poprzedni artykułnastępny artykuł

Mateusz Zardzewiały: Chocim -zapomniany triumf

11 listopada to nie tylko rocznica odzyskania niepodległości w 1918 roku, ale i 440. rocznica zwycięstwa pod Chocimiem – podobnie jak inne wielkie triumfy oręża Pierwszej Rzeczpospolitej – coraz bardziej zapomnianego.

„Nagle wrogowie przypominają sobie o pozostawionym na gazie mleku. W pośpiechu opuszczają więc miejsce potyczki. Prym wiedzie dowódca, Hussejn pasza. Jedyna droga odwrotu – most na Dniestrze  – cieszy się ogromną popularnością. Nie pozostaje również obojętny dla polskich armat”

Jeśli prawdą jest, że historię piszą zwycięzcy, chwytajmy za pióra, facebooki, twittery. Nieobecność w powszechnej świadomości potyczki chocimskiej, jak i wielu innych zwycięstw naszych dziadów, powinna być dla współczesnych powodem do wstydu. Przecież zwycięzcy to my!

fot. „Bitwa pod Chocimiem w 1621 r.”, fragment mal. Stanisław Batowski.

Październik roku 1672 nie zapisał się złotymi zgłoskami w polskiej historiografii. Targające Rzeczpospolitą szlachecko-magnackie uszczypliwości naruszyły i tak już wątły system odpornościowy kraju. A że okazja czyni złodzieja, wrogi wirus osmański błyskawicznie zaatakował Polskę. Podpisany wówczas pokój buczacki raczej nie mógł być powodem do dumy – zgodnie z jego zapisami traciliśmy istotną część wschodnich ziem i zobowiązaliśmy się do płacenia corocznego haraczu mało wyrafinowanemu przeciwnikowi.

Wprowadzenie pokojowych zapisów w życiową praktykę oznaczałoby faktyczne oddanie kraju w lenno przeciwnikom.

Haniebny pokój – mądrość etapu

Jako że w XVII wieku public relations był raczej w powijakach i możni średnio wiedzieli, jak porażkę nazwać sukcesem, mniejszym złem, tudzież mądrością etapu, sięgnęli po znane od wieków i wypróbowane przez pokolenia rozwiązanie – otóż wzięli głowę, a następnie nią ruszyli. Efekt mógł być tylko jeden, tradycyjnie Polski – szlachta jednoznacznie pokazała, że haniebny pokój poważa, mając go w miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Zamiast ratyfikacji ustalono więc dodatkowe podatki na wojsko i – voila!.

 Oczywiście nietrudno zgadnąć, że takie działania wpłynęły deprymująco na Turków. W kraju powstała gorączka – dobry znak świadczący o walce organizmu. Dodatkowe podatki, powiększenie armii i wszystkie te działania, które zazwyczaj podejmowane były w podobnych chwilach, a o których niestety milczy WikiLeaks. Niemniej doprowadziły one wojska koronne wspomagane litewskimi posiłkami pod Chocim. Ten sam Chocim, który w roku 1621 nasza armia bohatersko broniła przed turecką nawałnicą.

Turecki pech

Trudno jednak ukryć, że przez te lata nieco wody w Wiśle upłynęło, zaprowadzając przy okazji kilka istotnych zmian. Gdy w listopadzie 1673 roku polskie proporce zaczęły powiewać pod twierdzą, role były odwrócone. To nasi dzielni wojowie znaleźli się na pozycjach ofensywnych. A gotowa do ataku husaria oznaczać mogła tylko jedno – paniczny, wszechogarniający strach wrogów. Nie ma w tym nic dziwnego! Jeśli Polak ma pod ręką broń, a w zasięgu wzroku – wroga, zdecydowanie mało rozsądnym pomysłem jest bycie tym wrogiem. Pech Turków polegał na tym, że nie rozumieli tego prostego równania.

