Jak nakarmić wilka i mieć owce w całości?
O dylemacie mieszkaniowym, spekulacji i jej wpływie społecznym. Temat nieruchomości pobudza zmysły opinii publicznej już kolejne miesiące, rodząc przy tym skrajne...
Chodzi o to, by zarówno na szczeblu europejskim, jak i krajowym powstały formalne ciała, które pod względem potencjalnie nadciągającego ryzyka, będą miały kompetencje, możliwości i narzędzia, by ostrzegać: „Houston, mamy problem”.
Skutki globalnego kryzysu gospodarczego postawiły w stan alarmu wiele państwowych „straży pożarnych”. Okazało się bowiem, że nowotwór, który początkowo zaatakował amerykański system bankowy, szybko zainfekował światowe rynki finansowe, a potem jego ofiarami padły (w różnym stopniu i w różnych obszarach) finanse publiczne wielu państw.
W Polsce trwają prace legislacyjne dotyczące tzw. nadzoru makroostrożnościowego. Chodzi przede wszystkim o powołanie do życia Rady ds. Ryzyka Systemowego. W jej skład mają wchodzić cztery osoby: prezes Narodowego Banku Polskiego, minister finansów oraz szefowie Komisji Nadzoru Finansowego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Cztery osoby, ale najważniejsze dla rynku finansowego i finansów publicznych. Rada ma „z lotu ptaka” patrzeć na polski system finansowy, stan budżetu państwa, kondycję ekonomiczną polskich rodzin, firm i dokonywać analizy: grozi nam jakaś kula śnieżna, która może zamienić się w groźną i nieprzewidywalną w skutkach lawinę, czy nie? Jeśli Rada dostrzeże jakieś istotne zagrożenia, będzie mogła zareagować podając do publicznej informacji stosowne opinie, ostrzeżenia i zastrzeżenia. Rynek finansowy jest na tyle wyczulony na rekomendacje działań (zwłaszcza po 2008 roku), że podanego do publicznej wiadomości zdania takiego gremium nie zignoruje. Bo cena, jaką mogłyby zapłacić poszczególne instytucje aktywnie działające na rynku finansowym, mogłaby być zdecydowanie przewyższać korzyści z symulowanej choroby głuchoty. Pytanie, czy powoływanie takiej instytucji jak Rada ds. Ryzyka Systemowego w Polsce ma w ogóle sens? Przecież całkiem nieźle działa Komisja Nadzoru Finansowego. No tak – ale KNF ogarnia swoją analizą i rekomendacjami tylko instytucje finansowe. Nie ma dotychczas w Polsce instytucji, która potrafiłaby ogarnąć i okiełznać szeroko, a nie wąsko pojęty rynek finansowy. Jeśli Belka, Szczurek, Jakubiak i Pruski chcą za darmo chronić Polskę przed zagrożeniami, to raczej klaszczmy niż wygwizdujmy. Dla własnego dobra i dobra wspólnego.
Dodatek powstaje we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej