Sieć znajomych, znajomi w sieci
Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...
Wyobraźmy sobie sytuację, która spotyka każdego. Zaspaliśmy, w pośpiechu wybiegamy z domu, autobus przecież na nas nie poczeka. Zimno uderza w nas za drzwiami, a my bez czapki, rękawiczek i szalika. Sprint na przystanek. Uff. Udało się, wsiadamy, ciężko oddychając. W środku pełno ludzi, ktoś kicha, ktoś kaszle, a my w tym wszystkim łapiemy głębokie oddechy przez usta. Dwa dni później ból gardła, kaszel i coraz gorsze samopoczucie. Szukamy leków. Coś przeciwgorączkowego, jakiś syrop i krople do nosa. O, i jeszcze jakiś antybiotyk. Ostatnio dostaliśmy go od lekarza na zapalenie krtani, to pewnie znowu to samo, zostało kilka tabletek. Przecież nie zaszkodzi, lepiej wziąć, to szybciej wrócimy do zdrowia. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to czas wyjaśnić parę ważnych rzeczy.
Nikt nie wyobraża sobie współczesnej medycyny bez antybiotyków okrzykniętych „cudownymi lekami”. Uznano je za jeden z najważniejszych wynalazków medycyny, mimo że są one dość nowym odkryciem w leczeniu. Dopiero w 1928 roku Aleksander Fleming przez przypadek zaobserwował, że grzyby pleśniowe z rodzaju Penicillium hamują wzrost bakterii. Natomiast penicylina została wyizolowana w czystej postaci dopiero 10 lat później, a jej przemysłową produkcję rozpoczęto w 1954 roku, niedługo po przyznaniu za to odkrycie Nagrody Nobla. Na przestrzeni lat poznano i wykorzystano wiele innych naturalnych antybiotyków. Rozpoczęto badania nad nowymi, syntetycznymi substancjami o właściwościach przeciwbakteryjnych. Lekarze w końcu otrzymali broń, którą skutecznie mogli walczyć z zakażeniami bakteryjnymi. Przez jakiś czas miano nadzieję na świat bez chorób zakaźnych i ich śmiertelnych ofiar. Jednak wraz ze wzrostem używania antybiotyków obserwowano coraz mniejszą skuteczność terapii. Wniosek był jeden – wcześniej wrażliwe bakterie stały się oporne.
Aleksander Fleming przewidział tę sytuację, zanim ktokolwiek zauważył jej skutki. Kiedy odbierał Nagrodę Nobla, powiedział: Mogą nadejść czasy, gdy penicylina będzie mogła być kupiona przez każdego w sklepie. Istnieje więc niebezpieczeństwo, że nieświadomy […] człowiek będzie ją przyjmował w zbyt niskiej dawce i drobnoustroje poddawane nieodpowiednim dawkom leku staną się oporne. Przez wiele lat jednak nikt nie doceniał zagrożenia, jakie stanowi lekooporność bakterii. Skuteczność antybiotyków pozwalała zwalczać choroby uznawane za nieuleczalne. Śmiertelność znacznie spadła, wydłużyła się długość życia. Na rynku pojawiały się coraz nowsze substancje. Wszystko to razem spowodowało, że zaczęto je stosować nieodpowiedzialnie, w nadmiarze i często tylko „na wszelki wypadek”, szczególnie w chorobach wirusowych. W końcu to sami pacjenci przyzwyczajeni do efektywności terapii zaczęli domagać się antybiotyków. I tak to samonakręcające się koło doprowadziło do sytuacji, w której stoimy na progu katastrofy, bo na świecie izolowane są bakterie oporne na wszystkie znane nam preparaty.
Poznaj wroga
Jednak aby wytłumaczyć to zjawisko, najpierw trzeba zrozumieć, czym są bakterie i jakie wykazują cechy. Są to jednokomórkowe organizmy żywe, które możemy zobaczyć tylko pod mikroskopem. Mogą występować jako pojedyncze komórki lub całe społeczności. Występują wszędzie – w każdym środowisku i organizmach żywych, na Ziemi jest ich w przybliżeniu 5 kwintylionów! Potrafią przeżyć w najbardziej ekstremalnych warunkach – dla człowieka temperatura ciała wynosząca 43°C jest śmiertelna. Nasze białka ścinają się, tak jak w gotowanym jajku. Natomiast niektóre bakterie zdolne są do życia w temperaturze nawet 120°C.