Turcy – zmarzluchy

Dowodzący niewiernymi Hussejn basza już wkrótce miał osobiście przetestować najszybszą drogę odwrotu spod zasięgu mieczy czcigodnych, nadwiślańskich mężów. Mając 35 tysięcy ludzi pod rozkazami (warto nadmienić, że Mołdawianie w sile liczącej 5-6 tys. zbrojnych szybko zdecydowali się przejść na stronę Rzeczpospolitej), rozpoczął on formowanie szyków obronnych, korzystając między innymi z polskich umocnień pamiętających czasy poprzedniej bitwy chocimskiej. 10 listopada niewielkie oddziały rodzimego wojska nadszarpnęły linie obronne Turków. Rajd z góry skazany na porażkę, co nie było dla dowódców żadną tajemnicą. Niemniej jednak to działanie taktycznie znaczyło wiele – fortel pozwolił na zdobycie istotnych wiadomości na temat rozmieszczenia wrogiej armii. Nie był to ani pierwszy, ani też ostatni przejaw wojennego geniuszu i bohaterskiej brawury szanownego Jana Sobieskiego.

Kilkaset lat temu niektórzy nie wiedzieli nic o globalnym ociepleniu. A już na pewno nie miał o nim pojęcia genialny wódz, słusznie stwierdzając, że „Turcy są wrażliwsi na zimo i na niewczasy wojenne, aniżeli Polacy”. Dodając do siebie te elementy – a rzecz działa się w listopadową noc! – wystawił gotowe do ataku linie na całonocną wartę. Jednak, jak przystało na bohatera, sam nie schował się do ciepłego kącika. Przechadzając się dumnie wśród wojów, dodawał tak potrzebnej otuchy. Wzbudzał też uczucia braterstwa i miłości wśród podkomendnych.

„Żołnierzu, bij poganina i zwyciężaj!” 

11 listopada 1673 roku. Dzień nieśmiało prosi słońce o chwilę dla siebie. 30-tysięczna armia bohaterów czeka w napięciu. Osacza wroga szerokim łukiem. Nagły krzyk – to przemawia dowódca. Kończąc daje wojom cenną wskazówkę – „Żołnierzu, bij poganina i zwyciężaj!”. Nikt nie śmie zgłosić najmniejszych wątpliwości. Polacy nie znają haniebnego słowa klęska. O strachu słyszeli tylko urywane szepty wśród wrogów.

Ziemia zadudniła pod butami bohaterskiej piechoty. To żołnierze Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Biegną na zgubę wrogów. Przypomnieć im kto jest panem tej ziemi. Już są na wałach obronnych. Zdobywają wrogie pozycje. Spychają Turków. Spychają bez chwili wytchnienia. Robiąc miejsce dla konnych. Wśród nich elita – Husaria. Na jej widok sam Achilles osobiście godzi się w piętę. Co dopiero mierni Turcy!

Wielki triumf Sobieskiego

Nagle wrogowie przypominają sobie o pozostawionym na gazie mleku. W pośpiechu opuszczają więc miejsce potyczki. Prym wiedzie dowódca, Hussejn pasza. Jedyna droga odwrotu – most na Dniestrze  – cieszy się ogromną popularnością. Nie pozostaje również obojętny dla polskich armat. Nagły trzask – i tu historia przeprawy dobiega końca. Wraz z nią, w lodowatej rzece dogorywa kilkuset Turków. Wielu z rozpaczy skacze w nurt.

Wiktoria Rzeczpospolitej jest bezsprzeczna. Sława o Janie Sobieskim, wielkim pogromcy niewiernych obiega i onieśmiela europejskie dwory. Zewsząd płyną gratulacje. Dzień przed bitwą umiera Michał Korybut Wiśniowiecki, z Bożej Łaski Król Polski. Chocimskie zwycięstwo wskazuje jednoznacznie, kto godzien jest sukcesji tronu.

  Chwała oręża polskiego jest bezsprzeczna, a pamięć o niej nie zasługuje na podtrzymywanie. Zasługuje na intensywne eksponowanie! I jedna z tablic na warszawskim Grobie Nieznanego Żołnierza milcząco przypomina o miejscu chocimskich zwycięzców w panteonie narodowych bohaterów.

Mateusz Zardzewiały  

Artykuły z tej samej kategorii

O nocach sierpniowych

Sierpniowe refleksje i emocje wokół rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy powinniśmy zostawić dyskusje o jego sensie historykom, czy nauczyć się...

Nierówna równość 

Odkryj niewygodne prawdy o Wielkiej Rewolucji Francuskiej w nowym artykule Katarzyny Kotowskiej. Czy wiesz, jakie role odgrywały kobiety w...

Pierwszy strzał ostatniej wojny

Gdy 28 czerwca 1914 roku w prowincjonalnej Bośni wstawało słońce, nikt nie spodziewał się, że będzie to ostatni spokojny poranek na wiele, wiele lat. Tego...