Lofoty – norweski cud natury
Norweskie krajobrazy inspirują i zachwycają niemal wszystkich, którzy je ujrzeli. Przeczytaj reportaż z wizyty na malowniczych Lofotach i dowiedz...
Rajskie plaże z białym piaskiem zamiast śniegu, kolonialne wspomnienia przy rumie, ale bez herbaty i dwóch królów wyspy, którzy przynoszą więcej radości niż sezonowy św. mikołaj. Wypadający po okresie huraganowym grudzień to idealny czas na poznanie Karaibów.
Jamajka, choć z kilkoma innymi wyspami, np. sąsiednią Kubą, tworzy archipelag o nazwie Wielkie Antyle, nie jest zbyt duża. Odległość ze wschodniego na zachodni kraniec wynosi 235 kilometrów, z północnego brzegu na południowy są to tylko 82 kilometry. Nieduża powierzchnia mieści w sobie wszystko to, czego można oczekiwać od wczasów. Piękne plaże!
Na przykład Frenchman’s Cove. Na jej bialutkim piasku Sean Connery jako James Bond szukał zabójców agentów brytyjskiego wywiadu, a Ursula Andress zaszokowała widzów na całym świecie, pokazując się w bikini. Również tam młoda brytyjska monarchini Elżbieta II w latach 50. wpatrywała się w linię horyzontu i rozkminiała, jak uratować imperium.
Kiedyś Jamajka pokochała Boba Marley’a, teraz bożyszczem i natchnieniem całego narodu jest Usain Bolt. Król muzyki reggae i król lekkiej atletyki. W Kingston poznajemy ich obu.
Marley dla Jamajczyków jest Janem Pawłem II, Józefem Piłsudskim i Robertem Lewandowskim w jednym. Jest kwintesencją wszystkiego, z czym może kojarzyć się Jamajka. Dready, reagge i język patois – kreolski na bazie angielskiego, w którym na pytanie Wah Gwaan? (Co słychać?) odpowiedź może być tylko jedna: irie (świetnie!).
W stolicy koniecznie warto sprawdzić jego dom – dziś nowoczesne, interaktywne muzeum i słynne slumsy Trentchtown, do których Bob wracał w piosenkach. Pamiętajcie, że Trenchtown najbezpieczniej ogląda się z okna lokalnej taksówki!
Bolt dał Jamajce wszystko, co w sporcie można osiągnąć, dziś daje pracę, inwestując w rodzinnych stronach, które tego bardzo potrzebują. A dla kibiców? Sieć restauracji mistrza Tracks and Records poza smaczną kuchnią serwuje lekkoatletyczne gadżety i sprinterskie anegdoty.
Nie jest to absolutnie rzecz godna pochwały, a jednak to element kulturowy i coś, z czego lokalni patrioci, jak poznany przeze mnie przy obiedzie Henry, są bardzo dumni.
– Tak, ma’am, byliśmy okupowani – Henry wyraźnie ekscytuje się możliwością streszczenia turystom historii Jamajki. – Out of many – one people (Z wielu – jeden lud) – mówi wyraźnie poruszony, a po chwili dodaje, że za Anglików wcale nie było tak źle. Była praca na plantacjach. Teraz młodzi albo wyjeżdżają do Kingston, albo jakoś żyją u rodziców.
– Na haju pewnie łatwiej, co? – ciągnę Henry’ego za język.
– Nie wiem, czy łatwiej, pewnie łatwiej, palę od czternastego roku życia – jego zamglone oczy śmieją się do mnie przyjaźnie.
Na Jamajce palą wszyscy. Wszędzie czuć specyficzny zapach marihuany, papierosy są zdecydowanie passe. Na ulicach nie brakuje zakręconych, którym THC namieszało w głowach. Nie brakuje też oficerów, którzy po służbie odbierają z altanki Henry’ego swój naturalny towar.
Towar prosto z ogródka, w którym konopie sadzi się obok kawowca (blue mountain – pyszna, ekskluzywna odmiana arabici z jamajskich Gór Błękitnych), a każdy szanujący się gospodarz pochwalić się może hodowlą kurczaków, które na talerzu lądują pod nazwą jerk. Naciera się je pikantną mieszanką przypraw lub marynuje w ostrym sosie i grilluje na dużym ogniu. Jerk podawany jest najczęściej ze smażonymi plantanami – bananami warzywnym. A na deser świeży ananas! Pycha!
Łowców biletowych okazji zapraszam do kontaktu przez redakcję, może uda mi się pomóc w planowaniu zimowej wyprawy życia, może będzie to właśnie Jamajka? To państwo zasługuje, by odkrywać je nie tylko przez pryzmat kurortów – tożsamość kulturowa mieszkańców Jamajki to prawdziwy fenomen: ich muzyka, biegi, smaki… Zupełnie różne niż to, co znamy, choć łączy nas wspólny mianownik – radość z goszczenia dalekich przybyszów, nie tylko od święta.