Najważniejszy jest jednak podział na dobre i złe bakterie. Pierwsze z nich, tworząc naszą mikroflorę jelitową, spełniają wiele pożytecznych funkcji: fermentują składniki pokarmowe, produkują witaminę K i niektóre hormony oraz stymulują układ odpornościowy w zwalczaniu drobnoustrojów. Wykorzystujemy je również w przemyśle spożywczym (produkcja nabiału, kiszonek) i medycznym (produkcja insuliny), a także w biologicznych oczyszczalniach ścieków. Łatwo można zauważyć, że są niezwykle ważnym elementem naszego ekosystemu. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie chorobotwórcze drobnoustroje wywołujące zakażenia u ludzi, zwierząt i roślin. Są przyczyną gruźlicy, kiły, anginy, zapalenia płuc czy zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Powodują też psucie się produktów spożywczych i uczestniczą w niszczeniu budynków czy dzieł sztuki.
Skoro już wiemy, czym są bakterie, to na czym w takim razie polega ich oporność? Antybiotyk powinien zabijać lub hamować wzrost drobnoustrojów, jeśli tak się nie dzieje, to znaczy, że bakteria jest oporna na dany antybiotyk i leczenie nim nie jest skuteczne. Jak doszło do tego, że to zjawisko tak silnie się rozwinęło? Winne są podstawowe mechanizmy ewolucyjne, wystarczy, że pojedyncze drobnoustroje będą potrafiły się bronić poprzez niszczenie preparatu, niewpuszczenie go do wnętrza komórki lub usuwanie go na zewnątrz. Tym samym tylko one będą mogły się namnażać, a kolejne pokolenia będą w stanie przetrwać nowy atak prowadzony tym samym lekiem.
Bakterie wielooporne
Obecnie znanych jest kilka szczepów bakteryjnych, które są oporne na większość istniejących antybiotyków, tzw. bakterie wielooporne. Związane są one głównie ze środowiskiem szpitalnym i mogą stanowić ogromne zagrożenie dla pacjentów. Niestety na całym globie znajdują się bakterie, które nie reagują już na żadne ze znanych nam preparatów. Najczęściej są to: gronkowiec złocisty powodujący zakażenia skóry, pałeczka okrężnicy (E. coli) wywołująca biegunkę podróżnych czy zakażania dróg moczowych, pałeczka ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa) powodująca zapalenie płuc czy pneumokoki.
Pojawianie się takich bakterii wymusza poszukiwania nowych, coraz bardziej zaawansowanych leków. Jednak wprowadzenie nowego preparatu do powszechnego leczenia jest procesem czasochłonnym i kosztownym. Czas potrzebny nam do stworzenia nowej broni jest o wiele dłuższy niż ten, w którym bakterie wytworzą swoją. W tym nieustannym „wyścigu zbrojeń” człowiek vs bakterie wydaje się, że jesteśmy na straconej pozycji. Wielooporność była w pewnym sensie nieunikniona, jednak to nasza nierozwaga doprowadziła do tego, że to zjawisko zachodzi szybciej, niż jesteśmy w stanie je kontrolować.
To niebezpieczeństwo może dotyczyć nawet 10 milionów ludzi na całym świecie. Po 2050 r. infekcje mogą każdego roku zabijać taką właśnie liczbę osób, jeśli rozprzestrzenianie oporności bakterii na środki przeciwdrobnoustrojowe utrzyma się w dotychczasowym tempie. Dlatego tak ważna jest edukacja i świadomość tego, co robimy źle, i co wymaga natychmiastowych zmian. Nadużywamy antybiotyków, myśląc, że są one złotym środkiem na wszystko, zwłaszcza w infekcjach wirusowych typu przeziębienie i grypa, podczas których leczenie powinno być tylko objawowe. Przyjmujemy leki niezgodnie z zaleceniami lekarza, nie przyjmujemy ich o ustalonych godzinach lub przerywamy terapię po ustąpieniu objawów. I oczywiście wspomniane na początku samoleczenie – to naprawdę powszechny problem, że korzystamy z preparatów pozostałych z poprzedniej kuracji. Oczywiście niektórzy lekarze też nie są bez winy, szastają tymi „cudownymi lekami” na prawo i lewo, bo tak kiedyś faktycznie robiono, a stare przyzwyczajenia trudno zmienić.
Sytuacja wydaje się beznadziejna, ale drobnoustroje jeszcze nie wygrały. Prawda jest taka, że to od każdego z nas zależy, jak długo antybiotyki będą skuteczne. Co możemy zrobić, żeby uchronić nas wszystkich od powrotu chorób zakaźnych na szeroką skalę? Przede wszystkim zapobiegać zakażeniom. Higiena rąk i zdrowy tryb życia to podstawa, o której często zapominamy. Nie unikać szczepień. Nie namawiać lekarza do przypisywania antybiotyku, jeśli jest to tylko przeziębienie czy grypa. I stosować każdy lek (nie tylko antybiotyk) zgodnie z zaleceniami. A jeśli macie taką okazję, to edukujcie swoje otoczenie, bo rozwijanie świadomości to ogromnie ważny krok w kierunku spowolnienia wzrostu oporności bakteryjnej.