poprzedni artykułnastępny artykuł

Jakub Biernat: Pobudka! Kasa to nie wszystko

Ci, którzy pamiętają koniec komuny, pamiętają też szalone nadzieje, że jak to się wszystko skończy, wreszcie będzie jak na Zachodzie. Życie w zmarniałym, pogrążonym się w kryzysie kraju konfrontowane było bowiem z obrazkami zza żelaznej kurtyny – gdzie królował dobrobyt, a w sklepach można było, ot tak, kupić nawet szynkę bez kolejki, nie mówiąc o samochodach, telewizorach i benzynie bez kartek. Wydawało się wtedy, że wprowadzenie gospodarki rynkowej załatwi sprawę, wkroczymy do królestwa powszechnego szczęścia. Tymczasem od 20 lat transformujemy się i brniemy po kolana w błocie do upragnionego zachodniego standardu. I prawdę mówiąc, sam nie wierzę, że za mojego życia dobrniemy. Wolny rynek to nie wszystko Wolny rynek już mamy, co oznacza wprawdzie pełne sklepy, ale też niestabilność i niepewność jutra – w konsekwencji lęk i frustrację. To jedna strona naszych kłopotów. Druga to państwo. Demokracja – szczególnie tak upartyjniona jak w Polsce,  nie oznacza automatycznie, że interesy obywateli będą dostrzegane i realizowane. Można by więc usiąść i zapłakać, ale na szczęście demokracja przyniosła nam również kapitalną sprawę – wolność stowarzyszania się i wspólnego działania. I jest to najbardziej naturalny, choć pewnie nie najłatwiejszy sposób poradzenia sobie z naszymi problemami. Nie chodzi bynajmniej o tak zwane NGO – które pojawiły się na początku polskiej wolności. Czyli ogromne organizacje, hojnie wspierane funduszami z kraju lub zagranicy, które mają niewiele wspólnego z żywiołową ludzką aktywnością społeczną. Na szczęście dożywamy czasów, w których społeczeństwo budzi się do życia. Powstają: niewielkie spółdzielnie spożywców – ludzi wspólnie kupujących żywność po cenach hurtowych, stowarzyszenia lokatorskie, oddolnie tworzone komórki związków zawodowych, czy choćby stowarzyszenia rodziców walczące o lepszą jakość systemu edukacji. Ludzie uczą się artykułować swoje potrzeby na forum publicznym. Skąd ten letarg? Komunizm, a szczególnie jego schyłkowy okres po stanie wojennym polegał na zniechęcaniu ludzi do jakiejkolwiek działalności. Obywatel bierny – to obywatel niegroźny. Socjolodzy uważają, że represje stanu wojennego wymierzone nie we wszystkich, a w najaktywniejsze osoby, którym zniszczono życie, lub których zmuszono do emigracji sprawiło, że polskie społeczeństwo zamarło. W efekcie nie było w stanie zareagować odpowiednio na negatywne następstwa transformacji – która została narzucona praktycznie z góry. Teraz, po dwudziestu latach pojawiło się nowe pokolenie nieobciążone przeszłością, które jest w stanie tworzyć nowe struktury społeczne – nie tylko oparte na dążeniu do indywidualnego zysku, ale również na dążeniu do wspólnego celu. Jest szansa, że wraz ze wzrostem aktywności społecznej, w Polsce między ludźmi pojawi się utracone zaufanie. Nie jest to proces natychmiastowy – wspólne działanie zweryfikuje prawdę na temat jednostek. I usunie w cień wszelkiej maści cwaniaczków, którzy bezkarnie zatruwali życie. Obywatele jednoczcie się i działajcie razem! Jakub Biernat fot. wiki cc

Artykuły z tej samej kategorii

W pułapce dwójmyślenia

Czy to, co uważamy za prawdę, rzeczywiście nią jest? 🗣 Czy nie zagubiliśmy się w wygodnym światku gotowych poglądów...

Ile oni zarabiają!

Instagramerki, patocelebryci, influencerzy - ile oni zarabiają? 💸 Czy to wszystko jest oburzające i niemoralne, czy może istnieje coś...

W labiryncie informacji

Kulisy dzisiejszych mediów, gdzie fakty miesza się z fikcją, a prawdziwość informacji staje pod znakiem zapytania. Czy zawsze to,...