Czy szkoła rzeczywiście wychowuje?
Czy obecny system edukacji naprawdę spełnia swoje zadanie? 🤔Zobacz, jakie wyzwania stoją przed dzisiejszymi szkołami i dlaczego warto zadbać...
„Kochani rodzice, przyślijcie pieniądze na walkę z nałogiem” – śpiewał lata temu Bohdan Smoleń w satyrycznej piosence „Ja już nie palę” legendarnego kabaretu Tey. Jak dziś można by rozwiązać ten problem, tak typowy dla wielu dzieci, spędzających wakacje bez dostępu do portfeli mamy i taty? Po prostu przesłać na telefon komórkowy pociechy przekaz pieniężny, do odbioru w najbliższym bankomacie!
Rodzicom „kolonisty” Bohdana Smolenia taki pomysł nie przyszedłby do głowy z wielu powodów. Choćby dlatego, że kiedy piosenka powstawała, nie było komórek. Dziś jest ich Polsce dużo więcej niż nas samych. Zgodnie z raportem Narodowego Banku Polskiego liczba telefonów komórkowych w naszym kraju (54 mln) znacznie przekroczyła liczbę wyemitowanych kart płatniczych (34 mln). Nic dziwnego, że rodzime banki właśnie w bankowości mobilnej dostrzegają coraz większy potencjał. Tak jak w okolicach 2000 r. rozpoczęła się w Polsce era bankowości internetowej, tak teraz na bankową scenę wkracza m-banking.
Telefon zamiast oddziału
Na początku ostatnich wakacji sześć dużych polskich banków: PKO BP, BZ WBK, BRE, ING Bank Śląski, Millenium i Alior zapowiedziało stworzenie i uruchomienie na masową skalę jednolitego standardu płatności mobilnych, opartego na założeniach systemu IKO, wdrożonego niedawno przez lidera rynku, czyli PKO BP. Ten tak nietypowy na konkurencyjnym rynku bankowym alians już dziś reprezentuje około 16 mln Polaków, a wielce prawdopodobne, że do tego grona dołączą klienci innych banków.
O co idzie? O to, by klient za pomocą telefonu mógł sprawdzić stan konta, wykonać przelew, sprawdzić harmonogram spłat kredytów, założyć lokatę czy rachunek oszczędnościowy. Ale nie tylko. System ma umożliwiać płacenie komórką w sklepach, hotelach czy na stacjach benzynowych oraz wypłacanie nią gotówki z bankomatów. Będzie też służyć przelewaniu pieniędzy na inne konta bankowe bez posługiwania się numerem tegoż konta, a tylko numerem telefonu. Możliwe ma być również opłacanie komórką rachunków za prąd, gaz czy telefon, a także postojów na parkingach czy biletów komunikacji miejskiej, autobusowej i kolejowej. Czy wreszcie – przesłanie pieniędzy na odległość, które odbiorca (choćby rzeczony kolonista) wypłaci w bankomacie albo którymi zapłaci w sklepie.
Gotówka króluje
Ruch w interesie jest duży. Kolejne banki oferują coraz to użyteczniejsze i przyjazne w użytkowaniu aplikacje m-bankingowe, łatwe do ściągnięcia z ich stron internetowych czy z popularnych serwisów takich jak Appstore czy Google Play. Pekao, drugi największy polski bank, w zaprezentowanym w czerwcu projekcie PeoPay, oprócz już wymienionych funkcjonalności, udostępnia klientom specjalne promocje – osoby płacące telefonem mogą po prostu kupować taniej.
Bankowcy przyznają, że chodzi im o zachęcenie Polaków do korzystania na większą skalę z płatności bezgotówkowych. Choć bowiem w naszych rękach jest około 34 mln kart płatniczych, to większość z nich wciąż jest wykorzystywana głównie do wypłat pieniędzy z bankomatów lub wręcz leży schowana głęboko w szufladach. Z analiz Narodowego Banku Polskiego wynika, że na 100 dokonywanych w naszym kraju transakcji, zaledwie 16 jest przeprowadzanych przy użyciu kart płatniczych.
Smartbanking
Czy może to zmienić bankowość mobilna? Sceptyków nie brakuje nawet wśród samych bankowców. Z badań przeprowadzonych pod koniec 2012 r. wynika, że w rozwoju tego segmentu rynku widzą wiele barier. Główna z nich to „problem braku potrzeby wykorzystania telefonu komórkowego w przeprowadzaniu usług bankowych”. Część środowiska bankowego jest przekonana, że niewielu osobom będzie się chciało „bawić” w m-banking, skoro dziś wszystkie swoje sprawunki bankowe robią przez internet. Warto jednak pamiętać, że kilkanaście lat temu podobne dywagacje dotyczyły bankowości internetowej. I choć dziś, kiedy papierowe wyciągi i kolejki w oddziałach banków odchodzą w zapomnienie, te wątpliwości wydają się nieprawdopodobne lub zabawne, to ówcześnie przeważał pogląd, że sieć to co najwyżej jeden z możliwych kanałów sprzedaży.
Jeszcze w 2001 r. dostęp do internetu, przeważnie kiepskiej jakości, miał zaledwie co szósty Polak, i to zazwyczaj tylko w pracy lub szkole. Z raczkującej wtedy bankowości elektronicznej korzystało mniej niż pół miliona naszych rodaków. Dziś konta internetowe ma pięćdziesiąt razy większa liczba klientów. Jednocześnie właśnie zaledwie około pół miliona osób loguje się do swojego banku poprzez aplikację w telefonie. Punkt wyjścia bankowości mobilnej jest jednak o wiele lepszy niż internetowej. Według raportu Mobile Tracker smartfony stanowią już 47 proc. rynku telefonów komórkowych w Polsce, a operatorzy mobilni oferują dziś takie pakiety transmisji danych, że korzystanie z m-bankingu jest dostępne dla każdego.
Telefony i tablety to dziś narzędzia, służące nie tylko do komunikacji i rozrywki, ale także, coraz częściej, do zarządzania finansami. Kolejna, po internetowej, rewolucja bankowa ma polegać nie tylko na umożliwieniu korzystania z usług bankowych przy pomocy urządzeń mobilnych, ale i zintegrowaniu tych usług z popularnymi portalami społecznościowymi i zakupowymi. Cel jest jasny – dostęp do swoich kont bankowych praktycznie w każdym miejscu na ziemi oraz o każdej porze dnia i nocy. I możliwość oszczędzania nie tylko pieniędzy, ale i tego, co w naszej epoce jest może od nich cenniejsze – czasu.