Sieć znajomych, znajomi w sieci
Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...
Wydarzeniami, które w największym stopniu przykuwały uwagę Polaków w ciągu ostatnich miesięcy były mistrzostwa Euro 2012, olimpiada, paraolimpiada, a także niestety afery Amber Gold, OLT Express i doniesienia na temat administracyjnego nepotyzmu na najwyższych szczeblach. Emocje i refleksje towarzyszące tym wydarzeniom miały jeden wspólny element. W każdym przypadku pojawiały się pytania o model kształcenia i awansowania w naszym kraju. Mieliśmy z jednej strony, historie dzieci polityków robiących błyskawiczne kariery w publicznych sektorach państwa, tajemnicę człowieka z wieloma wyrokami, który zdołał zbudować wielką instytucję finansową. Z drugiej strony mieliśmy wybitnego sztangistę, złotego medalistę olimpijskiego, poddanego upokarzającemu dochodzeniu ze względu na to, że wybrał indywidualny sposób treningu. W dzisiejszej Polsce powszechne jest odczucie, że kariera nie jest przeznaczona najlepszym. Jako sferę najbardziej dotkniętą nepotyzmem, kolesiostwem i kumoterstwem, respondenci ośrodków badawczych od lat wskazują administrację publiczną. Pomimo kilku prób, nie udało nam się stworzyć zawodowego, elitarnego korpusu urzędniczego, takiego jakie istnieją w wielkich zachodnich demokracjach, stanowiąc nieraz amortyzator dla nieodpowiedzialnych decyzji urzędniczych, a także źródło dobrego prawa i rozsądnego zarządzania państwem. Problem dotyczy także uczelni. Absolwent jednego z największych polskich uniwersytetów: – Przez kilka lat ciężko pracowałem na rzecz jednego z profesorów, miałem obiecany doktorat. Ostatecznie profesor wykorzystał wyniki mojej pracy, a doktorantem został syn jego kolegi. Okazało się, że takich osób jak ja było na roku kilka.
Na Zachodzie młode talenty są szybko wychwytywane, w Polsce najzdolniejsi decydują się często na emigrację, jak to zmienić?
Nie chodzi tylko o sferę publiczną. Niejasne modele promocji przenoszą się z uczelni do świata korporacyjnego. Wielkie korporacje często zaczynają przypominać nie prywatne firmy, a ogromne publiczne agendy – takie, w których ręka rękę myje. Powstają udzielne księstwa, których władcy boją się konkurencji ze strony zbyt zdolnych ambitniaków i w końcu gdzie właściciel, czyli akcjonariusz jest równie enigmatyczny i pozbawiony wpływu jak podatnik w sektorze państwowym. Te problemy przełożą się na naszą przyszłość. Już dziś Polska jest w światowym ogonie pod kątem pozyskiwania naukowych grantów. Jeszcze gorzej jest z wdrażaniem w życie wynalazków – efekty pracy polskich naukowców notorycznie zastępuje import. Do tego dochodzi emigracja młodych elit, najwybitniejszych osób, sfrustrowanych brakiem możliwości samorealizacji w kraju. Jak to naprawić? Odpowiedź – jak zwykle – tkwi w systemie. Kraje zachodnie wypracowały modele, w których wielki przemysł zrośnięty jest z nauką, a także administracją. Młode talenty wychwytywane są szybko, a ciężka, efektywna praca musi prowadzić do rozwoju kariery i wzrostu zarobków. Nie wydaje się, by istniały jakieś bariery, które nie pozwalałyby na realizację podobnego modelu w Polsce.