“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Tomasz Lachowski
Już tylko kilka miesięcy dzieli nas od pierwszego gwizdka kolejnych mistrzostw świata w piłce nożnej państw nieuznawanych. Na po- czątku czerwca na nowoczesnym obiekcie w Suchumi, w Abchazji nad brzegiem Morza Czarnego, kapitan jednej z reprezentacji podniesie w geście triumfu puchar czempiona globu państw-widm.
Główny faworyt to z pewnością gospodarz – Abchazja, która na swojej ziemi chce koniecznie wygrać ten bardzo prestiżowy turniej. Groźne będą pewnie jeszcze Kurdystan i Cypr Północny. Czarny koń? Być może niespodziankę sprawi reprezentacja zachodnich Ormian albo Pendżabu. O drużynach Wysp Czagos, Zjednoczonych Koreańczyków w Japonii, Somalilandu, Padanii, Romów, ludów Saami, czy Recji, dawnej prowincji Cesarstwa Rzymskiego, trudno w chwili obecnej cokolwiek więcej powiedzieć. Na wszystkie one czeka już lśniący nowością stadion suchumskiego Dinama, główna, ale i jedyna arena zmagań podczas „mundialu nieuznawanych”.
Jakieś sto metrów od obiektu znajduje się kościół katolicki, gdzie posługę sprawuje polski ksiądz Artur, też zapalony sportowiec. Jak wskazuje Zbigniew Rokita, dziennikarz „Nowej Europy Wschodniej”, przyznanie zawodów tej rangi Abchazji traktować należy jako swoistą rekompensatę od światowej Konfederacji Niezależnych Związków Piłkarskich (ConIFA), zrzeszającej drużyny tzw. parapaństw. Przede wszystkim za trudności, jakie spotkały tych dumnych mieszkańców Kaukazu przy okazji uczestnictwa w poprzednich mistrzostwach Europy i świata. W zeszłorocznym czempionacie Starego Kontynentu w węgierskim Debreczynie ostatecznie Abchazja udziału nie wzięła – na mocy decyzji premiera Viktora Orbána. Na poprzednie mistrzostwa świata rozgrywane w dalekiej Laponii Abchazowie co prawda dotarli, ale zostali zdziesiątkowani przez szwedzką administrację, która tylko połowie składu przyznała wizy.
Abchazja jest zresztą bardzo wygłodniała wielkiej piłki, nawet jeśli etykieta „mistrzostw świata”, gromadzących tylko 12 teamów z quasi-państw, jest nieco na wyrost. Z prawnego punktu widzenia to wciąż integralna część Gruzji, ale od czasów wojny z lat 1992-93, która zerwała niemal wszystkie więzi łączące Suchumi z Tbilisi, występowanie abchaskich klubów w lidze gruzińskiej stało się faktycznie niemożliwe. Abchazja posiada swoją ligę krajową, ale dla najsłynniejszego klubu, suchumskiego Dinama, który niegdyś awansował nawet na drugi poziom rozgrywek w ZSRR, gra w amatorskich zawodach to raczej tylko gorzkie wspomnienie dawnych czasów. Podobną sytuację zaobserwować możemy w innym poradzieckim parapaństwie – Górskim Karabachu, który też posiada swoją ligę piłkarską. To formalnie część Azerbejdżanu kontrolowana jest przez siły ormiańskie, która odłączyła się od Baku w wyniku wojny z początku lat 90. ubiegłego stulecia. Zapaleni kibice pił- karscy z pewnością pamiętają azerski klub Agdam Karabach, eliminujący z rozgrywek kwalifikacyjnych Ligi Europy UEFA Wisłę Kraków i Piasta Gliwice. Nie ma tu jednak mowy o pomyłce, gdyż choć Agdam to rzecz jasna miasto w Górskim Karabachu, to klub o tej nazwie rozgrywa swoje mecze w Baku. Zachowanie nazwy drużyny to zręczna polityka władz azerskich, chcących podkreślić przynależność Karabachu do Azerbejdżanu.
Nie zawsze jednak napięta, albo wręcz wroga relacja pomiędzy władzami de iure a de facto musi przekładać automatycznie na każdą dziedzinę życia, w tym sport. W maleńkim Naddniestrzu, separatystycznej części Mołdawii, która zerwała więzi z Kiszyniowem po wojnie 1992 r., z powodzeniem funkcjonuje klub Sheriff Tyraspol. Co więcej, piłkarze ze stolicy Naddniestrza 13-krotnie byli mistrzami Mołdawii, reprezentując to państwo w europejskich pucharach!
Dlatego też – jeśli interesujecie się piłką nożną i nie wiecie jak zagospodarować czas pomiędzy ostatnim gwizdkiem finału Ligi Mistrzów, a tym pierwszym EURO 2016 we Francji, to nie pozostaje nic innego jak tylko odwiedzić Suchumi i pokibicować Nieuznawanym.