poprzedni artykułnastępny artykuł

„Inka” zamordowana za „Łupaszkę”

Była bardzo spokojna. Wyspowiadała się i prosiła, by pójść do mieszkania we Wrzeszczu i powiedzieć, że ją rozstrzelano. Do siostry, która była w domu dziecka w Sopocie, wysłała już pocztówkę z informacją, że dostała wyrok śmierci – napisał ks. Marian Prusak, sprowadzony na egzekucję „Inki” przez ubeków z kościoła garnizonowego w Rumi, gdzie był wikarym. 17-letnia Danuta Siedzikówna, sanitariuszka V Brygady Wileńskiej mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki,” została rozstrzelana rankiem 28 sierpnia 1946 r. w gdańskim więzieniu przy ul. Kurkowej. Razem z nią zginął por. Feliks Selmanowicz „Zagończyk”.

Ksiądz Prusak wspominał dalej: „W końcu zaprowadzono mnie do sali egzekucyjnej. […] Tam była cała gromada UB, jacyś żołnierze, lekarz, prokurator. Chyba z trzydzieści osób. Było ciemno. Oszołomiła mnie ta sytuacja. W końcu wprowadzili skazańców. Prawdopodobnie mieli skute albo związane ręce. Ubecy zachowywali się grubiańsko. Nie chciałbym przytaczać tu wyzwisk, które sypały się na dziewczynę i tego pana [o tym, że był to „Zagończyk”, ks. Prusak dowiedział się dopiero po latach – TP]. Ustawiono ich pod słupkami przy ścianie. Przed rozstrzelaniem dałem im krzyż do pocałowania. Chciano im zawiązać oczy, nie pozwolili. Prokurator siedział za małym stolikiem okrytym czerwonym suknem. Odczytał wyrok i powiedział, że nie było ułaskawienia. Potem padła komenda »po zdrajcach narodu polskiego ognia«. W tym momencie oni krzyknęli: „Niech żyje Polska!”, tak jakby się umówili. Padła salwa i oboje osunęli się na ziemię. Żołnierze strzelali z trzech, może czterech metrów”.

„Zagończyk” zginął od razu, ale „Inka” jeszcze żyła. Kiedy zbliżył się do niej dowódca plutonu egzekucyjnego (ppor. Sawicki) zdążyła jeszcze krzyknąć: „Niech żyje »Łupaszko«”. Oprawca dobił ją strzałem w głowę. Ksiądz Prusak spełnił ostatnie życzenie dziewczyny – przekazał wiadomość pod wskazany adres. Ubecy represjonowali go później za to. Gdzie jest major? Śmierć „Inki” i „Zagończyka” była zemstą komunistów za niepodległościową działalność Zygmunta Szendzielarza, żołnierza Września, a potem ZWZ-AK, który po wejściu Sowietów nie złożył broni. Przeprowadził szereg udanych akcji odwetowych na przedstawicieli okupacyjnej władzy (jego żołnierze zlikwidowali m.in. sowieckiego doradcę PUBP w Kościerzynie) i cieszył się autorytetem ludności, a nie można było go ująć. W śledztwie ubecy pytali Siedzikównę głównie o niego: gdzie jest major, gdzie jest „Łupaszko”? Prócz przynależności do „bandy Łupaszki”, czyli V Brygady Wileńskiej AK, i nielegalnego posiadania broni, komuniści oskarżyli ją o wydanie rozkazu zastrzelenia dwóch wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB. Tego „przestępstwa” nie udowodnił jej nawet podległy bezpiece „sąd” i nie potwierdziło dwóch z pięciu zeznających „dobrowolnie” w sprawie milicjantów, którym żołnierze „Łupaszki” darowali życie. Jeden z nich – Mieczysław Mazur – zeznał, że dziewczyna opatrzyła go, gdy został ranny w walce z „bandytami”. Nie jesteśmy żadną bandą Zygmunt Szendzielarz tłumaczył w ulotce z marca 1946 r.: „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej Ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich (…) My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy z a pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”. W grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska krótko przed śmiercią „Inka” napisała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Nie wydała ani „Łupaszki”, ani żadnego innego żołnierza wolnej Polski. Mimo iż bito ją i poniżano w śledztwie. 17-latkę rozbierano do naga, a do jej celi wpuszczano żony ubeków, którzy zginęli w akcjach przeciwko oddziałom Szendzielarza. Jeszcze przez długie lata PRL-u Danuta Siedzikówna była bandytką – podobnie, jak jej dowódcy – szczególnie Zygmunt Szendzielarz. W wydanej w 1969 r. książce-paszkwilu Jana Bobczenki (były szef UBP w Kościerzynie, potem w SB) i gdańskiego dziennikarza Rajmunda Bolduana „Front bez okopów” „Inka” uczestniczy w egzekucji funkcjonariuszy UB w Starej Kiszewie. Jest „krępa”, ma „sadystyczny uśmiech”, a w jej ręce błyszczy „czarna, oksydowana stal rewolweru”. A tak zapamiętał ją jeden z „łupaszkowców”, ppor. Olgierd Christa „Leszek”: „Stała przede mną smukła, uśmiechnięta, ładna dziewczyna, w pożyczonej gdzieś na wsi letniej sukience”. Strzelał Drej W czerwcu 1948 r. UB rozpracował i ostatecznie rozbił Wileński Okręg AK. Major Zygmunt Szendzielarz został skazany na osiemnastokrotną karę śmierci. W brutalnym śledztwie też nikogo nie wydał. O łaskę nie poprosił. Był 8 lutego 1951 r. Z celi na Mokotowie „Łupaszko” został wyprowadzony wczesnym wieczorem. Prokurator odczytał wyrok śmierci „w imieniu Rzeczpospolitej”. Potem oprawcy zmusili Szendzielarza, aby pochylił się do przodu. Chcieli, aby zobaczył leżące na schodach martwe ciała trzech swoich kolegów, zabitych przed chwilą. Kula dosięgła „Łupaszkę” o godz. 20.15. Tak przynajmniej wynika z protokołu egzekucji. Tym razem w tył głowy strzelał następca Piotra Śmietańskiego – Aleksander Drej. „Strzelał po pijanemu” – przyznał mi ostatnio Ryszard Mońko, zastępca naczelnika mokotowskiego więzienia. Niecały miesiąc później, 1 marca 1951 r. – w piwnicach domku gospodarczego na Rakowieckiej – Drej wykonał wyrok na siedmiu członkach IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Zabijał w dziesięciominutowych odstępach, co oznacza, że egzekucja trwała 70 minut. Komendant, ppłk Łukasz Ciepliński, wiedział, że nie będzie miał pogrzebu, tylko zostanie wrzucony pod osłoną nocy do jakiegoś bezimiennego dołu. Dlatego tuż przed śmiercią połknął medalik z Matką Boską. Dziś to ważna wskazówka dla ekipy pracującej na „Łączce”. Po odejściu z bezpieki Aleksander Drej przez rok pracował w milicji. Krwawy kat zmarł kilka lat temu w Warszawie. Do końca pobierał resortową emeryturę dla szczególnie zasłużonych. W ten sposób wolna Polska odwdzięcza się komunistycznym zbrodniarzom, nie szanując jednocześnie swoich bohaterów. Bo do dziś miejsce pogrzebania „Inki”, tak samo jak „Łupaszki”, pozostaje nieznane. A kiedy w 2006 r. Sejm RP przyjął specjalną uchwałę, w której uczcił 55. rocznicę śmierci mjr. Zygmunta Szendzielarza, a także oddał hołd innym bohaterom II konspiracji niepodległościowej, poległym w walce z komunistami, zamęczonym w ubeckich kazamatach lub skazanym na śmierć, lewica była czerwona ze złości. I tak, mimo 23 lat III RP, prawda o sowieckiej okupacji wciąż z trudem przebija się do świadomości Polaków. Dla spadkobierców tamtego zbrodniczego systemu, których jakże wielu decyduje nadal o sprawach naszego kraju, zawsze będzie to prawda niewygodna.

Artykuły z tej samej kategorii

Sieć znajomych, znajomi w sieci

Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...

Nie musi być idealnie

Różne mogą być przyczyny problemów w sprawnym zarządzaniu swoimi zadaniami i skutecznym zapanowaniu nad swoim kalendarzem. U jednych może to być lenistwo, u innych pożeracze...

Kanapka z salami i serem szwajcarskim

Czyli jak zrobić coś wielkiego. Znasz to uczucie, kiedy planujesz zrealizować duże zadanie? Poświęcasz wiele chwil rozmyślaniu nad tym i uświadamiasz sobie,...