęczy Torugart (3750 m n.p.m.) a to wymaga kolejnych pozwoleń – normalnie to przejście graniczne jest przeznaczone tylko do Chińczyków i Kirgizów.
Kiedy uporamy się z kwestiami finansowymi, następnym problemem okazuje się być czas. Nawiązanie kontaktu, ustalenie szczegółów, wreszcie same formalności zajęły nam około pół roku. W takich chwilach do świadomości dociera, jakim dobrodziejstwem jest Układ z Schen-gen. Samo przekroczenie granicy, mimo takich przygotowań nie przebiega ekspresowo. Nam zajęło to około 6 godzin. Też ze względu na specyfikę przejścia granicznego na przełęczy Torugart. Samo przejście jest na nieprzyjemnej do ludzkiego organizmu wysokości i oprócz żelaznej bramy i kilku pograniczników dokonujących podstawowej kontroli nie ma tam nic. Zasadnicze przejście graniczne jest dopiero 100 km dalej, a wiedzie do niego niemiłosiernie dziurawa droga. My granicę przekroczyliśmy w piątek, czyli następnym dniem roboczym, kiedy pojechaliśmy na przegląd i po chińskie „blachy”, był poniedziałek. A to był dopiero początek naszej chińskiej przygody.
Tak w dużym skrócie wygląda wjazd do Chin własnym samochodem. Jak wiadomo Polska z Chinami nie graniczy, więc aby dotrzeć do tego kraju musieliśmy jeszcze przejechać przez 10 innych państw. Na takiej trasie przygód nie brakowało. Wszystkich zainteresowanych naszymi przygodami m.in.: stłuczką w Gruzji, przeprawą promową przez Morze Kaspijskie, deportacją z Uzbekistanu, zapraszam na bloga wyprawy: www.chiny2015.pl