W pułapce dwójmyślenia
Czy to, co uważamy za prawdę, rzeczywiście nią jest? 🗣 Czy nie zagubiliśmy się w wygodnym światku gotowych poglądów...
Wiktor Świetlik
Profesorowie i telewizyjni mędrkowie z upodobaniem krytykują szarą masę, ale czy na pewno są od niej mądrzejsi?
Jeden ze znanych profesorów, z którym często zdarza mi się spotykać w programach publicystycznych, zwykł kpić z „suwerena”, czyli inaczej mówiąc z ludu, który wybiera dżentelmenów zasiadających w sejmie i w senacie. Babka w ulicznej sondzie zastanawia się, jak nazywa się minister spraw wewnętrznych. Toż to dopiero darcie z niej łacha. „Ot suweren, tacy ludzie fundują nam władzę”.
Niby coś w tym jest. Ostatnio rozmawiałem „o polityce” z moim dobrym znajomym, który jest mechanikiem samochodowym. To, co mówił, było – delikatnie mówiąc – nieco irytujące. Nie ze względu na niezgodność naszych poglądów, ostatecznie żyję z rozmów z ludzi o innych poglądach niż swoje. Potworne było powtarzanie zasłyszanych w mediach uproszczeń mających się do rzeczywistości jak pięść do nosa, jak choćby tego, że „projekt ustawy antyaborcyjnej zgłosił Kaczyński” (tak naprawdę to ten polityk właśnie zadecydował o tym, by wspomniany pomysł utopić). W złości pozwoliłem sobie nawet na małą złośliwość i wytłumaczyłem koledze:
Tyle że i od znajomych dziennikarzy i biznesmenów słyszę na przykład, że ludzi oszukano, bo „nie mówiono im o różnicach kursowych”. Naciąganie ludzi na kredyty frankowe kilkanaście lat temu nie było niczym ani przyzwoitym, ani uczciwym, ale akurat istnienie dynamicznych różnić między wartością walut jest rzeczą tak oczywistą jak fakt, że przy przechodzeniu przez jezdnię na czerwonym świetle można wpaść pod samochód. Nawet w krajach, gdzie wolno to robić. Polityczne kłamstwa i brednie ludzie powtarzają za tak zwanymi liderami opinii, aktorami, celebrytami, telewizyjnymi gadającymi głowami, a ci powtarzają to, co wyczytają w „swojej” prasie lub usłyszą od „swoich” polityków, a także „swoich” profesorów.
Zresztą nikt nie ulega tak bardzo rozmaitym kretyńskim modom i „narracjom” środowiskowym jak właśnie wspomniane elity. Nie na darmo wszelkiej maści trockizmy, socjalizmy utopijne, ale i eugeniki i teorie rasistowskie rodziły się na uniwersytetach, a nie wśród robotników rolnych.
Zatem kto ma najwięcej racji? Amerykański badacz o swojsko brzmiącym nazwisku James Surowiecki badał grupy ludzi, którzy mieli zgadnąć od ręki, czy w słoiku pełnym wymieszanych kulek o dwóch kolorach więcej jest kulek czerwonych czy białych. Któż więc najszybciej zgadywał? Inteligenci, technicy, humaniści, robotnicy, matematycy? Żadna z tych grup. Wygrywała średnia. Wygrywał tłum ze statystycznym, uśrednionym głosem, który niwelował pojedyncze błędy. Tak właśnie wybiera suweren. I ten suweren ma jeszcze jedną zaletę. W przeciwieństwie do zacnego profesorstwa nie tkwi w swoich błędach wiecznie, wstydząc się do nich przyznać, lecz je koryguje, dzięki czemu banda złodziei może rządzić przez 4 czy 8 lat, ale w końcu zostaje wymieniona na kogoś innego.
Czy wniosek z tego dla was, że macie przestać się starać i rozwijać i po prostu zostać częścią szarego tłumu? Mam nadzieję, że sam jestem jego zaprzeczeniem. Ale kiedy słyszę, że „suweren to matoł”, że „Polacy nie dorośli”, że „ludzie są ogłupiali”, to z dużym dystansem spoglądam na głowy tych, którzy takie słowa wypowiadają. Choćby i były siwe i cieszyły się powszechnym autorytetem.