“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Rozmawiamy dziś z Mateuszem Bartelem, arcymistrzem szachowym. Opowiada o fenomenie szachów i otwiera przed nami świat profesjonalistów.
Białe czy czarne?
Każda partia szachowa jest dla mnie świętem. Prawdę mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Najwięcej partii zaczynałem ruchem E4. Większość zawodowych szachistów zapewne powie, że woli białe, bo statystycznie wygrywa się nimi częściej.
Często pada pytanie, czy szachy to dyscyplina sportowa. Jak przekonać sceptyków, że tak?
Dla mnie sport to przede wszystkim wymierna rywalizacja. Będę może kontrowersyjny, ale moim zdaniem szachy są bardziej sportowe niż łyżwiarstwo figurowe, które opiera się wyłącznie na werdykcie jurorów. To po prostu ocenianie. Jeśli dla kogoś sport równa się jedynie wysiłkowi fizycznemu, to się nie dogadamy. Choć klasyczna partia szachów trwa nawet siedem godzin. W każdym razie cieszę się, że mogę ten sport uprawiać.
Czy z szachami jest jak z baletem? Im wcześniej zacznie się praktykę, tym lepiej?
To zależy, jaki jest nasz cel. Jeżeli z rozgrywek chcemy czerpać przyjemności intelektualne, to bez różnicy, kiedy zaczniemy. Ale jeśli ktoś chce być wyczynowcem, to tak, im wcześniej, tym lepiej. Znam niewielu arcymistrzów, którzy zaczęli grać w szachy po 10 r.ż. Teraz dzieci zaczynają grać nawet w przedszkolach.
Dzieci często zaczynają od warcab, żeby później przejść do szachów. To właściwa droga?
Moim zdaniem jedyne podobieństwo między tymi grami jest takie, że rozgrywa się je na szachownicy. Sam w warcaby nie rozegrałem ani jednej partii, chyba że w wieku 5 lat.
Czy szachy grane online można uznać za e-sport?
Nie do końca podoba mi się włączanie szachów do e-sportu, choć w obecnych czasach jest to zrozumiałe. Dlaczego jestem jego przeciwnikiem? Dlatego że mając naprzeciwko siebie drugiego człowieka, nie tylko gramy partię umiejętności. Rozgrywamy też partię psychologiczną. Dużą rolę gra pewność siebie i język ciała. Zaczyna się od samego uściśnięcia dłoni, wysyłamy sygnały przez nasze tiki, grymasy. Istotny jest sposób reakcji na ruchy przeciwnika. To brzmi śmiesznie, ale jest bardzo istotne. Znam graczy, którzy mają świetne umiejętności, ale na pojedynkach spalają się z nerwów. Obecne czasy są dla szachów szansą, ale jednocześnie przekleństwem, bo zmieniają postrzeganie dyscypliny.
W Twoim przypadku granie w szachy to też możliwość podróżowania po świecie. Który kraj zapadł Ci najbardziej w pamięci?
Nie jestem bardzo aktywnym globtroterem, choć fakt, szachy oferują dużo możliwości, jeśli chodzi o podróżowanie. Znajomi byli chyba na wszystkich możliwych kontynentach w ramach rozgrywek. Coraz więcej jest turniejów w Afryce. Podczas turnieju w Angoli dowiedzieliśmy się, że Luanda jest jedną z najdroższych stolic na świecie. Za pierwsze miejsce zwycięzca dostał 5 tys. dolarów; całkiem pokaźna suma, prawda? Z tym że kolacja dla kilku osób, wcale nie bardzo wystawna, kosztowała zawodników tysiąc dolarów.
Byłem w Indiach, Chinach, choć głównie biorę udział w zawodach w krajach europejskich. Pozytywnie zaskoczyło mnie np. Kosowo.
Jak wygląda trening szachowy?
To zależy od zawodnika, niektórzy siedzą nad szachownicą codziennie, inni z doskoku. Nawet jak nie trenujemy, to oglądamy turnieje, sprawdzamy wyniki. Żeby być mistrzem, trzeba trenować cały czas, ale to przecież nic odkrywczego. Mówi się, że życie jest za krótkie, żeby poświęcić je szachom, ale to wina życia, nie szachów.
Co kolekcjonują fani szachów?
Angielska wersja Chess24.com ma dość rozbudowany sklep z gadżetami typu kubki, bluzy, długopisy, przenośne szachownice. Choć szachy nie mają jeszcze aż tak dużej siły marketingowej jak chociażby piłka nożna.
Co daje granie w szachy?
Utarło się, że w szachy grają umysły ścisłe. To stereotyp, który nie ma oparcia w faktach. Żeby nauczyć się grać w szachy, wystarczy godzina, aby zrozumieć zasady. Skoro dzieci w przedszkolu potrafią grać, to dorośli też mogą nauczyć się reguł i zakochać w szachach. To szansa na międzypokoleniowe zrozumienie. Coraz trudniej dogadać się dziadkowi z wnuczkiem, a przy szachownicy mogą razem usiąść i mieć z tego frajdę. To także gimnastyka umysłu.
Twoja żona również jest arcymistrzynią. Czy wspólna pasja jest spoiwem, czy wywołuje małżeńskie sprzeczki?
Zdecydowanie jest spoiwem. Trudne do wyobrażenia byłoby dla mnie egzystowanie z osobą, która o szachach nie ma bladego pojęcia. Trzeba naprawdę rozumieć, jakie emocje i napięcia towarzyszą szachiście po partii. Sporo naszych znajomych to małżeństwa, gdzie obie strony grają w szachy, nawet nie profesjonalnie. Zakładam, że w małżeństwach „mieszanych” mogłoby to być preludium do pewnych niesnasek, ale w tym życiu tego nie sprawdzę.
——
Pełną wersję rozmowy odsłuchasz na:
fot. Andreas Kontokanis | Wikipedia