O nocach sierpniowych
Sierpniowe refleksje i emocje wokół rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy powinniśmy zostawić dyskusje o jego sensie historykom, czy nauczyć się...
O nowej fali zainteresowania Polaków historią, i o tym czemu to może służyć opowiada historyk prof. Jerzy Eisler Czy młodzi Polacy interesują się historią? – Na tle okresu komunistycznego – gdy profesjonalne historyczne monografie i biografie drukowano w liczbie kilkuset tysięcy egzemplarzy i rozchodziły się one jak świeże bułeczki – sytuacja wygląda znacznie gorzej. W PRL historia zastępowała normalne, demokratyczne spory o współczesność. Polacy spierali się wtedy np. o rolę Stanisława Augusta czy Bolesława Śmiałego, a w rzeczywistości chodziło im o czasy współczesne. Po zmianie ustroju wszystko znormalniało – obecnie historyczne monografie wydawane są w nakładzie co najwyżej kilku tysięcy egzemplarzy.
O ile jakiś polityczny drań może się skryć przed osądem na poziomie państwa, to w historii lokalnej jego czyny na pewno wyjdą na wierzch. I gdy np. ktoś w PRL pełnił funkcje partyjne czy administracyjne, to dzięki tym lokalnym historykom-amatorom jego zachowanie zostanie opisane, utrwalone i ocenione. Podobnie będzie z zapomnianymi bohaterami, którzy nieznani w skali kraju, przejdą do lokalnej historii. To ogromna wartość takiej amatorskiej i hobbystycznej historiografii.
Wydaje się jednak, że ostatnio historia przechodzi do kontrofensywy? – Zawsze była mniejszość młodych ludzi bardzo zainteresowanych historią i większość, których historia męczy. Wśród nich pytanie o najprostsze nazwiska czy wydarzenie wywołuje popłoch. I na forum publicznym mylą Powstanie Warszawskie ze stanem wojennym, Okrągły Stół z Konstytucją III Maja. Na szczęście książki historyczne w pewnym stopniu zastąpił internet. Jednak ta internetowa wiedza najczęściej przybiera postać komiksową. Młodzi ludzie skupiają się raczej na obrazkach, konkretnych bohaterach i wydarzeniach, nie na szerszych procesach historycznych. Czy takie poznawanie ma sens? – To nie jest zła rzecz – ważne jest w ogóle pozytywne zainteresowanie. Dam przykład – mamy ogromny wysyp grup rekonstrukcyjnych. Część z tych ludzi bierze udział jedynie w przebierankach. Większość jednak nie tylko podnieca się mundurami, bronią i wysokimi butami. Te osoby starają się jak najwięcej dowiedzieć o okolicznościach i żołnierzach, w których rolę się wcielają. Czytają książki, oglądają filmy dokumentalne, szukają informacji w sieci. Nie jest tak, że w internecie nie ma niczego wartościowego. Oprócz chłamu jest sporo wiedzy kwalifikowanej. I w dobie spadku czytelnictwa klasycznego, zainteresowanie historią jest zasługą internetu. Polacy zaczęli też badać swoją lokalność – na Facebooku powstają masowo grupy zgłębiające historię swojej dzielnicy, miasteczka czy wsi. – To ogromna wartość. Ta regionalna historia ma to do siebie, że schodzi bardzo głęboko. O ile jakiś polityczny drań może się skryć przed osądem na poziomie państwa, to w historii lokalnej jego czyny na pewno wyjdą na wierzch. I gdy np. ktoś w PRL pełnił funkcje partyjne czy administracyjne, to dzięki tym lokalnym historykom-amatorom jego zachowanie zostanie opisane, utrwalone i ocenione. Podobnie będzie z zapomnianymi bohaterami, którzy nieznani w skali kraju, przejdą do lokalnej historii. To ogromna wartość takiej amatorskiej i hobbystycznej historiografii. Do czego historia może nam się w ogóle jeszcze przydać w życiu codziennym? – A choćby dla samodoskonalenia. Powinniśmy czytać książki, by wiedzieć więcej. Historia może być ratunkiem na codzienne frustracje. Niestety, sytuacja na rynku jest tak zła, że absolwenci szkół wyższych przez lata nie mogą znaleźć pracy w zawodzie i pracują jako ekspedienci czy tragarze w hipermarketach. To nie nowość. Historyk dobrze wie, że pod tym względem zbliżamy się do przedwojennych standardów, gdy inteligenci dawali ogłoszenia, że przyjmą każdą pracę. W takiej sytuacji zgłębianie historii jest może być odskocznią od codziennej frustracji. Z prof. Jerzym Eislerem rozmawiał Jakub Biernat Prof. dr hab. Jerzy Eisler jest Dyrektorem Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie na zdjęciu rekonstrukcja bitwy o Olszynkę Grochowską fot.wiki